Temat bardzo (nie)bezpieczny ;P Tutaj można popuścić wodze wyobraźni i stać się kreatywnym.
Czekam na Wasze teksty :)
A ja skorzystam z okazji i również tworzę coś niezwykłego - krótkie opowiadanie, składające się z krótkich scenek.
OBSESJA - cz. 1
Plan filmowy na zamku. Wszyscy aktorzy już stoją gotowi do kręcenia sceny. Poza Colinem,
który gdzieś nagle zniknął. Reżyser zaczyna go wołać. Stojący za nim Bradley szuka go
wzrokiem. A potem stoi jak słup soli, gdy widzi Colina, który właśnie idzie w ich stronę - z dużymi
rumieńcami na policzkach (pal licho, że wiele i jest zimno), z potarganymi włosami i krzywo
założoną chustką na szyi - A tobie, co się stało? - pyta reżyser, a Colin spuszcza nieśmiało
wzrok. Stojący na przeciwko niego Bradley zauważa jakąś obcą dziewczynę, która nagle pojawia
się za plecami operatorów - też ma włosy w nieładzie i jakoś dziwnie rozbiegany wzrok. I wtedy
Bradley zaczyna się głośno śmiać, bo właśnie domyślił się, co stało się z jego przyjacielem...
;PPPPP
Część 2:
Dzień następny zdjęć filmowych. Aktorzy, asyście współpracowników idą gęsiego przez bramę
zamku. Pada deszcz. Bardzo pada. Tak bardzo, że reżyser idący przed Colinem zastanawia się,
czy zdjęcie zaplanowane zdjęcia w plenerze nie przełożyć na następny dzień, czym dzieli się
niezwłocznie z największą gwiazdą serialu. Idąc przed siebie, nie zauważa, jak tuż za bramą,
ktoś łapie za rękę Colina i odciąga w bok.
Colin niespodziewanie ląduje w ciasnym pomieszczeniu i ze zdziwieniem widzi przed sobą tamtą
dziewczynę, z którą kochał się dzień wcześniej - Cześć przystojniaku - szepnęła słodko i zrobiła
krok w jego kierunku, ale zaraz zmartwiła się, gdy zrobił krok do tyłu - Co jest? Nie cieszysz się
na mój widok? Tak szybko się zmieniasz, że nie nadążam. Albo naprawdę taki cholernie dobry z
ciebie aktor - Lepiej, powiedz mi, co tutaj robisz - mruknął nerwowo i już chciał sięgnął po klamkę,
gdy dziewczyna niespodziewanie natarła na niego całą sobą i wspięła na palcach, sięgając jego
ust - Tęskniłam za tobą. Całą sobą - szeptała słodko, jednocześnie naprowadzając jego prawą
dłoń na swoje krocze - Chociaż, z drugiej strony, zastanawiało mnie, dlaczego wczoraj, gdy we
mnie dochodziłeś, nazwałeś mnie "Katie" - w tym momencie odsunął ją gwałtownie, patrząc na
nią z niedowierzaniem - Ja tak powiedziałem? - zapytał, a wtedy skinęła twierdząco głową - Bo
jesteś do niej podobna - Albo właśnie się okazało, że na nią lecisz. No proszę, wychodzi coraz
więcej sekretów niewinnego Colina - skomentowała, patrząc mu w oczy - Swoją drogą, czy
wspominałam już, że kiedy mokniesz w deszczu, staje się bardzo gorący - szepnęła słodko, gdy
znów znalazła się przy nim i zaczęła wsuwać dłoń pod mokry materiał koszulki. Aż przygryzła
dolną wargę, wyczuwając palcami ciepłą skórę jego płaskiego brzucha - Mam ochotę cię teraz
wylizać. Całego - dodała, sięgając już jest ust. Nagle oboje drgnęli, gdy właśnie za drzwiami ktoś
zaczął wołać Colina. Tym razem to był głos Bradley'a.
Ciąg Dalszy Nastąpi......
Ja tak samo :D teraz będę chodziła podenerwowana, bo będę się zastanawiała co dalej się wydarzy... Co Ty z nami robisz? :D
Xena, kiedy będzię następne opowiadanie, bo urwałaś w takim momencie, że już nie mogę dłużej wytrzymać :P
Właśnie zaczęłam pisać ;D
I przy okazji wpadłam na pomysł mega zakończenia nowej serii, która rozpocznie się niebawem. Zdradzę tylko, że wtedy finał zatoczy koło, dołączając do początku pierwszej serii. Takie zamknięte koło ;D Jestem pewna, że nikt tutaj nie zgadnie, jak zamierzam to zrobić, skoro teoretycznie wydaje się niewykonalne ;D
Powiedzmy, że tak ;D
Od razu zapytam - czy wszystkie macie przygotowane chusteczki pod ręką? Mam nadzieję, że tak, bo po tym rozdziale będziecie mocno płakać. Naprawdę.
O nieee... Będę płakać :(
Po wczorajszym odcinku pełnym śmierci, Ty chcesz jeszcze od siebie jednego trupa dodać? I jak tu się uczyć do historii...
Czyli Katie już umrze? Zrób takie wzruszające pożegnanie chociaż... Nie wiem z kim, ale żeby był jakiś promyczek wesołości, nadziei...
Powiem w ten sposób, najpierw będzie wesoło, potem trochę grozy, a na koniec płacz. Ten wątek zostanie bardzo ładnie zakończony w kolejnej części, kiedy Katie w pewien sposób będzie się ze wszystkimi żegnać. Więcej nie zdradzę.
