jou! jako, że fox powtarza obecnie pierwszy i drugi sezon TWD, oczywiście ogłądam serial po raz drugi i wyłapuję szczegóły, które umknęły mi ostatnim razem. w związku z tym narodziło mi się w głowie jedno, zasadnicze pytanie. Jenner powiedział, że wszyscy noszą w sobie wirusa i każdy po śmierci - niezależnie czy od ugryzienia, zadrapania czy postrzału - zamieni się w zimnego. i faktycznie Shane, czy Randall zamienili się po postrzale czy złamaniu karku, bez ingerencji sztywnych. ale co z masami trupów leżących chociażby przy szpitalu w pierwszym odcinku, czy siedzących w samochodach na autostradzie? nie mieli przecież zniszczonych mózgów, no a przynajmniej nie wyglądało na to. np. scena, gdzie Carl wyjmuje zza pasa zestaw toporków trupowi na autostradzie...facet nie wyglądał, jakby strzelił sobie w łeb, albo ktoś mu w tym pomógł. a nie ożył. więc do sedna - o co chodzi? :-)
ps. ponieważ w komiksie nie ma ani Daryla ani Merle'a, zastanawiam się jak skończy się ich 'braterskie' starcie w 3 sezonie... any ideas? osobiście bardzo bym nie chciała, żeby Darylowi się coś stało. ten facet i jego metamorfoza ciągną TWD do prozdu. ;-)
Niby czemu? Moim zdaniem to nie ma sensu, Merle (tak, Merle, nie Maryl...) może co najwyżej zaproponować mu, aby do niego dołączył. To Rick i T-Dog powinni się martwić o swoje tyłki.
Też tak myślę, że to Rick i T-dog mają się czego obawiać jak wróci Merle, bo to w końcu przez nich musiał sb odciąć rękę, aby się uwolnić. Ewentualnie Daryl będziemusiał go zabić jeżeli Merle będzie niebezpieczny dla całej grupy...
A ja mam inne pytanie, a nie chce zakładać nowego tematu i się tutaj podepnę, jeśli można;)
A mianowicie chodzi mi o to, czy ktoś wie, bądź czy bylo powiedziane w serialu dlaczego żołnierze w szpitalu zabijali żywych?
Wiesz, myślę, że to był poczatek epidemii i oni za bardzo nie wiedzieli z czym majądo czynienia. Prawdopodobnie zabijali każdego, kto miał kontakt z trupami.
W piątym odcinku drugiego sezonu Daryl spada i ma zwidy, widzi swojego brata. Najlepsze jest jednak gdy się wspina, odpowiada jakoś tak, że jak był młody to nigdy go nie było przy nim, nie interesował się nim. Mam nadzieję Daryl odegra jeszcze ważną scenę na pewno padnie da niego trudny wybór, czy chce być taki jak Merle, czy też wybierze dobrą drogę, widać w nim bardzo zdenerwowanego, ale też niezdecydowanego.
Dobre pytanie co do ludzi z autostrady. Mam wielką nadzieję, że twórcy nam jakoś to wytłumaczą, bo naprawdę wątpię, aby popełnili tak wielki błąd.
Co do tych ze szpitala... Oglądałam pierwszy odcinek już jakiś czas temu, ale wydajem i się, że leżeli tam Szwendacze, którzy dostali unieszkodliwieni przez wojsko(?).
Jeżeli chodzi o "sztywnych" przed szpitalem, to jak wiadomo placówka ta broniła się dość długi okres czasu, zanim padła. Wiadomo, że umarłych nie będą trzymać w budynku, więc wynosili ich na plac. To długie funkcjonowanie jest również wyjaśnieniem długotrwałej śpiączki Ricka.
Natomiast jeżeli chodzi o autostradę to można wytłumaczyć to faktem, iż te zombie zabijali uciekający żywi czyli tok myślenia jaki sama objęłaś. Poza tym zatrzymanie pracy mózgu nie musi być związane z całkowitym rozwaleniem tego narządu. Możliwe, że w wyniku karambolu doszło do wstrząsu lub coś w tym rodzaju.
