Dlaczego Amerykanie tak czysto sięgają po Angoli by obsadzi główne (lub jedne z główniejszych) role w swoich serialach i filmach? Co krok to Brits (Rzym, Spartakus, Dr. House i masa innych jak Saga "Zmierzch" na przykład). I w końcu ten, wszak bardzo "amerykancki" serial! A kto w roli głównej? Coś w tym musi być, bo kto, jak kto, ale USA ma aktorów na pęczki. Często wybitnych aktorów! Co ciekawe, główny bohater jest bardzo "amerykański" i gdyby nie notka biograficzna, to nigdy bym się nie domyślił, że to ktoś z deszczowej wyspy. Ot, zagwozdka! Być może miał rację gen. de Gaulle kiedy powiedział z przekąsem, że UK i USA zawsze łączyły, łączą i łączyć będą "specjalne stosunki" tj. coś pomiędzy miłością skrzyżowaną z głębokim podziwem a nienawiścią podszytą lekką pogardą. Bo tak w sumie, to Angole nie lubią Amerykanów (ciekawostka - wciąż pamiętają, ze to były ich kolonie), a Amerykanie psioczą, że co Angol to zgniłek (a ratten) lub popapraniec (a freak). A jednak gdzieś tam, pomiędzy słowami kryje się bardzo głęboki podziw z obu stron.
PS: Mam tytuł dla polskiego filmu o zombies: "ZOMBI CI FLASZKĘ WYTRĄBI!" (to z filmu "Kup teraz" swoją drogą świetny, bezpretensjonalny kawał kina niezależnego)
Widać amerykańscy aktorzy serialowi którzy ewentualnie by chcieli zagrać w tym serialu mają gęby niezbyt urodziwe. Japy pucate i miałkie. Takich cesarzy kanapy i królów pilotów zombiaki zjadają na wstępie. Przeżywają tylko twardzi ludzie. A widać na takich wyglądają angielscy aktorzy. Kiedyś oglądałem dokument o mieście Detroit w USA, i tam było powiedzane że 70% mieszkańców obojętnie jakiej narodowości ma nadwagę. I jak tu obsadzić samych otyłych w serialu? Przecież główni bohaterowie muszą głodni i zabiedzeni. Takie tam luźne przemyślenia.