Aaaa ok, to nie będzie tylko smutku :> To nie przeszkadzam więcej w pisaniu :)
Piszę już scenę porodu. Mam dziwne przeczucie, że to mi nie wyjdzie. To przez to, że nie mam w ogóle do czynienia z medycyną.
Wszystko co pisałaś i co było związane z medycyną wyszło świetnie, więc nie masz się czym przejmować :)
Ale ta scena porodu jest taka dość nietypowa i to trochę sprawia mi trudność, zwłaszcza, że będzie tam mnóstwo emocji: radość, łzy, strach...
WOJNA ZMYSŁÓW – CZ.23
Eoin wyprzedził Colina, nie mogąc powstrzymać się przez obejrzeniem całego budynku, którego przeróbkę niedawno ukończono. Wyglądało to lepiej, niż mógł się spodziewać. Wszystko utrzymane w eleganckich, dębowych kolorach, z wyjątkiem mebli utrzymanych w czekoladowo-czarnych odcieniach. Elegancko i z klasą.
W pewnym momencie, zatrzymał się, gdy na końcu korytarza, otworzył kolejne drzwi, a przed oczami malowała się sala utrzymana w jasnokremowych barwach. Ale nic tak nie przykuło jego uwagi, jak dużo lustro zajmujące całą, jedną ścianę. A do przeciwległej, przymocowano długi drążek, sięgający na całą szerokość pokoju.
- Sala baletowa? – zapytał, spoglądając ze zdziwieniem na Colina, który właśnie dołączył do niego, z zadowoleniem obejmując wzrokiem całe pomieszczenie.
- Niekoniecznie baletowa – stwierdził, oczami wyobraźni widząc grupę młodych studentów ćwiczących w pocie czoła kroki taneczne do jednego ze spektakli.
- Czyli taka prawdziwa sala tortur – skwitował Eoin, spoglądając na Colina, po czym oboje parsknęli śmiechem – Brakuje tu jeszcze tylko wiedźmy – zaraz dodał, a wtedy widział, jak wyraz twarzy chłopaka zmienił się.
- Właśnie… Wiedźmy… - powtórzył za nim, odwracając się zupełnie przodem do swojego przyjaciela – Czy już dziękowałem ci za to, co dla mnie zrobiłeś? – zapytał po chwili, opierając się plecami o futrynę.
- Chyba z milion razy, ale nie zaszkodzi, jeśli powiesz to jeszcze raz – Eoin uśmiechnął się ciepło, czując ulgę, że wreszcie sprawa z Julie została już dawno zakończona. Wpadła przez własną głupotę i nieostrożność. Dlatego wystarczyło mu tylko nagrać na telefon jej rozmowę z inną aktorką, której chwaliła się, że zamierzała zrobić go w dziecko, by tylko zatrzymać przy sobie. Jeszcze tego samego dnia, jak tylko Colin przesłuchał nagranie, kazał jej się wynosić z teatru i własnego życia.
- Mam chyba pecha do kobiet – stwierdził po chwili, patrząc smutno w kierunku ich sylwetek odbijających się w dużym lustrze.
- Po prostu za bardzo chcesz się zakochać. A to nie tędy droga, stary – stwierdził Eoin, po czym poklepał przyjacielsko po jego ramieniu – Że już nie wspomnę, że zupełnie skopałeś sprawę z Katie – wiedział, że nie spodoba mu się, jeśli choć słowem wspomni o jego byłej. Ale musiał to zrobić. Już i tak za długo milczał w tej sprawie – Żeby tak po prostu ją porzucić przez głupią plotkę. Ja dam sobie rękę uciąć, że ona nie zdradziła ciebie ani razu. Do cholery, to nie jakaś tam latawica typu Alice, albo Julie. To przecież nasza Katie. Żadna nie kochała ciebie tak mocno, jak właśnie ona. Ale trudno. Stało się i nic już tego nie zmieni. Teraz pewnie się z kimś związała, bo słyszałem, że podobno spodziewa się dziecka – w tym momencie, Colin aż wyprostował się, jakby poczuł małą nutkę zazdrości, gdy właśnie uświadomił sobie, że naprawdę stracił ją już na dobre.
- Ona jest w ciąży? – zapytał, a Eoin ze zdziwieniem skinął głową.
- To nie wiedziałeś o tym? - zapytał go, na co chłopak pokręcił przecząco głową. Wyglądał, jakby był w szoku – Przeniosła się na stałe do Nowej Zelandii i z tego, co wiem, już niedługo powinna rodzić. Podobno Alex też tam się przeniósł. Ale bym padł, jakby się okazało, że to on jest ojcem jej dziecka? Dałbyś wiary? Wyglądałoby na to, że nasza Katie wybiera sobie coraz młodszych mężczyzn… Bez urazy, Colin… Ale jakoś sobie ich nie wyobrażam razem. Najważniejsze tylko, by była szczęśliwa. Prawda, Colin? – zapytał, a po nieobecnym spojrzeniu przyjaciela zauważył, że jednak czuł się źle, wiedząc, że już wszystko było skończone. Aż zrobiło się mu żal, kiedy spuścił głowę i odszedł w stronę korytarza – A jednak nadal ją kocha – stwierdził sam do siebie, po czym zamknął drzwi od sali tanecznej i tak, jak Colin, zmierzał już w stronę wyjścia. Postanowił już więcej nie poruszać przy nim tematu o Katie. To, co chciał zobaczyć, już zobaczył. I to mu wystarczyło.
