jak dla mnie wow. wiele się wyjaśniło. ojciec Stepha nie żyje, zabity przez Johna. Ciekawe jak Steph
się o tym dowie. Postać Cary irytująca do reszty ;P
Jak dla mnie odcinek ósmy był najlepszym odcinkiem jak do tej pory. Wreszcie coś ciekawego, jakieś wnikliwsze spojrzenie na postacie, akcja, sensowne dialogi, wreszcie przełamanie w schematycznym scenariuszu(który jak do tej pory wyglądał mniej więcej tak: jest problem, rozwiązujemy problem, koniec odcinka, tadam). Główny atut tego odcinka? WUJCIO JED! <3
Tak, tak, przyznaję się bez bicia - tylko i wyłącznie dla Marka Pellegrino zaczęłam oglądać ten serial i tylko dzięki niemu nadal go oglądam. Poza tym sądzę, że jego postać jest jedną z ciekawszych. Do tego jeszcze doszła Morgan, o której dowiedzieliśmy się ciupkę więcej. Historia ojca Stepha też ma jakieś tam ręce i nogi, a retrospekcje są w cenie(głównie dlatego, że John ma lepszą w nich fryzurę?). I wreszcie nadszedł Założyciel. Mało spektakularne wejście, ale miło, że wreszcie się pokazał. Tylko szkoda mi tego telepaty, który został uśmiercony - aktor miał bardzo specyficzną urodę i no... no szkoda mi po prostu, bo po dwóch jego kwestiach zdążyłam gościa polubić(co nadal nie udało się żadnemu członkowi grupy Tomorrow Ppl).
Ogólnie to podobało mi się - świetna końcówka, nie mogę się doczekać następnego odcinka. oby.tylko.tego.nie.schrzanili.pls.pls...
ps Jak Russella nie lubię, to cieszę się, że unie docenić dobrze urządzone mieszkanie, tak więc plus z dobry gust dla wujka Jeda i Russella!
"Jak dla mnie odcinek ósmy był najlepszym odcinkiem jak do tej pory. Wreszcie coś ciekawego, jakieś wnikliwsze spojrzenie na postacie, akcja, sensowne dialogi, wreszcie przełamanie w schematycznym scenariuszu(który jak do tej pory wyglądał mniej więcej tak: jest problem, rozwiązujemy problem, koniec odcinka, tadam). Główny atut tego odcinka? WUJCIO JED! <3"
DOKŁADNIE! :)