Nierealne (2021-2023)
Nierealne: Sezon 1 Nierealne sezon 1, odcinek 1
odcinek Nierealne (2021-2023)

Touched

1h 1m
6,8 208
ocen
6,8 10 1 208
Nierealne
powrót do forum s1e1

Podobno jest to najlepszy odcinek serialu, ale nie mam zamiaru dalej sprawdzać i wierzę na słowo. Wydaje mi się, że głupota (a może tylko cynizm) twórców zatacza coraz szersze kręgi i obecnie jest w zasadzie niemożliwe, aby serial lub film obył się bez bohaterów obdarzonych szczególnymi, ma się rozumieć nadprzyrodzonymi darami, a im bardziej przesuwa się granica między zwykłym ogłupieniem i totalnym debilizmem, tym lepiej. Zaprezentowane w pierwszym odcinku bohaterki są oczywiście wiotkie i młodziutkie, ale jedna z nich to mająca dar wybiegania parę kroków w przyszłość mistrzyni (no jasne!) sztuk walki, a druga - jakby odrobinę wzorowana na Curie-Skłodowskiej - genialna (no oczywiście!) wynalazczyni. Umocowanie akcji na przełomie XIX i XX lecia służy... właściwie nie wiadomo, czemu służy, chyba tylko steampunkowej poetyce, której tak daleko do poezji, jak naszym politykom do miana męża stanu. Nieźle ukazany koloryt Londynu jest zaśmiecony gadżetami typu samochód, prawdopodobnie elektryczny, ręczne działko Gatlinga, latającymi "oślepiaczami" i, zapewne dla podkreślenia fantazji i ambicji scenarzysty i reżysera, majestatyczny i groteskowy statek powietrzny, prawdopodobnie kosmiczny. Pozostając przy reżyserze warto zerknąć do jego dorobku i przestać się dziwić temu, co się aktualnie ogląda, choc każdy widz ma nadzieję, że twórcy uczą się na błędach i kolejne ich dzieła są jeżeli nie lepsze, to przynajmniej nie gorsze od poprzednich. Niestety, z reguły widzowie są zmuszani do przełykania gorzkiej pigułki, po której pocieszają się, że może następnym razem będzie lepiej. A nie jest i nie wiadomo, czy w ogóle będzie! Na rodzimym podwórku dowiódł tego reżyser Krauze, wcześniej niejaki Pujszo, Piestrak, a ostatnio przenośny puchar zwycięzcy dość pewnie dzierży tak zwany Vega.
Cóż, z całą pewnością zalew tandety jest jedną z zaskakujących, choć nie przez wszystkich oczekiwaną, cechą dzisiejszych produktów. Na filmowej niwie objawia się tandetną miałkością scenariuszy, coraz częściej o założeniach typu mash - up, uproszczeniami i upodobaniem do sprawdzonych, stereotypowych postaci. Do tego swoją cegiełkę dokłada wszechobecna poprawność polityczna, dotycząca nie tylko kwestii rasowych, ale i płciowych. W tych produkcjach zwiewna bohaterka jest zawsze lepsza i mądrzejsza od niechlujnego i odpychającego bohatera, Afroamerykanin/Afroeuropejczyk będzie miał zawsze większą klasę niż zdegenerowany przedstawiciel białej rasy, a lesbijka i homoseksualista będzie kochać piękniej od patologicznego heteryka. Byli Afrykanie i LGBTQ są cali w skowronkach, ale dlaczego tak ma się dziać kosztem pozostałych? Może ktoś wie, bo ja na pewno nie. Zacytuję przy okazji, mam nadzieję, że dokładnie, słowa jednej z bohaterek: "Skoro możesz spojrzeć facetowi w oczy, to go dźgnij". Jakież to głębokie, uniwersalne i dowcipne!
Wracając do przemysłu filmowego jako takiego należy odnotować, że wielkie wytwórnie już dawno przestały udawać, że tworzą dzieła, teraz mamy do czynienia z produktem wyrobem o szczególnych, ściśle określonych w targetowych badaniach cechach. Innymi słowy, widzowie dostają produkt o oczekiwanych przez siebie walorach, a że są one takie, a nie inne, cóż... trudno być smakoszem, gdy naokoło są jedynie fastfoody.
Jak wspomniałem na początku jeden odcinek mi wystarczy i nie sądzę, abym coś stracił nie oglądając następnych, skoro jednak nawet reżyser i scenarzysta poczuł, że coś jest nie tak i się wycofał, to coś w tym musi być. Nie wiem jednak co i prawdę mówiąc, nie chcę wiedzieć.