Z ust Katie wyrwał się krzyk, kiedy lekarze położyli ją na łóżku, jak tylko dowieziono ją na wózku inwalidzkim. Jeden z nich spojrzał na podłogę, na której była kałuża wody.
- Zaczęło się. Musimy się pospieszyć – zawołał do pozostałych doktor Kikroff i wraz nimi zaczął popychać łóżko przez korytarz, by tylko jak najszybciej dotrzeć z nią na blok operacyjny – Katie, wiem, że twoje ciało tak ci nakazuje, ale nie przyj. Staraj się tego nie robić – od razu zauważył, jak zaczęła odpychać się łokciami, przybierając znaczącą pozycję. Jak tylko dotarli na miejsce, dwóch następnych już stało, trzymając dla nich otwarte drzwi. Katie opuściła głowę na płaską poduszkę, ciężko dysząc z bólu, gdy skurcz chwilowo słabnął. Drżącą ręką złapała za ramię doktora Kirkroffa, którego zawdzięczała bardzo wiele.
- Cokolwiek się stanie, uratujcie dziecko, nie mnie. Niech mi pan to obieca – szepnęła drżącym głosem, zanim przeszył ją kolejny ból. Skupiona wyłącznie na nim, nie zauważyła, kiedy przysunięto łóżko w kierunku stołu, a potem została przeniesiona prosto na stół operacyjny. Jak tylko zobaczyła, zbliżającą się w kierunku twarzy maskę tlenową, kategorycznie odmówiła – Nie…. Muszę być przytomna…. Chcę usłyszeć jej pierwszy krzyk… - tłumaczyła się chaotycznie, zanim wygięła się pod wpływem kolejnego skurczu, próbując powstrzymać się przed parciem. Sophia szybko znalazła się przy niej i zaczęła do jej ramion przyklejać małe plastry z przewodami połączonymi do aparatury.
- Dostaniesz znieczulenie miejscowe przed zabiegiem. Ale musisz mi obiecać, że nie będziesz się ruszać ani w trakcie nacinania, ani potem. Dopóki na to nie pozwolę. Zgoda? – starała się wyjaśnić jej wszystko i odebrała od asystującego jej drugiego lekarza strzykawkę z długą, cienką igłą – Teraz nie ruszaj się – dała polecenie, widząc, jak dziewczyna kurczowo złapała się krawędzi stołu, gdy tylko poczuła kolejny skurcz. Nawet nie zauważyła, kiedy igła wbiła się w jej biodro, wnikając bardzo głęboko w ciało. Dodatkowo, ten sam płyn wstrzyknęła w okolicach brzucha.
To co poczuła kilka minut później, było co najmniej dziwne. Miała wrażenie, jakby wszystko działo się daleko poza nią. Nawet nie czuła swojego ciała. Była świadoma tego, co się działo, ale tak jakoś w niecodzienny sposób. Sophia stała obok niej i mówiła, odwracając uwagę od tego, co lekarze robili już przy jej brzuchu. Obawiając się, że kiedy tam spojrzy i zobaczy dużo krwi, może wpaść w panikę. Uśmiechnęła się oczami, gdy Katie wybrała imię dla swojej córeczki. Chciała, by miała na imię Scarlett. Idealnie pasujące do małej księżniczki, jaką zawsze chciała mieć.
Westchnęła, słysząc cichy pisk, który zaraz zmienił się w płacz dziecka. Uśmiechnęła się przez łzy. Świadomość, że została właśnie mamą, było czymś niesamowitym i bardzo emocjonalnym.
- Muszę ją zobaczyć – uciekała wzrokiem w kierunku jednego z lekarzy, który właśnie przeciął pępowinę, a potem odniósł ją na drugi koniec pomieszczenia, gdzie zamierzał ją oczyścić i wstępnie zgadać.
- Gratuluję, Katie. Właśnie urodziłaś śliczną, zdrową dziewczynkę - zaraz zbliżył się do niej Kirkroff, głaszcząc czule jej blady policzek – Zaraz zobaczysz maleństwo, jak tylko będzie gotowe… O proszę, już się zbliża nasza bohaterka dnia – w jego głosie można było usłyszeć zachwyt i dumę, kiedy lekarz kładł małą na ramieniu Katie.
- Witaj Scarlett – szepnęła czule, płacząc ze wzruszenia na widok tak małej, delikatnej istotki – Jesteś taka śliczna. Masz jego oczy. Tak samo niewinne i nieprzeniknione jak u twojego ojca – była nią zachwycona bezgranicznie, zupełnie nie dostrzegając tego, co działo się dookoła niej. To ona była dla niej wszystkim i cieszyła się, że walczyła o nią do samego końca.
Sophie podniosła na moment głowę, zauważając jak jeden z lekarzy podszedł do jej ojca i coś szepnął mu na ucho.
- To jeszcze nie jest zszyty? – odpowiedział ze zdziwieniem i zaraz podszedł do brzucha, od razu przybliżając do niej lampę wiszącą nad ich głowami. Zaniepokojona Sophia również tam podeszła, czując, że jednak coś było nie tak. Doktor Kirkroff sięgnął po narzędzia i ostrożnie odchylił miękkie ściany powiększonej jeszcze macicy – O mój Boże – jęknął cicho, po czym zerknął na pacjentkę, która zaczęła blednąć na twarzy. Sophie w ostatniej chwili do niej podbiegła i złapała dziecko, gdy Katie stopniowo traciła przytomność.