Teraz przejdę do części z Darylem oraz Merlem. Jak napisali użytkownicy powyżej, najbardziej winna obawiać się reszta grupy niż sam Daryl. Podejrzewam, że T-dog nie dożyje do końca, a spowodowane będzie to wiadomo kim. W dużym zagrożeniu jest również sama Andrea, która trafia do Woodbury co widać po trailerze, no chyba, że nie dojdzie do spotkania. Ewentualnie pojedynek może nastąpić w wyniku zabicia przez Merla Carol, a ona i Daryl mają się ku sobie. Ten wkurzony do granic możliwości, z powodu utraty osoby, na której mu zależało, oraz która dała mu możliwość prowadzenia normalnego życia postanowi załatwić brata. To takie kirkmanowskie rozwiązanie :)
w sumie faktycznie nie wpadłam na rozwiązanie z 'niemechanicznym' uszkodzeniem mózgu. może być i tak! ;-)
ps. naprawdę uważasz, że Daryl i Carol mają się ku sobie? ja odbierałam ich relację w drugim sezonie raczej jako matkowanie Carol...straciła córkę i chciała się kimś 'zaopiekować', a napatoczył się Daryl, który najbardziej zaangażował się w poszukiwania Sofii... takie miałam wrażenia.
Ich relacja jest strasznie, że tak powiem kirkmanowska :) Działa na zasadzie słaba psychicznie kobieta łączy się z twardzielem, który zapewnia jej bezpieczeństwo. Może w drugim sezonie nie jest to tak dobitnie pokazane jednakże patrząc przez pryzmat ostatnich wydarzeń wiele na to wskazuje. Daryl jako jedyny w 100% poświęcił się poszukiwaniu Sophie. Ponadto mało co sam przy tym nie zginął. Ewidentnie było widać, że mu zależy, zarówno na dziecku jak i samej Carol. Ile razy ratował ją z problemów? Mowa tu oczywiście o problemach nie tylko natury zombistycznej ale i psychicznej. Całe to postępowanie sprawiło to, iż stał się bardziej otwarty na grupę. Jego wyodrębnienie poszło w zapomnienie. Mam wrażenie, że czuje wdzięczność do niej choć póki co podchodzi do wszystkiego z dystansem. Musi się odpowiednio nastawić do powstałej sytuacji, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze życie. Dodatkowo dla samej Carol będzie to krok w przód. Po stracie męża oraz córki, ma w końcu osobę dla której mogła by żyć co odzwierciedlają słowa "nie chcę i Ciebie stracić". Coś w ten deseń. Widać, że Daryl jest dla niej czymś więcej niż tylko członkiem "bandy". Sama zresztą uważa, że lepiej kierował by pozostałymi. Mimo tego, że Dixon trzyma ją póki co na dystans ona się się zraża, co jest dobre zarówna dla jednej jak i drugiej strony. To jest moja interpretacja. Jak reszta to widzi? Nie mam zielonego pojęcia.
swoją drogą komiksowa Carol to totalnie inna osoba. mam wrażenie, że sporo mniej ogarnięta, za to bardziej beztroska. komiksowa Carol chyba w życiu nie 'skumałaby' się z Darylem.SPOILER no i jeżeli Carol skończy tak, jak w komiksie, to jej relacja z Darylem raczej się nie zdąży rozwinąć. no ale - pożyjemy, zobaczymy. :-)
Czy komiksowa Carol jest aż tak bardzo beztroska? Nie wydaje mi się. W moim odczuciu te zachowanie wywołane zostały załamaniem nerwowym, które przeżyła. A czy by się spiknęła z Darylem? W komiksie próbowała stworzyć związek z Tyressem więc czemu nie. W ogóle ja mam takie wrażenie, że Daryl po części robi za wspomnianego Tyressa i tak szczerze nie wiem czemu, bo patrząc na pewne informacje ta postać winna pojawić się w serialu.
Co do długości serialowej relacji na drodze Carol-Daryl to może być ona baaaardzo długa. Moim zdaniem życie komiksowej Sophie zamienili właśnie na Carol. Co za tym idzie jej śmierć jest raczej wykluczona aczkolwiek mogę się mylić. Kirkman nie raz powiedział, że żałuje niektórych decyzji podjętych podczas tworzenia komiksu. Może właśnie teraz chcę ją zmienić w postaci pozostawienia C żywej.
no tak, Sophie uśmiercili wyjątkowo szybko. może faktycznie przedłużą za to żywot Carol. no i też mnie bardzo dziwi, że w serialu nie umieścili Tyress'a. jakiś czas temu myślałam, że może w kolejnych sezonach rozwiną postać T-Doga i to on 'stanie się' Tyress'em. w końcu tak naprawdę nie wiemy jak ma na imię, a litera T może coś sugerować... ale być może są to zbyt daleko idące interpretacje. ciekawi mnie też, czy w 3 sezonie, podobnie jak w komiksie, pojawi się Morgan i jego pogryziony już syn.