Julian_Mach

Krzesła chyba też były mocniejsze niż teraz i dlatego nie trzeba było szukać winnego. Z przeżyć szkolnych przypomniało mi się jeszcze, jak sprzeczka z kolegą równym mi wzrostem, ale 20 kG cięższym, zakończyła się rzuceniem mnie w okno. Na szczęście było skrzynkowe, przedwojenne, ze szczeblinami i wygniecione szyby nie były zbyt duże. Przy obecnych oknach nie wiem, czy skończyłoby się dla mnie tak bez obrażeń. Nauczycielkę jednak bardziej frapowało kto zapłaci za szklarza, niż to czy nie jestem pocięty. Ale to były inne czasy. Jak sobie przypomnę zajęcia z WF, z wchodzeniem po linie na 4 m bez materacy chroniących przed upadkiem, to mało co mnie dziwi.

ocenił(a) serial na 3
bazant57

Faktycznie, przypomniałeś mi, że w tzw. "starych czasach" nawet WF był inny. Nie mogę dociec powodów, dla których już w szkolnym wieku część młodzieży staje się niewolnikami szeroko rozumianej elektroniki, część wybiera karierę nasterydowanych karków, a garstka odkrywa w sobie duszę metroseksualnego, walczącego z mięsem weganina. O reszcie nie wspomnę, bo by mi skasowali post.

Julian_Mach

Część młodzieży ma też problem z realizmem filmów akcji. Chodząc wieczorem na spacery z psem słyszałem czasem ćwiczących drifting na wielopoziomowym parkingu centrum handlowego młodziaków. Szybkich i walniętych. Szaleją też motocykliści próbując powtórzyć numery kaskaderskie z filmów. Prawie kiedyś dostałem zawału, gdy jeden taki zajechał mi drogę i zrobił stójkę na tylnym kole. Gdyby się przewrócił, nie zdołałbym go ominąć i rzecz jasna wylądowałbym w pudle. Po "Włoskiej robocie" były też przypadki prób zjechania po schodach samochodem. A gdy doda się do tego "używki", to tragedia murowana.

ocenił(a) serial na 3
bazant57

Dlatego uważam, że z przywilejów demokracji powinni cieszyć się jedynie ludzie rozumni i odpowiedzialni, a biomasa, którą opisałeś, musi być trzymana na bardzo krótkiej smyczy. Najodpowiedniejsza by była jakaś współczesna wersja demokracji ateńskiej.

Julian_Mach

Trudne to do zrealizowania, bo kto niby miałby oceniać "rozumność" współobywateli? W Belgii w wieku lat 14. przechodzi się test kompetencji, który jest sugestią wyboru dalszej drogi kształcenia i zawodowej. Znam jednak dziewczynę, której test sugerował szkołę zawodową w specjalności fryzjerki. Teraz ma doktorat i wybitne umiejętności matematyczne. Problemy, które opisywaliśmy wcześniej wynikają z coraz mniejszej funkcji wychowawczej szkoły. Przy równoczesnym mniejszym zaangażowaniu się rodziców i często braku dziadków (bo rodziny wielopokoleniowe to przeszłość), młodzież "wychowuje" grupa rówieśnicza i wszelkie media. No ale obecny minister obiecuje przywrócenie "formowania" uczniów, pewnie na wzór kolegiów jezuickich.