- Katie! Nie! Zostań z nami! – krzyczała do niej, jak tylko jeden z lekarzy odebrał dziecko, by mogła ratować pacjentkę – Błagam, nie rób mi tego! Nie poddawaj się teraz – wciąż do niej przemawiała, aż wreszcie podsunięto jej aparaturę do masażu serca. Zaczęła się walka o jej życie. Z jednej strony, Sophie nakładała naładowane wysokim napięciem uchwyty na klatkę piersiową, by przywrócić akcję serca. A z drugiej, jej ojciec próbował zatrzymać ciemno brązowy płyn, wylewający się z nowotworu, ukrytego za macicą.
- Ssanie – krzyknął do jednego z asystentów, którzy przysunęli już kolejną, uruchomioną już maszynę, a jeden z nich podał mu do ręki ciemną kurkę gumową. Zerkał na swoją córkę, która znieruchomiała, zerkając z nadzieją na monitor, uparcie pokazujący prostą, nieprzerywaną linię.
- Więcej mocy – krzyknęła do asystenta, zamierzając jeszcze raz spróbować.
- To nic nie da, Sophie. Ona i tak już odeszła – odpowiedział jej mężczyzna, widząc łzy zawodu w jej oczach.
- To niemożliwe… Obiecałam jej, że wyjdzie z tego cało. Że zobaczy swoją córeczkę… Zwiększ do cholery napięcie – krzyczała do niego, po czym znów zerknęła na swojego ojca, który właśnie ze złości wyrzucił narzędzia na podłogę, a potem jednym ruchem zdjął z twarzy bawełnianą maskę. To był znak, że walka została przegrana. Sophie rozluźniła uchwyty i pozwoliła, by stojący za nią mężczyzna odprowadził maszynę na miejsce.
- Wybacz mi Katie – zaczęła głośno płakać, osuwając się na martwe ciało pacjentki. To był jej koniec.
Kurde, ten filmweb już chyba kompletnie padł. Jak pierwszy raz wkleiłam tekst, to miałam wiadomość, że się nie udało. Ale jak dałam poniżej, to wkleił się w dwóch miejscach. I teraz niepotrzebnie mam go dwa razy na forum. Cholerny filmzjeb ;/
Bo jak pisze, że wystąpił jakiś błąd to znaczy, że błędu nie ma i wszystko się opublikowało. Rozkminiłam to po tygodniu , bo tak długo mi się to już dzieje :P
Spoilery, spoilerami, ale my chcemy już kolejną część XD Kiedy możemy się jej spodziewać Xena?
WOJNA ZMYSŁÓW – CZ.24
Eoin wyprzedził Colina, nie mogąc powstrzymać się przez obejrzeniem całego budynku, którego przeróbkę niedawno ukończono. Wyglądało to lepiej, niż mógł się spodziewać. Wszystko utrzymane w eleganckich, dębowych kolorach, z wyjątkiem mebli utrzymanych w czekoladowo-czarnych odcieniach. Elegancko i z klasą.
W pewnym momencie, zatrzymał się, gdy na końcu korytarza, otworzył kolejne drzwi, a przed oczami malowała się sala utrzymana w jasnokremowych barwach. Ale nic tak nie przykuło jego uwagi, jak dużo lustro zajmujące całą, jedną ścianę. A do przeciwległej, przymocowano długi drążek, sięgający na całą szerokość pokoju.
- Sala baletowa? – zapytał, spoglądając ze zdziwieniem na Colina, który właśnie dołączył do niego, z zadowoleniem obejmując wzrokiem całe pomieszczenie.
- Niekoniecznie baletowa – stwierdził, oczami wyobraźni widząc grupę młodych studentów ćwiczących w pocie czoła kroki taneczne do jednego ze spektakli.
- Czyli taka prawdziwa sala tortur – skwitował Eoin, spoglądając na Colina, po czym oboje parsknęli śmiechem – Brakuje tu jeszcze tylko wiedźmy – zaraz dodał, a wtedy widział, jak wyraz twarzy chłopaka zmienił się.
- Właśnie… Wiedźmy… - powtórzył za nim, odwracając się zupełnie przodem do swojego przyjaciela – Czy już dziękowałem ci za to, co dla mnie zrobiłeś? – zapytał po chwili, opierając się plecami o futrynę.
- Chyba z milion razy, ale nie zaszkodzi, jeśli powiesz to jeszcze raz – Eoin uśmiechnął się ciepło, czując ulgę, że wreszcie sprawa z Julie została już dawno zakończona. Wpadła przez własną głupotę i nieostrożność. Dlatego wystarczyło mu tylko nagrać na telefon jej rozmowę z inną aktorką, której chwaliła się, że zamierzała zrobić go w dziecko, by tylko zatrzymać przy sobie. Jeszcze tego samego dnia, jak tylko Colin przesłuchał nagranie, kazał jej się wynosić z teatru i własnego życia.
- Mam chyba pecha do kobiet – stwierdził po chwili, patrząc smutno w kierunku ich sylwetek odbijających się w dużym lustrze.