W serialu padło normalne imię T-doga a mianowicie Theodore :) Większość użytkowników tutaj (ze mną włącznie) myślała tak samo jak Ty, że właśnie T-dog pełni rolę Tyressa, a tu suprise i jest inaczej.
Jeżeli chodzi o samą postać Tyressa to ma on być (ponoć) wprowadzony. Póki co nie wiadomo jak, gdzie i kiedy. Mazzara powiedział w jednym z wywiadów, że dużo czasu spędzili myśląc nad tym bohaterem. Do tej pory go nie było, gdyż po pierwsze dość mocno zmieniono fabułę drugiego sezonu (główną osią oczywiście była farma, jednakże dodano wiele dodatkowych rzeczy), a po drugie padły słowa jakoby akcja z więzieniem obejmowała dwa sezony. Ile w tym prawdy? Ciężko powiedzieć. Ten wywiad pochodzi z marca czyli moment kiedy rozpoczęto produkcję sezonu 3, jednak nie daje nam to pewności, że nie zmieniono planów.
Jak już sama wspomniałaś, dużą zagadką jest Morgan i jego syn. Idąc tokiem komiksu winien wrócić gdzieś około końca 4 lub początkiem 5 sezonu. W zapowiedziach Grega Nicotero padło stwierdzenie jakoby brano pod uwagę jego powrót w najbliższym czasie, jednak jest to o dużo mnie pewne niż Tyrrese. Cóż pożyjemy zobaczymy. Te zapowiedzi często gęsto są niejednoznaczne, co mnie po prostu doprowadza do tzw. szewskiej pasji :D Ja ułożę sobie taki scenariusz na dany sezon a tu później pełno zmian. Jednakże jest to fajne posunięcie.
''Działa na zasadzie słaba psychicznie kobieta łączy się z twardzielem, który zapewnia jej bezpieczeństwo. ''
Wiem co masz na myśli i nawet to rozumiem, ale mimo wszystko nie do końca tak to widzę. Wiesz, Daryl jest w pewnym sensie twardzielem, ale chyba tylko pod względem fizycznym. Psychicznie to bardzo zagubiona postać, w gruncie rzeczy mam wrażenie, że to Carol powinna się nim zaopiekować. On nigdy nie zaznał troski, wiec nie bardzo wie jak ma się sam o kogoś troszczyć.
Carol z drugiej strony nabiera siły, ogłady. W ostatnim odcinku wykazał się czymś w rodzaju...buntu? Nawet chciała nastawić Daryla przeciwko Rickowi, co może znaczyć, że jest osobą manipulującą. Aczkolwiek ta postać jest jak dla mnie zagadkowa. Odnoszę wrażenie, że ciągnie ją do Daryla, gdyż ma wrażenie, że jest on podobny pod względem charakteru do jej męża, co można zauważyć w czasie ich ''rozmowy'' w 9 odcinku.
Co do Daryla to mniej więcej się zgadzamy. Sam napisałem, iż jego obecne postępowanie w stosunku do Carol poparte jest poprzednim życiem i doświadczeniami.
Co do samej Carol to nawet nie wziąłem takich argumentów pod uwagę. Tak szczerze to strasznie podoba mi się Twój tok myślenia. Ona jak manipulatorka? Dobre spostrzeżenie. To samo tyczy się stwierdzenia jakoby ciągnął ją w stronę Daryla jego charakter. Na prawdę o tym nie pomyślałem, a dużo w tym prawdy.
Tak naprawdę właśnie zawsze uważałam Carol za typową ofiarę, szarą myszkę. Dopiero ostatni odcinek dał mi trochę do myślenia. Przede wszystkim odczuwa się wrogie nastawienie do Ricka, możliwe, że wciąż ma mu za złe zostawienie Sophii samej w lesie. Nie jestem jednak tego pewna. Może uważa, że to Daryl powinien rządzić grupą, dlatego chce go nastawić przeciwko Rickowi? Nie do końca potrafię zrozumieć jej motywy.
A jej ''zafascynowanie'' Darylem jest bardzi typowe, jeśli chodzi o ofiary przemocy domowej. Zazwyczaj tacy ludzie mają bardzo niską samoocenę, więc wiążą się z osobami, które (przynajmniej wg nich) ujawniają skłonności do dominowania.