ocenił(a) serial na 3
bazant57

Może to dziwnie zabrzmi, ale pamiętam czasy, w których funkcjonowali ludzie uznawani za autorytety w swoich dziedzinach. Łączyli wiedzę, mądrość, godność i szacunek do otaczającego ich świata, a świat przyjmował ich osądy za drogowskazy, do których warto się stosować. Nikt nie śmiał ich wyszydzać, lekceważyć i postponować głoszonych przez nich poglądów. Dotyczyły one wszelkich dziedzin życia i nie były kontestowane, bo wiedziano, że profesor po prostu wie lepiej, niż przysłowiowy głupi Jasio po podstawówce.
Cóż, dzisiaj w obliczu płynnych norm trudno być pewnym czegokolwiek, bo jutro może objawić się jakiś kolejny nawiedzony guru lub (co gorsze) samozwańczy ojciec narodu, a za jego populistycznym bełkotem pójdą zachwycone tą "mądrością" miliony. Dlatego demokracja owszem, ale ateńska, w której garstka ludzi wolnych i mądrych rządziła milionami nie posiadającymi prawa głosu i możliwości sprawowania jakichkolwiek funkcji państwowych.
Co do formowania, to mam wspomnienia byłego włoskiego jezuity, który drobiazgowo opisuje ten przerażający proces. Produktem finalnym jest jednostka bezpowrotnie pozbawiona zdolności samodzielnego myślenia, osobnik o osobowości stadnej, całkowicie pozbawiony zdolności przyjmowania argumentów i dyskusji, bezwzględnie dążąca do realizacji własnych (czyt. "organizacji") celów. Rządziciele (bo przecież nie rządzący) mają do tego nieograniczony niczym zasób środków, a jeżeli Czarnek rzeczywiście przeprowadzi to, co zapowiada, to... sam nie wiem, co będzie, ale tylko rewolucja w stylu francuskiej zdoła nas wyzwolić.

Julian_Mach

Znana mi osoba, która utraciła rodziców w czasie wojny, wylądowała potem w sierocińcu u zakonnic. Kilka lat pobytu zmieniło jej charakter na całe życie. Odczuwała przymus służenia innym i została pielęgniarką. Miała problem nawet z drobnymi przyjemnościami, bo czuła że to niestosowne. Noszona przez nią odzież musiała być "trwała, ciepła i skromna". Nie wiem, czy poza pracą, dziećmi, a potem wnukami miała w życiu wiele więcej. Moim zdaniem w jej przypadku owo "formowanie" przyniosło krzywdę.

Nie mam recepty na wyważenie pomiędzy tresurą, a "bezstresowym wychowaniem". Pierwsza opcja łamie indywidualność, druga często tworzy jednostki aspołeczne, bez empatii. Szkoła już nie wychowuje, zalatani rodzice w dużym procencie też nie poświęcają dzieciom wystarczającej uwagi. Skutki tego widać już na uczelniach, gdzie okazuje się że studenci nie potrafią robić notatek, tylko nagrywają wszystko na laptopach, albo robią zdjęcia tablicy. A umiejętności systematyzacji wiedzy to nie służy. O wszystkie kolokwia też jest lament. Wychodzi na to, że przyszli na uczelnię nie po wiedzę, ale po dyplom i muszą odpękać te cholerne wykłady. Ale gdy procent zdawalności egzaminów jest zbyt niski, to wykładowca ma wizytę dziekana. Potem tacy absolwenci idą na rozmowy o pracę, przekonani o swej wyjątkowej kompetencji. Tak właśnie funkcjonuje spora część millenialsów.

Studiowałem w czasach, gdy właśnie wtłoczono do programu blok przedmiotów ideologicznych (jako konsekwencje wypadków marcowych). Oczywiście kosztem godzin na te zawodowe. Dodano też praktyki robotnicze z pracą fizyczną, abyśmy poznali, kto jest solą tej ziemii. Jakoś nie zauważyłem u kolegów i koleżanek przyjęcia marksizmu-leninizmu jako swej drogi życiowej. A czasy były inne i państwo dużo bardziej kontrolowało obywateli. Wśród studentów byli nawet SB-cy. Przekonałem się o tym kiedyś, już jako pracujący, gdy po stanie wojennym wezwano mnie na komendę. Przesłuchiwał mnie już jako kapitan SB człowiek, który parę lat wcześniej był sekretarzem Rady Uczelnianej. Nie zmogła na komuna, nie sądzę aby zrobiły to wydumane teorie pewnego ministra.

Julian_Mach

"Dlatego demokracja owszem, ale ateńska, w której garstka ludzi wolnych i mądrych rządziła milionami nie posiadającymi prawa głosu i możliwości sprawowania jakichkolwiek funkcji państwowych".