- Po prostu za bardzo chcesz się zakochać. A to nie tędy droga, stary – stwierdził Eoin, po czym poklepał przyjacielsko po jego ramieniu – Że już nie wspomnę, że zupełnie skopałeś sprawę z Katie – wiedział, że nie spodoba mu się, jeśli choć słowem wspomni o jego byłej. Ale musiał to zrobić. Już i tak za długo milczał w tej sprawie – Żeby tak po prostu ją porzucić przez głupią plotkę. Ja dam sobie rękę uciąć, że ona nie zdradziła ciebie ani razu. Do cholery, to nie jakaś tam latawica typu Alice, albo Julie. To przecież nasza Katie. Żadna nie kochała ciebie tak mocno, jak właśnie ona. Ale trudno. Stało się i nic już tego nie zmieni. Teraz pewnie się z kimś związała, bo słyszałem, że podobno spodziewa się dziecka – w tym momencie, Colin aż wyprostował się, jakby poczuł małą nutkę zazdrości, gdy właśnie uświadomił sobie, że naprawdę stracił ją już na dobre.
- Ona jest w ciąży? – zapytał, a Eoin ze zdziwieniem skinął głową.
- To nie wiedziałeś o tym? - zapytał go, na co chłopak pokręcił przecząco głową. Wyglądał, jakby był w szoku – Przeniosła się na stałe do Nowej Zelandii i z tego, co wiem, już niedługo powinna rodzić. Podobno Alex też tam się przeniósł. Ale bym padł, jakby się okazało, że to on jest ojcem jej dziecka? Dałbyś wiary? Wyglądałoby na to, że nasza Katie wybiera sobie coraz młodszych mężczyzn… Bez urazy, Colin… Ale jakoś sobie ich nie wyobrażam razem. Najważniejsze tylko, by była szczęśliwa. Prawda, Colin? – zapytał, a po nieobecnym spojrzeniu przyjaciela zauważył, że jednak czuł się źle, wiedząc, że już wszystko było skończone. Aż zrobiło się mu żal, kiedy spuścił głowę i odszedł w stronę korytarza – A jednak nadal ją kocha – stwierdził sam do siebie, po czym zamknął drzwi od sali tanecznej i tak, jak Colin, zmierzał już w stronę wyjścia. Postanowił już więcej nie poruszać przy nim tematu o Katie. To, co chciał zobaczyć, już zobaczył. I to mu wystarczyło.
Z ust Katie wyrwał się krzyk, kiedy lekarze położyli ją na łóżku, jak tylko dowieziono ją na wózku inwalidzkim. Jeden z nich spojrzał na podłogę, na której była kałuża wody.
- Zaczęło się. Musimy się pospieszyć – zawołał do pozostałych doktor Kikroff i wraz nimi zaczął popychać łóżko przez korytarz, by tylko jak najszybciej dotrzeć z nią na blok operacyjny – Katie, wiem, że twoje ciało tak ci nakazuje, ale nie przyj. Staraj się tego nie robić – od razu zauważył, jak zaczęła odpychać się łokciami, przybierając znaczącą pozycję. Jak tylko dotarli na miejsce, dwóch następnych już stało, trzymając dla nich otwarte drzwi. Katie opuściła głowę na płaską poduszkę, ciężko dysząc z bólu, gdy skurcz chwilowo słabnął. Drżącą ręką złapała za ramię doktora Kirkroffa, którego zawdzięczała bardzo wiele.
- Cokolwiek się stanie, uratujcie dziecko, nie mnie. Niech mi pan to obieca – szepnęła drżącym głosem, zanim przeszył ją kolejny ból. Skupiona wyłącznie na nim, nie zauważyła, kiedy przysunięto łóżko w kierunku stołu, a potem została przeniesiona prosto na stół operacyjny. Jak tylko zobaczyła, zbliżającą się w kierunku twarzy maskę tlenową, kategorycznie odmówiła – Nie…. Muszę być przytomna…. Chcę usłyszeć jej pierwszy krzyk… - tłumaczyła się chaotycznie, zanim wygięła się pod wpływem kolejnego skurczu, próbując powstrzymać się przed parciem. Sophia szybko znalazła się przy niej i zaczęła do jej ramion przyklejać małe plastry z przewodami połączonymi do aparatury.
- Dostaniesz znieczulenie miejscowe przed zabiegiem. Ale musisz mi obiecać, że nie będziesz się ruszać ani w trakcie nacinania, ani potem. Dopóki na to nie pozwolę. Zgoda? – starała się wyjaśnić jej wszystko i odebrała od asystującego jej drugiego lekarza strzykawkę z długą, cienką igłą – Teraz nie ruszaj się – dała polecenie, widząc, jak dziewczyna kurczowo złapała się krawędzi stołu, gdy tylko poczuła kolejny skurcz. Nawet nie zauważyła, kiedy igła wbiła się w jej biodro, wnikając bardzo głęboko w ciało. Dodatkowo, ten sam płyn wstrzyknęła w okolicach brzucha.
To co poczuła kilka minut później, było co najmniej dziwne. Miała wrażenie, jakby wszystko działo się daleko poza nią. Nawet nie czuła swojego ciała. Była świadoma tego, co się działo, ale tak jakoś w niecodzienny sposób. Sophia stała obok niej i mówiła, odwracając uwagę od tego, co lekarze robili już przy jej brzuchu. Obawiając się, że kiedy tam spojrzy i zobaczy dużo krwi, może wpaść w panikę. Uśmiechnęła się oczami, gdy Katie wybrała imię dla swojej córeczki. Chciała, by miała na imię Scarlett. Idealnie pasujące do małej księżniczki, jaką zawsze chciała mieć.
Westchnęła, słysząc cichy pisk, który zaraz zmienił się w płacz dziecka. Uśmiechnęła się przez łzy. Świadomość, że została właśnie mamą, było czymś niesamowitym i bardzo emocjonalnym.
