Mam pytanie odnoście treści serialu, a konkretniej końcówki 12 odcinka 2 serii. W jaki
sposób Shane stał się walkerem?! Zostaje zastrzelony, po czym widzimy jakieś dwa
przemykające obrazy z zombie, pojawia się Carl (też z dupy za przeproszeniem) i Shane
przemienia się. Jakim cudem? Co tam się stało? Zapewne czegoś tu nie załapałem więc
proszę o wytłumaczenie ;)
I tak apropo tej sceny, to wczesniej miałem nieprzyjemność popsuć sobie nieco serial i
dowiedzieć się, że Shane stanie się zombie. Czekałem na ostatnie odcinki i na ten właśnie
moment i szczerze mówiąc zawiodłem się. Jego śmierć strasznie słaba, lipny pomysł,
motyw z ogromnym potencjałem wykorzystany w bardzo marny sposób moim zdaniem.
Mam na myśli samą jego śmierć, co do przemiany w walkera to już w ogóle dziwna sprawa,
chociaż nie oceniam, bo widocznie ja czegoś tutaj nie załapałem, niemniej póki co to cała
sprawa wydaje się bezsensu.
No cóż, odpowiedź była w ostatnim odcinku. Chociaż swoją drogą dla mnie osobiście średnio przekonywująca... Niemniej aby utworzenie tematu nie było do końca bezsensu dopiszę jeszcze co mi się nie podobało. Generalnie serial naprawdę ciekawy, tylko pewnie logiczne luki trochę psują zabawę:
- praktycznie jakieś 99,9% oddanych strzałów przez któregokolwiek z bohaterów kończyło się perfekcyjnym headshotem. Trochę z tym przegięli. Jestem w stanie jeszcze naciągnąć rzeczywistość do tego, że udaje się to policjantom, Shane'owi i Rickowi. Natomiast jak headshoty rozdaje nawet koreański nerd, wystający na wpół z jadnącego samochodu no to to już jest przesada ^^
- Dziwi fakt, że żaden z bohaterów, czy to dziecko czy kobieta nie ma praktycznie żadnych większych problemów z tym, żeby strzelić w głowę, roztrzaskać czaszkę o podłogę albo dźgać śrubokrętem w oko. Robią to, a potem nie ma żadnego obrzydzenia, odrazy, urazu na psychice? Rozumiem, że przez zaistniałą sytuacją są na takie rzeczy bardziej odporni niemniej jeśli w grupie kilkunastu osób praktycznie każdy jest gotów wiercić jakiemuś corpsowi dziurę w głowie śrubokrętem to to również lekka przesada.
- I trzecia rzecz - w mniemaniu bohaterów każdy najmniejszy kontakt z walkerem kończy się przemianą. Od ugryzienia po zadrapanie rzekomo. A tymczasem nikt nie ma najmniejszych problemów, z tym że tryska im na twarz ich krew, że przykrywają się zwłokami któregoś z nich, że są z nimi (i ich wnętrznościami) w tak bliskim kontakcie. Dziwi to raz - że nie robi to na nich większego wrażenia i nie sprawia problemu (patrz pkt wyżej) no i dwa, że mając pełno ran i zadrapań powinni bardzo szybko się zarazić.
Niemniej luki te nie przeszkadzają w tym, żeby czerpać dobrą rozrywkę z serialu. Jedynie trochę to irytuje, niemniej czekam ze zniecierpliwieniem na kolejną serię :]
Postaram się Ci jak najlepiej wszystko wytłumaczyć. Na początku odniosę się do pierwszego postu odnośnie śmierci Shane'a. Od pierwszego sezonu wiadomo, że wszyscy są zarażeni więc tak czy siak po śmierci każdy przemieni się w zombie. Aby do tego nie doszło należy zniszczyć główny ośrodek kierujący całością czyli mózg. Jak wiadomo Rick nie strzelił do Shana tylko zabił go nożem a na dodatek dźgnął go w klatkę piersiową, co doprowadziło do śmierci "przejściowej". Doszło do zatrzymania pracy narządów wewnętrznych i w tym momencie zaczął działaś wirus. Dopiero Carl, który mógł całe zajście widzieć z okna domu ponieważ obserwował okolicę, przyszedł i zabił zombie Shane'a. Co do oddanych strzałów. Większość osób posługiwała się bronią przez długi okres czasu jak chociażby Rick czy Hershel albo Daryl. Glenn również miał do czynienia z bronią, Andrea dość szybo się nauczyła. Trochę odbiór spierdzieliła mi Lori no ale cóż. Reszta broni nie miała więc nie widzę problemu. Co do strzałów z jadącego auta. Zabieg ten stosowany jest w wielu produkcjach więc dlaczego i w TWD miał być nie zastosowany? Jego celem było nadanie kolorytu akcji i to im się udało. Co do urazów psychicznych odnośnie zabijania zombie. Jakiś postęp w czasie już mamy więc dla bohaterów do chleb powszedni. Coś jak rutyna poza tym chodzi o przetrwanie, a jak wiadomo w kryzysowych sytuacjach działa adrenalina. Co do trzeciego punktu. Jak już wspomniałem każdy jest zarażony więc kontakt np. z krwią zombie nic nie robi, tak samo jak położenie na sobie takiego trupa. Co do zadrapań to nie wiadomo jakie mają one skutku, bo to tylko przypuszczenia, ale natomiast ugryzienia to już inna sprawa. Owe ugryzienie wywołuje tą tzw "śmierć przejściową" do której doprowadza nie działanie wirusa, a wysokiej gorączki, której organizm nie jest w stanie znieść.
No i konkrecik, wszystko jasne ;)
Jeśli chodzi o urazy psychiczne, to oczywiście, że jest to dla nich w jakiś sposób już normalka. Niemniej nie do końca przekonuje mnie, że niektórzy z nic - kobiety, osoby wrażliwe mimo wszystko nie mają żadnego problemu z tryskającą na nie krwią zombie w wyniku serii uderzeń rozbijających czaszkę :P Co do sceny z Glennem w oknie - rozumiem, efektowna scena, fajny zabieg. Nie mam problemu z jej obecnością tak jak to zrozumiałeś(łaś) chyba. Po prostu chodzi mi o to, że lekkim przegięciem jest fakt, że randomowy koreański chłopak jest w stanie w trakcie jazdy zaliczać perfekcyjne strzały w głowę. Generalnie rozdzielać ze 100% skutecznością headshoty mieliby problemy chyba najlepsi policjanci z wieloletnim stażem. Więc byłoby to jeszcze w miarę sensowne, gdyby robili to Shane i Rick, ale reszta mimo wszystko mnie nie przekonuje. W tym np. jak sama zauważyłaś - nawet Lori. ;)
Niemniej absolutnie nie próbuję tutaj na siłę się czepiać, są to jedynie elementy które nadszarpnęły w mojej ocenie minimalnie realizm serialu i które fajnie przedyskutować ;)
W pełni rozumiem ale jak napisałem, są to rzeczy mające napędzać akcję. Fakt faktem trochę to irytujące bo mało w tym logiki (jak sam zauważyłeś) ale to nieodzowne elementy tego gatunku. Trzeba po prostu przymknąć oko i można spędzić przy tym serialu świetnie czas.
Co do tych urazów psychicznych to myślę, że właśnie ci bohaterowie, którzy przeżyli do tego momentu to akurat nieliczni ludzie, którzy są mniej podatni na takie urazy, bo przecież gdyby mieli jakieś opory przed zabijaniem zombiaków to już dawno zostaliby zjedzeni. Taka zasada, że słabsi giną, silniejsi żyją nadal i ci, których widzimy w serialu to właśnie ci silniejsi, którzy mają odwagę zabijać i udało im się przetrwać tyle czasu.
Właśnie przez takie mankamenty (lub zwyczajne debilstwa) w scenariuszu, jak i grę aktorską niektórych osób tak obniżyłem ocenę. 6 póki co to max.
Został zastrzelony, umarł, jego mózg nie został uszkodzony - zamienił się w zombie. Czego tu nie rozumiesz ??
Przemiana w zombie może trwać 2 minuty a może i kilka godzin jak to zostało wytłumaczone w ostatnim odcinku pierwszej serii ;-)
Widać tu został zastosowany ten szybki tryb... ;-)
Jednak cały czas utrzymywana została wersja, że aby zamienić się w zombie nie wystarczy tylko umrzeć, musi to być śmierć wynikająca z ugryzienia walkera, bądź musi zajść jakieś udrapnięcie itp. Przecież w ostatnim odcinku 2 serii sami bohaterowie zastanawiali się dlaczego ten uciekinier został zombie nie mając żadnych śladów i dopiero Rick powiedział, że rzekomo wszyscy są zarażeni. Ale wtedy nasuwa się pytanie dlaczego w mieście leżało pełno ciał ludzi, którzy nie zamienili się w zombie?