Oczywiście jest to tylko jeden z tropów. Równie dobrze Carol mogła się do niego przywiązać, kiedy zobaczyła z jaką zaciętością szuka jej córki. Jak sama powiedziała, w ciągu jednego dnia Daryl zrobił dla Sophii więcej niż jej mąż przez całe jej życie.
Faktem jest, iż te postacie są bardzo ciekawie zarysowane pod wzgledem przychicznym, dzięki czemu mi, jako studentce psychologii, ogląda się ten serial z podwójną przyjemnością :)
''Natomiast jeżeli chodzi o autostradę to można wytłumaczyć to faktem, iż te zombie zabijali uciekający żywi czyli tok myślenia jaki sama objęłaś. Poza tym zatrzymanie pracy mózgu nie musi być związane z całkowitym rozwaleniem tego narządu. Możliwe, że w wyniku karambolu doszło do wstrząsu lub coś w tym rodzaju.''
Żywi uciekający raczej ich nie zabili, bo głowy mają nieuszkodzone ( http://24.media.tumblr.com/tumblr_m7q89x0yCF1roxy4do1_500.gif ), a po karaboli nie widziałam śladu, tzn. wszystkie samochody stały tak jakby w korku. Zresztą, parokilometrowy karambol, który spowodował uszkodzenie mózgów paruset ludzi? Moim zdaniem to strasznie naciągane :)
Inna sprawa, nie wiem czy zauważyłeś, ale te trupy z samochodów nie wyglądają do końca jak zombie (w tym linku wyżej możesz zobaczyć). Są jakby... zasuszeni? Nie wiem jak to określić. Oczywiście Szwendacze też nie mogą się pochwalić wyglądem pierwszej świeżości, jednak umarlaki z samochodów sprawiają wrażenie zmarłych conajmniej kilkanaście lat.
Oj nie wyolbrzymiajmy już tej ilości :D Paruset ludzi? Na pewno nie taka ilości. Co do karambolu to tylko hipoteza. Czynników mogło być o wiele więcej jednak nie zagłębiajmy się w niego.
Co do zombie na autostradzie to się mylisz. Ich wygląd jest adekwatny do czasu apokalipsy. Rozkład ciała obejmuje od 7 do 10 lat. Po śmierci na początku następuje rozkład tkanek miękkich obejmujący do 3 może 4 lat. W tym okresie pojawia się tzw. wrażenie wysuszenia organizmu. Biorąc pod uwagę również warunki pogodowe ten proces może być szybszy. Kilkanaście lat to o dużo za dużo :)
No wiesz, tam było ponad sto aut, jak nie więcej strzelam, że pasażeró też było więcej niż jeden ;p jak już pisałam, wg mnie albo wytłumaczą śmierć tych ludzi w jakiś logiczny (logiczny jak na serial o zomnie) sposób, albo jest to poważny błąd twórców.
No cóż może i masz racje, stwierdzam tylko, że ci ludzie raczej nie zdążyli przemieć się w zombie.
Sto aut może i było, ale zauważ, że większość pusta. Moim zdaniem tutaj nie ma co wyjaśniać. Dostaliśmy kilka przypadków i na tym koniec. Takie jest moje zdanie. Poza tym to jest właśnie fajne w tym serialu. Nawet po zakończeniu emisji drugiego sezonu wracamy do pewnych aspektów z samego początku i ciągle się zastanawiamy nad przyczynami tego bądź owego.
po krótce - trupy z autostrady wyglądają na lekko 'zmumifikowane'. też mnie to zastanawia. ;-)
pewien komentarz z yt: "the bodies in the car aren't zombies because their brains were destroyed from listening to 96.3" 93,6 hot fm to hip-hopowe radio :D coś w tym jest :D jeżeli oczywiście dobrze dobrałam częstotliwość do stacji. ;-)
Mi się wydaje, że jeżeli pojawi się Merle, Daryl może mieć spory dylemat, czy dołączyć do niego czy zostać w grupie. Merle na pewno będzie chciał się zemścić, może na wszystkich, a nie tylko na Ricku i T - Dogu. Może nawet na samym Darylu? W końcu nie wie, czy próbował go szukać, a nadal trzyma się ludzi, którzy zostawili Merle'a na pastwę losu. Poza tym, biorąc pod uwagę ich charaktery, na pewno nie byli ze sobą mocno związani, pomimo bliskiego pokrewieństwa.