- Muszę ją zobaczyć – uciekała wzrokiem w kierunku jednego z lekarzy, który właśnie przeciął pępowinę, a potem odniósł ją na drugi koniec pomieszczenia, gdzie zamierzał ją oczyścić i wstępnie zgadać.
- Gratuluję, Katie. Właśnie urodziłaś śliczną, zdrową dziewczynkę - zaraz zbliżył się do niej Kirkroff, głaszcząc czule jej blady policzek – Zaraz zobaczysz maleństwo, jak tylko będzie gotowe… O proszę, już się zbliża nasza bohaterka dnia – w jego głosie można było usłyszeć zachwyt i dumę, kiedy lekarz kładł małą na ramieniu Katie.
- Witaj Scarlett – szepnęła czule, płacząc ze wzruszenia na widok tak małej, delikatnej istotki – Jesteś taka śliczna. Masz jego oczy. Tak samo niewinne i nieprzeniknione jak u twojego ojca – była nią zachwycona bezgranicznie, zupełnie nie dostrzegając tego, co działo się dookoła niej. To ona była dla niej wszystkim i cieszyła się, że walczyła o nią do samego końca.
Sophie podniosła na moment głowę, zauważając jak jeden z lekarzy podszedł do jej ojca i coś szepnął mu na ucho.
- To jeszcze nie jest zszyty? – odpowiedział ze zdziwieniem i zaraz podszedł do brzucha, od razu przybliżając do niej lampę wiszącą nad ich głowami. Zaniepokojona Sophia również tam podeszła, czując, że jednak coś było nie tak. Doktor Kirkroff sięgnął po narzędzia i ostrożnie odchylił miękkie ściany powiększonej jeszcze macicy – O mój Boże – jęknął cicho, po czym zerknął na pacjentkę, która zaczęła blednąć na twarzy. Sophie w ostatniej chwili do niej podbiegła i złapała dziecko, gdy Katie stopniowo traciła przytomność.
- Katie! Nie! Zostań z nami! – krzyczała do niej, jak tylko jeden z lekarzy odebrał dziecko, by mogła ratować pacjentkę – Błagam, nie rób mi tego! Nie poddawaj się teraz – wciąż do niej przemawiała, aż wreszcie podsunięto jej aparaturę do masażu serca. Zaczęła się walka o jej życie. Z jednej strony, Sophie nakładała naładowane wysokim napięciem uchwyty na klatkę piersiową, by przywrócić akcję serca. A z drugiej, jej ojciec próbował zatrzymać ciemno brązowy płyn, wylewający się z nowotworu, ukrytego za macicą.
- Ssanie – krzyknął do jednego z asystentów, którzy przysunęli już kolejną, uruchomioną już maszynę, a jeden z nich podał mu do ręki ciemną kurkę gumową. Zerkał na swoją córkę, która znieruchomiała, zerkając z nadzieją na monitor, uparcie pokazujący prostą, nieprzerywaną linię.
- Więcej mocy – krzyknęła do asystenta, zamierzając jeszcze raz spróbować.
- To nic nie da, Sophie. Ona i tak już odeszła – odpowiedział jej mężczyzna, widząc łzy zawodu w jej oczach.
- To niemożliwe… Obiecałam jej, że wyjdzie z tego cało. Że zobaczy swoją córeczkę… Zwiększ do cholery napięcie – krzyczała do niego, po czym znów zerknęła na swojego ojca, który właśnie ze złości wyrzucił narzędzia na podłogę, a potem jednym ruchem zdjął z twarzy bawełnianą maskę. To był znak, że walka została przegrana. Sophie rozluźniła uchwyty i pozwoliła, by stojący za nią mężczyzna odprowadził maszynę na miejsce.
- Wybacz mi Katie – zaczęła głośno płakać, osuwając się na martwe ciało pacjentki. To był jej koniec.
O matko... Jaka smutna końcówka. Aż łezka się w oku zakręciła. I co teraz będzie z małą Scarlett? Mam nadzieję, że Alex się nią zajmie.
Tyle dobrze, że Katie zobaczyła córeczkę przed śmiercią.
No, po przeczytaniu kolejnego rozdzialiku mogę z czystym sumieniem iść spać :D Dobranoc wszystkim i Merlinowo-Mordredowych snów życzę :>
Biedna Katie.. nie wierzę, że to już koniec.. miałam nadzieję, że spotka się jeszcze przed śmiercią z Colinem
To, że umarła, nie oznacza jeszcze, że nie spotka się z Colinem. Jedno jest pewne, on ten moment zapamięta do końca życia ;D
Jeszcze tylko nie wiem, czy to będzie w 25, czy dopiero w 26 części. Zależy, jak ja teraz to wszystko rozpiszę.
Spróbuję dać jeszcze dzisiaj. Będzie ciąg dalszy płaczu, moja droga. Dlatego uprzedzałam, że będzie potrzebna naprawdę duża ilość chusteczek :D
Ojej.... własnie jestem po odcinku wczorajszym plus Twoje opowiadanie... Dobrze, że wyjeżdżając do Wrocławia wzięłam zapas:D Eh, smutne to życie...