Przypisywanie mądrości ze względu na status społeczny (a w urodzeniu się w takiej rodzinie nie ma żadnej zasługi) i majątkowy, nie jest dobrą drogą. Spójrzmy choćby na przedrewolucyjną Francję. Niewielu ludzi zdołało jak Sébastien le Prestre de Vauban (jednak szlachcic, choć z biednej rodziny) osiągnąć szczyty władzy. Poza teoretyczną możliwością zdobycia lepszego wykształcenia (tu trzeba jeszcze mieć aspiracje), zawężanie grona kandydatów do stanowisk było doborem negatywnym. Dużo bardziej odpowiada mi chiński model doboru kadr urzędniczych w czasach cesarskich. Nie liczyło się pochodzenie, trzeba było zdać niesłychanie trudny egzamin mandaryński (choć finalnie plusy systemu upadły z powodu wszechobecnej korupcji).

Kiedyś niejaki JKM powiedział, że głosy dwóch meneli spod budki z piwem są ważniejsze od jednego głosu profesora. Jednak nie sprawdzał, czy owi koneserzy piwa chodzą na wybory. Podobnie zresztą jak blisko połowa uprawnionych. A w pozostałej części czasem decyzje ukierunkowują populistyczne obietnice. Zbyt to się nie różni od Sejmu w czasach Rzeczpospolitej Obojga Narodów, gdzie wprawdzie głos mieli szlachcice posesjonaci, ale kupić poparcie nie było trudno. W przywołanej wcześniej Belgii (tam chyba mieszkają sami dziwacy, że zacytuję Rudego Jill'a Tolkiena) udział w wyborach jest obowiązkowy i można dostać mandat za zlekceważenie bez ważnego powodu. Są więc różne pomysły na udział obywateli w rządzeniu.

ocenił(a) serial na 3
bazant57

Ja z kolei nie ufałbym za bardzo chińskiemu modelowi doboru kadr. Teoretycznie wygląda na egalitarny, ale obaj doskonale wiemy, że jakość wykształcenia wiąże się z możliwościami, a te promują bogatych. Nadmierna konkurencja też nie jest zdrowym zjawiskiem. Znam (a raczej kiedyś znałem) Chiny dość dobrze, bo byłem tam wielokrotnie. Pewnego razu moja chińska znajoma powiedziała mi, że jej córka właśnie zdaje na medycynę i zrezygnowała z renomowanego pekińskiego uniwersytetu, bo jest tam zbyt wielu chętnych na jedno miejsce. Gdy spytałem, ile jest tych chętnych, to odpowiedziała, że ośmiuset.
Co do Belgii, mnie też wydawało się, że udział w głosowaniach powinien być obowiązkowy, ale później zdałem sobie sprawę, że mimo wszystko wyniki uzależnione są nie tyle od powszechności, co od poziomu wyborców. Nie mam złudzeń co do poziomu polskiego społeczeństwa, dlatego przypuszczam, że bez względu na metodologię wyniki byłyby zbliżone. Pewnie dlatego nadal uważam, że demokracja jest dla demokratów, a dla reszty... sam sobie dopowiedz, bo ja wolę nie ryzykować. Mój ostatni post został skasowany, prawdę mówiąc nie wiem dlaczego, bo chyba nie był aż tak kontrowersyjny, by na to zasłużyć.

Julian_Mach

W przywołaniu modelu chińskiego chodziło o brak barier stanowych. Oczywiście, że zamożność rodziców mogła dać ich potomkowi lepsze szkoły, ale motywacyjnie nie działała. Spójrz choćby na wielkich przedsiębiorców w USA z czasów rewolucji przemysłowej. Niewielu stworzyło dynastie, a nawet jeżeli, to potomkowie i tak zatrudniali zdolnych menadżerów. Talent rzadko się dziedziczy.