Ja też mam pytanie. Czy w komiksie bądź serialu było wspomniane, czy Szwędzacze umierają z braku pożywienia? Przypomniałam sobie, że w "28 tygodni później" (tak, wiem, że to zupełnie co innego, ale w serialu może być podobnie) po jakimś czasie zarażeni zaczęli umierać z głodu. Myślicie, że w serialu też coś takiego jest możliwe?
Umieranie zombie może nie, ale coś w stylu wycieńczenia owszem. Wedle domysłów głównych bohaterów, szwędacz pozbawiony pożywienia przez bardzo duży okres czasu, a ponadto oddzielony całkowicie od grupy i pozostawiony sam sobie tak jakby traci wszelkie zdolności ruchowe. Reaguje na widok żywego tzn. charczy, lekko rusza głową jednakże nie jest w stanie wykonywać ruchów typu chodzenie, klęczenie, wstawanie, czołganie itd. . Przykładem może być np. zombie przy rowerze w pierwszych zeszytach, jednakże ta komiksowa wersja, gdyż serialową lekko zmienili. Później w pisarskiej wersji trafiły się raptem dwa lub takie przypadki gdyż nasza grupa przeważnie spotykała całe hordy.
w komiksie jeden z bohaterów zwrócił uwagę na kilka wyjątkowo osłabionych zimnych, którzy faktycznie nie mieli siły się podnieść i podreptać za mięchem. ;-) może im mniej je, tym bardziej osłabiony się staje...?
Można też wziąć pod uwagę stopień uszkodzenia ciała oraz warunki pogodowe, które w TWD odgrywają kluczową rolę.
indeed! :-) chociażby 'bicycle girl' z pierwszego odcinka. czy kilka innych zombiaków. w zasadzie oni cały czas ulegają stopniowemu rozkładowi. teoretycznie po kilku latach po sztywnych nie powinno zostać nic. no chyba, że zakonserwują się gdzieś na Syberii czy Gobi. ;-)
Na Gobi może i by dali radę, ale na Syberii jest zimno, a w drugim sezonie Rick wysunął teorię (która wydaje się rozsądna), że kiedy jest zimno szwędacze robią się powolniejsi/bardziej osowiali.
Zastanawiam się nad tym stopniowym wyginięciem zombie z uwagi na to, jak może zakończyć się serial. Szczerze mówiąc chciałabym zobaczyć (dla odmiany po innych filmach tego typu, gdzie zazwyczaj główni bohaterowie giną i niewiadomo, jak będą wyglądać dalsze losy świata) jak może wyglądać odbudowa cywilizacji po takiej apokalipsie, do czego niezbędne jest wynalezienie lekarstwa na zombie zarazę i oczyszczenia z nich planety. Gdyby ginęli po jakimś czasie sami, byłoby niewątpliwie łatwiej.
chodziło mi o to, że zimno Syberii zakonserwuje ciało. może i nie będzie się poruszał taki szwędacz w lodzie, ale przy ociepleniu wstanie i ruszy dalej ledwie co podgnity. ;-)
Wymarcie zombie? Kompletnie nie przejdzie. To kłóci się z wizją Kirkmana, która nie dopuszcza podobnych scenariuszy. Robert stworzył świat, w którym szwędacze stały się integralną częścią całości. Ich zniknięcie bądź wyleczenie nie wchodzi w grę i to jest właśnie rewelacyjne w tym dziele. Sprawia to, iż nasza grupka musi budować społeczeństwo w sytuacji bez wyjścia. Każdy kolejny dzień spokoju może być ich ostatnim. I to jest właśnie o wiele bardziej interesujące, niż odnowa "po".
Nie miałam niestety w rękach komiksu, ale z wypowiedzi na forum muszę przyznać, że Kirkman ma chyba naprawdę nowatorskie i świeże podejście do tematu. Spora nowość w świecie schematycznych dzieł z tej kategorii. Coraz bardziej mnie komiks kusi, chociaż nigdy nie byłam ich fanką.
ja też od zawsze wolałam raczej zaszyć się gdzieś z książką, niż głowić się nad komiksowymi dymkami, ale uwierz mi, chwycisz pierwszy tom TWD i już nie odpuścisz., nawet, jeśli z komiksem nic Cię wcześniej nie łączyło. ;-)
No właśnie ja podobnie, literatura jak najbardziej, a jedyne komiksy, jakie miałam w rękach to te z kaczorem Donaldem ;) No i chyba skuszę się na kupno pierwszego zeszytu. Przy okazji sobie przypominam, że komiksy tworzy też Stephen King, a muszę przyznać, że mam słabość do jego książek, więc może też się skuszę.