Miałam na myśli 24 i 29 grudnia, sorki mój błąd :D
Mam nadzieję, że pomimo tego, iż skończy się Merlin będzie można dalej czytać twoje opowiadania i w jakiś sposób kontynuować tą przygodę ;)
WOJNA ZMYSŁÓW – cz. 25
Był już zmęczony. Zaczęło już się ściemniać, kiedy wracał samochodem do Londynu. Na siedzeniu obok, leżała teczka z nowym kontraktem, który tego dnia podpisał, oraz sporym scenariuszem do nauczenia. Na szczęście, zdjęcia do nowego filmu miały ruszyć dopiero za dwa tygodnie, więc była szansa, że jeszcze zdąży zobaczyć się z Katie, zanim wyda maleństwo na świat. A mimo to, przez cały dzień towarzyszyło mu dziwne przeczucie, że coś się zdarzy. Coś bardzo złego. Jak dotąd jego telefon milczał, a to raczej traktował jako dobry znak. Obiecał sobie, że jak tylko będzie po wszystkim, zaopiekuje się małą i Katie. Wciąż pamiętał ten smak miękkich ust, kiedy całował ją na pożegnanie. Słodki, kuszący. Nie potrafił już dłużej się okłamywać. Z każdym dniem zależało mu na niej coraz bardziej. Kochał ją, ale i tak wiedział, że nigdy nie będzie oddana mu do końca. Bo zawsze jakaś jej cząstka wciąż będzie tęskniła za Colinem. Zresztą, powiedziała mu to, przed wyjazdem na lotnisko. Kochała mężczyznę, który niczym ostatni idiota uwierzył plotkom o rzekomej zdradzie. Nie zasługiwał na nią. Nie był jej wart.
Zbliżał się już do budynku mieszkalnego i zaparkował na wyznaczonym miejscu parkingu, przeznaczonego tylko dla mieszkańców. Wysiadł z samochodu i zaczął iść w stronę głównego wejścia, gdy niespodziewanie zadzwonił jego telefon. Przeszedł koło recepcji, a potem zaczął biec w kierunku pustej windy, która na szczęście stała na parterze z otwartymi drzwiami. Jak tylko znalazł się w środku niego, nacisnął guzik z numerem trzy i dopiero wtedy odebrał połączenie.
Aż serce mu podskoczyło, jak tylko usłyszał łamiący się głos Sophie. Zatrzymał windę i czekał na to, co powie. By zaraz potem osunąć się na ziemię po ścianie, gdy usłyszał złą nowinę. Ale jeszcze nie pozwalał emocjom ujść wolno. Musiał najpierw wiedzieć, co się stało z dzieckiem. Poczuł ulgę, że maleństwo przeżyło i było okazem zdrowia. Pożegnał się i rozłączył, opuszczając rękę na podłogę. Poczuł się słaby i pokonany. Właśnie dowiedział się, że stracił kogoś, na kim mu zależało najbardziej na świecie. Zamknął oczy, czując narastający ból i złość. Miał ochotę krzyczeć. Coś zniszczyć. By tylko ukoić ten smutek, który teraz czuł.
- Miałaś na mnie poczekać, Katie. Miałem być przy jej narodzinach – uniósł wzrok ku górze, gdy łzy spływały gęsto po jego policzkach. Nie tak to wszystko się miało skończyć.
Uruchomił windę i jak tylko dotarła do trzeciego piętra, wyszedł z niej i szybkim krokiem zmierzał w kierunku swojego mieszkania. Cieszył się, że w tym czasie nie było ma korytarzu nikogo. Nie chciał, by ktoś teraz widział, w jak złym był stanie. Potrzebował teraz samotności. Czas, by jakoś pogodzić się ze śmiercią Katie. O ile to w ogóle było możliwe. Dotarł do swoich drzwi i drżącą ręką wsunął klucz do zamka. Szybko wtargnął do środka i z hukiem zamknął się tam. Sam ze swoim bólem. Osunął się na nich na podłogę i skulił w sobie, poddając się emocjom. Płakał długo, aż zaczął opadać z sił. Właśnie sobie uświadomił, że powinien powiadomić przyjaciół o tym, co się stało. Sięgnął po telefon i zastanawiał się, kogo wybrać w pierwszej kolejności.
Zdecydował się zaczął od Bradley’a. Drżącymi palcami wyszukał jego numeru i nacisnął zielony guzik. Ze wszystkich sił próbował być twardym. Musiał, choć to nie było takie łatwe. Jak tylko usłyszał jego głos, nabrał głęboko powietrza, dając sobie czas na ochłonięcie. I wtedy mu powiedział. Z początku Bradley potraktował to jako żart, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał. To samo było, gdy dzwonił potem kolejno do Angel, Eoina i pozostałych osób. Colina sobie zostawił na koniec. Jemu nie zamierzał przekazać wiadomości przez telefon, wiedząc, że i tak nie odbierze, jak tylko zobaczy w wyświetlaczu jego numer. Dlatego wolał zrobić to osobiście. Kiedy sam będzie już w lepszym stanie, by stanąć z nim twarzą w twarz. I obiecał sobie jedno. Za nim w świecie nie da się sprowokować do kłótni, ani do bójki. Jednak, we wszystkich przypadkach, przemilczał tylko jeden szczegół. Nie zdradził, kto naprawdę był ojcem dziecka. Wolał to zostawić sobie na lepszy moment. I powie to dopiero w trakcie pogrzebu Katie.