Uczyć się trzeba chcieć, ale też umieć. Gdy chodziłem do podstawówki, to wyraźnie było widać wpływ rodzin na aspiracje uczniów. Niektóre osoby chodziły do szkoły głównie dlatego, że musiały. Teraz to działa inaczej, ale wtedy wybór szkoły ponadpodstawowej w dużej mierze wynikał ze wzorców rodzinnych. Skutkiem tego w wyborze przeważały zawodówki lub technika. W liceum (a wybrałem jedno z najtrudniejszych) było już inaczej. Wprost powiedziano nam, że będziemy musieli walczyć o trzymanie się w tej szkole. Z tych, co dotrwali, tylko jedna dziewczyna nie ukończyła studiów. W mojej grupie na Politechnice na 25 osób 20% było z mojej klasy licealnej i wszyscy skończyli w terminie (drugie 20% to były miejsca rektorskie, bez egzaminów). Wstępny był trudniejszy niż matura, 3 pisemne, 2 ustne i trzeba było mieć z nich średnią ok. 4.0. Z kolei na medycynę w pierwszym podejściu dostało się też 5 osób z mojej klasy, a mieliśmy takich siedem w liceum. Wówczas przy wstępnych na jedno miejsce kandydatów było mnóstwo, ale 4 lata mordęgi można było zdyskontować. Na uczelni też nie szczypali się i z głównego przedmiotu na 3 roku 1/4 studentów miała komis. Skończyliśmy studia, bo chcieliśmy i ciężko pracowaliśmy. Teraz też są renomowane uczelnie, ale jest też niemało podwórkowych, gdzie utrata studenta, to też ubytek wpływów i trudno oczekiwać takiego młyna, jak w moich czasach. Współczuję poszukującym pracowników, bo nikt nie chce świeżego absolwenta, żeby nie płacić frycowego, ucząc go podstawowych rzeczy. Przy prawdopodobnej bezproduktywności delikwenta. Dlatego to nie dyplom jest poszukiwany, ale historia zatrudnienia i doświadczenie w zawodzie.

Co do wyborów, to przypadki efemerycznych parti pozasystemowych (Palikot , Kukiz) pokazują, że część ludzi chce innej oferty. No bo motywacja wyborców od pewnego czasu jest negatywna. Nie "za", ale "przeciw" i wybór "mniejszego zła". Praktycznie wszystkim obecnym w Parlamencie siłom taka polaryzacja odpowiada. Dlatego jak się wyborców  postraszy, że przeciwnik zabierze socjal jak wygra, a my dołożymy, to znów pójdą. Kiedyś Thacher miała na ten temat parę celnych wypowiedzi, min. o kupowaniu wyborców za ich własne pieniądze. W końcu podatnikiem jest każdy, choć wielu o tym nie wie (badanie opinii publicznej wykazało skrajny brak wiedzy obywatelskiej u istotnego procenta uczestników). Nawet bezdomny, co sprzedał zbierane w śmietniku puszki po piwie i coś kupił.

bazant57

Oj strasznie się myliłem co do "antysystemowości" pana K. I pomyśleć, że sporo wyborców widziało go w roli Prezydenta...

Julian_Mach

Recenzja niby spoko, ale widzę, że masz tendencję do oceniania całości zaledwie po jednym odcinku, albo nie widząc serialu (vide Klangor). Ciekawa właściwość.

ocenił(a) serial na 3
Adam1Kluska

Już widziałem całość i nie zmieniłbym ani jednego zdania ze swojego pierwotnego wrażenia, a - co więcej - chętnie dodałbym sporo kolejnych. Co do mojego "sposobu" oceniania, to nie czuję się w żadnym wypadku wynalazcą, bo statystyka przeważa. W serialach pierwszy odcinek często bywa dłuższy i jest w nim pomieszczone wszystko, co twórcy mają najlepszego do zaoferowania. W filmach fabularnych o ich jakości świadczy zazwyczaj pierwsze 15-20 minut. Tę metodę wymyślił dawno, dawno temu niejaki Alfred Hitchcock i z powodzeniem jest stosowana do dzisiaj. Albo bez powodzenia, czego dowodem jest przedmiotowy serial. A na marginesie, nie jestem pewny, czy oceniałem "Klangor", ale współczesnych polskich seriali lepiej w ogóle nie oceniać, nie wspominając o oglądaniu.

ocenił(a) serial na 3
Julian_Mach

Recenzja świetna, jak powiadają : "W samo sedno tarczy".

ocenił(a) serial na 3
Gitkolo

Dzięki za wsparcie!

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones