Liczyłem, że w drugim sezonie coś ruszy, a tu poziom jest taki sam, jak nie słabszy. Drugi odcinek porażająco słaby. Gra dramatyczna aktórów grających Ricka, jego żonkę i Shane'a jest tragiczna, aż ksztuszę się własnym zażenowaniem. Chyba sobie dam spokój z tym serialem, bo pomimo wielkich chęci nie daję rady.
Rzeczywiscie, cos jakby pękło. 6 odcinkow pierwszego sezonu ogladalo sie z zainteresowaniem, a te dwa raczej z zazenowaniem. Razi nie tyle gra aktorow, ile glupiutkie dialogi. Nie przepadam za filmami akcji, nie mam nic przeciwko "przegadanym" filmom, ale wszystko musi byc robione z glowa i miec jakis sens. Dzieciak zostal postrzelony przypadkowo, to byl zwyczajny wypadek, a nas karmia wydumanym poczuciem winy Ricka i jego smiesznymi tekstami o tym, co by bylo gdyby nie zabral dzieciaka ze soba. Wypadek to wypadek, rownie dobrze dzieciak mogl byc postrzelony bedac w grupie z matka. Czy Ricky obwinialby wtedy zone? To wszystko robi sie coraz bardziej irracjonalne i naciagane.