Jeśli ktoś kupi laptop w pewnym sklepie, który uporczywie reklamuje jeden grajek, w prezencie dostanie zeszyty z wizerunkiem owego grajka. Tym sposobem, za kilka dni, w szkole dzieciaki otworzą zeszyty z Zenkiem na okładce, a nie jakby się mogło komuś wydawać, z Olgą Tokarczuk. Tak wygląda Selfie po polsku końcówki sierpnia 2020 roku. Chyba nie uwierzyłbym w te „zenkowe zeszyty”, gdyby nie kilka odcinków „Selfie po polsku” Mariusza Pujszo. Uczciwie mówię, że reżyser oswoił mnie z nadchodzącą rzeczywistością. Od jakiegoś czasu patrzę na Mariusza Pujszo trochę jak na jasnowidza i wizjonera, który na ekranie pokazuje nam rzeczywistość w jakiej przyjdzie nam żyć już za chwilę. Głupota, tandeta, amatorszczyzna i matolostwo doganiają nas i przeganiają, ale on ze swoją kamerą jest jeszcze krok wcześniej, pokazując jak będzie za moment. Fascynujące to, niewątpliwie śmieszne, ale i straszne. Przestałem już oglądać jakiekolwiek Wiadomości, zamiast tego włączam Selfie po polsku, bo niewątpliwie więcej tu prawdy o nas samych.