Je nie wyobrażam sobie życia bez czytania :) King, Berry, Patterson, Brown czy Grande to tylko nieliczny z mojej dość obszernej listy ulubionych pisarzy. Co do komiksu to również nie byłem wielkim miłośnikiem. Stroniłem od nich nawet w młodości. O TWD dowiedziałem się przy okazji premiery pierwszego sezonu. Wszyscy zachwalali, że główną osią są relacje międzyludzkie, a zombie schodzą na drugi plan. Po tym nasunęła mi się myśl "Czy w końcu dostaniemy dojrzałą historię osadzoną w postapokaliptycznym świecie?" Oczekiwania były ogromne i szczerze to spełniły się w 100%. Jak napisałaś Kirkman nowatorsko podszedł do tematu. Widać ewidentnie, że nic nie wnoszącą eksterminację po prostu uznaje za nudną co podkreśla za każdym razem. Najważniejsze są relacje, uczucia, problemu które w cale nie są tak odległe od naszych codziennych. Bohaterzy są dosłownie z krwi i kości, którzy sami przechodzą przez ciężkie okresy jak załamania nerwowe, pierwsze zabicie żywego będącego zagrożeniem. Każda podjęta decyzja ma swoje skutki, które obejmują czasami jedną osobę, ale i całą grupę. Komiks nie jest tylko durnymi obrazkami, które nic nie wymagają od czytelnika. Wręcz przeciwnie. Cały czas trzeba myśleć nad poszczególnymi aspektami. Nigdy nie ma chwili odpoczynku Reasumując komiks jak najbardziej polecam, gdyż nie dość, że jest świetny w celach czysto rozrywkowych to dodatkowo wyjaśnia pewne zachowania serialowych bohaterów. Poza tym bardzo fajną zabawą jest późniejsze porównywanie zmian jakie wprowadzili w telewizyjnej wersji.
Przyznam, że ta "postapokaliptyczna socjologia" to jest coś, na co palę się najbardziej. Tym większe ukłony w stronę autora, że podszedł do tematu w ten sposób, a nie wystawił na pierwszy plan latające flaki zombie. Ludzie różnie reagują na stresujące sytuacje, a nie od dziś wiadomo, że w chwilach zagrożenia niektórzy bawią się w bohaterów, a niektórzy dbają tylko o własny interes. I to jest moim zdaniem bardziej fascynujące/przerażające od walki z zombie.
Chociaż muszę przyznać, że jestem po ogromnym wrażeniem pracy charakteryzatorów.
Dokładnie. Już na samym początku rzucili nam dwa róże charaktery w postaci Ricka i Shane'a, którzy rzekomo byli przyjaciółmi. Wystarczy popatrzeć jak ich relacja była destrukcyjna dla grupy, a o postępowaniu już nie wspominając. Szczerze, to takich przypadków jest bardzo dużo w uniwersum TWD. Jednakże Rick i Shane to jedynie zalążek.
Sytuacja Ricka i Shane'a pokazuje, jak w obliczu apokalipsy tracą na znaczeniu takie wartości, jak przyjaźń. To samo zresztą powiem o miłości/małżeństwie, bo od początku uważałam, że jak na świeżo upieczoną "wdowę" to Lori dostyć szybko pogodziła się ze śmiercią męża i wskoczyła do łóżka innemu. Może jeszcze przed apokalipsą coś między nimi było (chociaż nie jawnie).
Moim zdaniem ani Rick ani Shane nie nadaje się na przywódcę grupy. Rick ma za mało egoizmu, zgrywa bohatera, czym naraża grupę, a przede wszystkim swoją rodzinę, na której ponoć najbardziej mu zależy. Shane natomiast za bardzo dbał o swoje interesy. Z czasem sprawiał na mnie wrażenie osoby z zaburzeniami psychicznymi.
No, ale słyszałam, że w komiksie Rick nie jest takimi ciepłymi kluchami.