Siedział przed lustrem, spoglądając na swoje odbicie. Był blady po nieprzespanej nocy. Już wiedział, co się stało z Katie. To Barney przekazał mu tę smutną wiadomość. Po tym, co od niego usłyszał, przez całą noc zadręczał się, że nie był przy niej w tak ważnej chwili. Gdyby wcześniej od niej nie odszedł, być może ich życie potoczyło się inaczej. Nienawidził siebie za to z całego serca. Najbardziej jednak go zastanawiało, kto był ojcem dziecka. Miał dziwne przeczucie, że mogło być Alexa. W pewnym sensie był na niego zły, że tak szybko zajął jego miejsce u boku Katie.
Odwrócił się, słysząc uniesione męskie głosy za drzwiami jego garderoby. Jeden z nich rozpoznał od razu. Odwrócił się na krześle i czekał. Wtedy drzwi otworzyły się z hukiem i zobaczył dwójkę mężczyzn trzymających mocno za ramiona Alexa.
- Mówiłem mu, żeby panu nie przeszkadzać, ale uparł się, by tutaj przyjść – odezwał się jeden z pracowników teatru, a wtedy dał im znak, by puścili chłopaka. A potem wyszli na korytarz, zostawiając ich samych. I tak też się stało. Drzwi zamknęły się za plecami młodego aktora, gdy oboje mierzyli się wzrokiem.
- Wiem już wszystko, Alex – to Colin jako pierwszy przerwał pełną napięć ciszę, domyślając się, po o pofatygował się aż do teatru – Jeśli chcesz mnie walnąć w twarz, proszę bardzo – wstał, rozkładając przy tym ręce w geście poddania – Nawet nie będę się bronił. Przecież obaj wiemy, że zasłużyłem – dodał, patrząc mu wyzywająco w oczy – Ale zanim to zrobisz, muszę wiedzieć, co z dzieckiem. Gdzie ono jest i kim był jego ojciec. To pewnie ty, prawda? – zapytał wtedy, na co Alex zaśmiał się gardłowo.
- Ależ z ciebie hipokryta, Colin – syknął po chwili, zaciskając nerwowo ręce w pięści, by tylko nie rozpocząć bójkę, tak jak sobie wcześniej obiecał – To dziewczynka. Zanim Katie umarła, nadała jej imię, którego i tak ci nie podam. Nie, to nie ja jestem jej ojcem. To zabawne, że właśnie mnie o to podejrzewasz, Colin, tylko dlatego, że cały czas byłem przy niej i pomagałem. Bo w przeciwieństwie do ciebie, wiedziałem o ciąży i o tym, że w tym samym czasie chorowała na raka. Dlatego właśnie nie przeżyła porodu – widział, jak w oczach dawnego przyjaciela pojawiło się coś dziwnego. Zaskoczenie, pomieszane z bólem. Trochę za późno na to wszystko – Ona przez cały czas była ci wierna, mimo, że ją porzuciłeś. Kochała do samego końca. I nikt nie był wstanie tego zmienić. Nawet ja…
- Czyli jednak ją kochałeś – w końcu Colin się odezwał. Alex nabrał powietrza i skinął smutno głową.
- A mimo to, nie mogłem jej mieć. Zabawne. Nie zdradziła ciebie ani razu, choć miała na to mnóstwo okazji. Kiedy rozmawialiśmy, mówiła tylko o tobie. Nawet bardziej przejmowała się tym, jak będziesz dalej żył po jej śmierci, niż zbliżającym się porodem. Tylko ty się dla niej liczyłeś i nikt więcej…
- No dobrze. A jak wytłumaczysz jej pocałunek poza planem filmowym z tamtym facetem..
- Chodzi ci o tego dupka Richmana? On próbował się do niej dobierać. Ale im bardziej mu się stawiała, tym bardziej był natarczywy. Na twoje nieszczęście, odwróciłeś się wtedy za wcześnie. Inaczej zobaczyłbyś, jak dostał od niej w twarz. No to, jak jest z tym dzieckiem, Colin? Uruchom szare komórki i pomyśl, kto może być ojcem małej dziewczynki? Mam nadzieję, że zjawisz się na pogrzebie, który będzie w ciągu najbliższego tygodnia. Chociaż tyle zrób dla Katie, skoro wcześniej tak po chamsku ją zawiodłeś – syknął na koniec i odwrócił się, kierując w stronę wyjścia, jak tylko poczuł ogromną chęć, by uderzyć go za te wszystkie miesiące, w których ta dziewczyna ta cierpiała tak cierpiała. Ale nie był sobą, gdyby nie dodał czegoś od siebie – Wiesz co? Po tym, co zrobiłeś, straciłem do ciebie cały szacunek. I raczej nigdy ci tego nie wybaczę. A kiedyś wydawałeś się być takim fajnym facetem. Jak widać, pozory mylą – stwierdził, po czym wyszedł, jak tylko Colin chciał coś powiedzieć. Już i tak wystarczająco dał mu do myślenia.
Wrócił z powrotem na swoje miejsce i ponownie spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Czuł się jeszcze gorzej, niż przed zjawieniem się Alexa. W myślach analizował jego słowa, aż stopniowo docierało do niego to, czego nigdy nie chciał dopuścić do swojej świadomości. Gdzieś w Nowej Zelandii żyła sobie mała istotka, która miała w sobie cząstkę zmarłej Katie. Tak bardzo chciałby ją teraz zobaczyć, przytulić. Mieć przy sobie swoją małą córeczkę. Wreszcie zrozumiał, że to on był jej ojcem. Szkoda, że dopiero tak późno.
Warto było czekać XD Będzie jeszcze jedna część Wojny Zmysłów czy to już koniec?