To jest tak samo jak w przypadku niektórych ciał na autostradzie. Człowiek mógł dostać urazu mózgu, który spowodował zatrzymanie jego pracy i wirus nie miał ośrodka, dzięki któremu mógłby kierować całym ciałem. Na wspomnianej autostradzie trupy miały widoczne ślady na głowie. Jak w mieście to nie wiem, ale np. biorąc pod uwagę w jaki sposób Andrea załatwiła zombie w lesie (walnięcie głową o drzewo) ci co przeżyli mogli załatwić zagrożenie nie pozostawiając żadnych śladów. Ewentualnie można to tłumaczyć faktem, że władze publiczne (policja, straże itd) zostały poinformowane, że każdy jest zagrożony i nie ma możliwości wyleczenia, więc doprowadzili do samobójstwa wiedząc, że należni zniszczyć mózg,
Kwestia odporności nie wchodzi w grę. Doktor z CDC wyraźnie powiedział, że każdy jest zarażony i nie ma możliwości aby nie powrócić jako zombie.
Patrząc na to jak doktorek się plątał i jak niewiele wiedział o wirusie, nie mając szczepionki nie jest wykluczone, że mimo wszystko są osoby odporne na wirus. Ale... albo żyją nie wiedząc o tym, albo gdy zaatakowały je zombie to zostały zjedzone i nikt nie skumał, że są odporni :P, albo po prostu umarły jak Ci niektórzy w samochodach na autostradzie a w mnogosci trupów nikt nie zwracał uwagi czy ich głowa jest uszkodzona, czy też nie:D.
Jako, że był/jest to wirus całkiem nowy to na 100% wszystkich jego aspektów nauka może nie znać, doktor też mógł się mylić !!
Z tego co wywnioskowałem to doktorek wiedział tylko, że:
1. jest to wirus,
2. że atakuje mózg, niczym zapalenie, że każdy z nas potencjalnie umierający może stać się (staje się) zombiakiem (wg. niego i tego co zdołali odkryć naukowcy zanim świat się zawalił)
3. kazdy w nas nosi ten wirus (nie mógł jednak przebadać wszystkich ludzi na świecie, pewnie nie wychodził nawet z tego Centrum Chorób a być może są pojedyńcze jednostki ludzkie odporne na zarazę)
4.podczas zmartwychwstania ożywa tylko pień mózgu, ciało zombie to tylko kupa mięsa wiedzona instynktem :D
5. czas zmartwychwstania jest różny od kilku chwil do..... najlepiej widać to na przykładzie siostry Andreii i Shan'a.
I tyle. Jako, że badań swoich nie dokończył można domniemywac, że jest jeszcze wiele rzeczy o których mógł nie wiedzieć, łącznie z tym, że gdzieś w świecie żyją JEDNAK odporni na "zombiactwo"
Bardzo możliwe. To jest właśnie ten aspekt TWD, który zmusza do myślenia i to jest fajne. Ja osobiście nie borę faktu, że ktoś może być odporny. Moje zdanie już znasz, a Twój punkt widzenia jest dość dobry
Kwestia rozprzestrzeniania się wirusa dokładnie nie została omówiona właśnie po to by móc snuć własne teorie, przemyślenia na ten temat. Więc ja taką teorię wysuwam:
A może jest tak, że w całej populacji ludzkiej są osoby które są odporne na ten wirus (jest ich bardzo niewielu ale są) ?? Zostanie to odkryte później ?? ;-)
Stąd niektóre ciała mają np. brak znacznych obrażeń głowy mimo to nie zamieniły się w zombie ??
Powtarzając za wyjaśnieniem z komiksu i opierając na innych źródłach: ugryzienie albo zadrapanie powoduje tylko śmierć nieszczęsnej ofiary - wykańcza delikwenta coś na kształt sepsy, a dopiero po jego śmierci aktywuje się wirus, którego nosicielem jest każdy ocalały. Aby ów wirus zadziałał człowiek musi "tylko" umrzeć - nieważne w jaki sposób, i tak wstanie i tak wstanie :)
W serialu można było to zobaczyć o wiele wcześniej - na początku drugiej serii, kiedy Daryl i Andrea znaleźli "żyjącego" wisielca - został co prawda ugryziony ale zanim wykończyła go infekcja - powiesił się i tym samym uaktywnił wirusa który go "ożywył". Ot cud :)
PS. Co do owego wisielca - coś mi się zdaje że to ojciec tych dwóch dziewczynek o których wspominał Randall w trakcie przesłuchania - widział co się stało i postanowił ze sobą skończyć - w sumie mu się nie dziwię, na dodatek potem jeszcze któryś zombie go ugryzł więc i tak koniec i tak koniec.