Pierwsze dwa sezony miały za zadanie wprowadzenie wszystkich postaci. Owszem dużo czasu poświęcono Rickowi jednakże, wydarzenia aż tak bardzo nie wpłynęły na jego postępowanie. 3 sezon będzie okresem kiedy pewne sytuacje będą tak mocne, że postępowanie Grimes'a zmieni się w istną DYKTATURĘ! Nie będzie miejsca na szlochy, płacze, śmiechyy itd. Rządy twardą ręką. To oczywiście będzie miało swoje plusy i minusy, a minusy dużo bardziej poważne. Po więzieniu jego postać będzie mieszanką tego co było przed i w trakcie więzienia. Ten układ najbardziej mi odpowiada.
No cóż, czasem trzeba osiągnąć dwie skrajności, żeby znaleźć złoty środek. Mi też ten układ najbardziej odpowiada, bo nie da się na dłużsżą metę być bohaterem, tak samo jak nie da się być dyktatorem. Pomijając szkodliwość obu tych skrajnych wyjść.
Oj nie zgadzam się co do Ricka. Zarówno w komiksie jak i serialu wydaję mi się być człowiekiem na odpowiednim stanowisku. Mówisz, że to ciepłe kluchy... No cóż moim zdaniem etap (jeżli w ogóle takowy był) rozgotowanego ciasta ma już dawno za sobą. Chęć bycia w porządku ze wszystkim w grupie nie jest niczym złym, wręcz przeciwnie - właśnie takim postępowaniem potrafimy odróżnić dobrego przywódcę od złego. Nie chciał zabijać Randalla, ale kiedy grupa się na to zdecydowała, prawie to zrobił (ah ten Carl).
Shane zgrywał twardziela uwalniając zombie ze stodoły, ale to właśnie Rick miał na tyle odwagi, aby zabić Sophię, podczas gdy reszta - wliczając w to Shane'a - stała i gapiła się. Kto pobiegł za Sophią kiedy gonił ją zombiak na autostradzie? Oczywiście Rick, ponieważ jako naturalny przywóca czuje się odpowiedzialny za resztę. Moim zdaniem takiego człowieka określać mianem ''ciepłych kluch'' to zwykła niespawiedliwość.
Oczywiście niedługo nastąpią zmiany, Rick stanie się przywódcą totalitarnym, jednostka już nie będzie miała dla niego takiego znaczenia, jak wcześniej. Czy którakolwiek forma rządów jest tą lepszą, właściwą? Nie wydaję mi się, po prostu są inne.
No dobra, może rzeczywiście przesadziłam z "ciepłymi kluchami" ;) Nie można Rickowi odmówić, że jest niezłym przywódcą. Nie idealnym, ale takiego nigdy chyba nie znajdą. Mimo wszystko i tak mi się wydaje, że na początku miał trochę za miękkie serce, ale jestem to w stanie zrozumieć.
Chętnie zobaczę go w wersji totalitarnej, ale nie uważam, żeby to był dobry sposób na rządzenie.
A nie mówiłam!:)
Chciałoby się krzyknąć. Oto moja wypowiedź z 17 listopada 2011 w tym temacie:
http://www.filmweb.pl/serial/Walking+Dead%2C+The-2010-547035/discussion/Spieprzo ne+postacie.+%28spoilery%29,1773954
"Rick czuje się odpowiedzialny za wszystkich. Chce by wszyscy przeżyli, by wszyscy jakoś sobie z tym radzili. Ciężar tej odpowiedzialności przytłacza go i właśnie przez to wydaje się mięczakowaty. To tylko pozory. Taka odpowiedzialność wymaga od niego dużej odporności psychicznej, wielkiej siły. Jestem pewna, że gdy znowu przyjdzie czas na trudną decyzję nie zawaha się jej podjąć. Zareagować jak trzeba. Który z bohaterów w tym serialu jest w stanie wziąć odpowiedzialność za wszystkich? Potrafią tylko krytykować i narzekać. To właśnie pokazuje, że są mięczakami. Daryl i Shane są po prostu twardzielami, ale żaden z nich nie potrafiłby udźwignąć tego ciężaru (obydwaj nosili się z zamiarem opuszczenia grupy). Podobnie jak Rick postępuje Hershel. Czuje się odpowiedzialny za swoich ludzi ale popełnia błąd - nie słucha ich, a tylko rozkazuje. Myślę, ze to się na nim zemści. Jestem ciekawa po której serii wymówek Rick gruchnie pięścią w stół i powie, że ma już dość. Gotów jest robić co tylko w jego mocy by jakoś wspólnie pociągnąć ten wózek z gównem w przyszłość, ale jak się komuś nie podoba to niech nic nie mówi tylko idzie w swoją stronę, a jak się waha to może mu zasadzić kopa na rozpęd."
Ktoś powie: Ale to wszystko było w komiksie.
Tylko, że ja jeszcze wtedy komiksu nie czytałam:)
Ktoś inny powie: Ale to logiczna konsekwencja po prostu, wszystko do tego zmierzało.
Niekoniecznie. Złożoność psychiki ludzkiej sprawia, że człowiek może bardzo różnie zareagować w ekstremalnych sytuacjach. Oczywiście nie mam tutaj na myśli działań nielogicznych, typu, Rick daje dyla od tego całego cyrku zostawiając rodzinę. Jednak bardzo jestem dumna z siebie, że przewidziałam kierunek w jakim Rick będzie podążał w trzecim sezonie, chociaż... nadal nic nie wiadomo:)
Już parę razy mnie serial zaskoczył, nie zawsze pozytywnie niestety.
Miejmy nadzieję, że poziom niedoróbek, nielogiczności i innych obniżających ocenę serialowi rzeczy będzie niższy w 3 sezonie.
''Daryl i Shane są po prostu twardzielami, ale żaden z nich nie potrafiłby udźwignąć tego ciężaru (obydwaj nosili się z zamiarem opuszczenia grupy).''
Yyy kiedy Daryl ''nosił się z zamiarem opuszczenia grupy? Chyba coś mnie ominęło ;p
Nie zrozum mnie źle, każdy ma prawo do swojej interpretacji, jeśli chodzi o postacie, ale w tym, co piszesz jest sporo przekłamania. O Shane'nie już pisałam, to był psychol, ale Daryl...
Daryl nie jest po prostu twardzielem, który w kryzysowych sytuacjach nic nie robi. On jest po prostu typem samotnika, nie szefa, dyktatora czy przywódcy. Pisząc o nim w tak pejoratywny sposób, stawiasz go na równi z Shane'em. Daryl nie zawahał się odebrać Rickowi broń, aby zastrzelić Dale'a. Pokazał w ten sposób, że można na nim polegać, jest gotów do poświęceń, ale nie będzie rządził grupą, głównie dlatego, że tego nie chce. Wycofał się, nie podjął walki o przywództwo, nawet kiedy cała grupa była zła na Ricka za ukrywanie przed nimi tego, iż wszyscy są zarażeni. A mógłby to wykorzystać, tym bardziej, że od jakiegoś czasu jest jednym z najistotniejszych członków i zdobył zaufanie większości.
Co do Shane popieram. Mocny tylko w sytuacjach kiedy chodzi o niego samego. Z Darylem jest troszeczkę trudniej i na pewno inaczej. Z jednej strony chce współgrać z grupą, pomagać, chronić itd, ale z drugiej strony wybiera taki alienowany tryb życia, jak to określiłaś w samotności. On idealnie nadawałby się na lidera jednak tego nie chce. Nie jest to spowodowane tym, iż czuje, że nie podoła, wręcz przeciwnie. Ma świetne do tego aparycje, jednakże w moim odczuciu on czuje się pewniej prowadząc kooperację z Rickiem i resztą. Poza tym Daryl zdaje sobie sprawę jaka odpowiedzialność ciąży na Grimes'ie i woli go trochę odciążyć. W końcu są grupą a nie tylko pojedynczymi jednostkami.
Owszem. Ominęło:) odsyłam do pierwszej serii.
Mi się wydaje, że Daryl powoli przekonuje się do grupy i do idei, że w kupie raźniej, chociaż to on był grupie potrzebny bardziej póki co, nie ona jemu.
Nie nadaje się na lidera moim zdaniem. Głównie dlatego, że to człowiek stworzony do takich warunków, ale jednocześnie wiele od siebie wymagający. Podejrzewam, że ta cecha przekładała by się na to, że wymagał by tego również od reszty grupy. Jak wiemy jednak, jest to niemożliwe by ta gromadka spełniła jego wymagania. Nie napisałam o nim w pejoratywny sposób. Taki człowiek jest w tej grupie niesamowicie potrzebny. To nie są cechy pejoratywne jeśli towarzyszy im zdrowy rozsądek. Shane'owi tego zabrakło. Czym się skończyło? wiemy.
Nota bene bardzo mi się podobała scena "przemiany" Shane'a w żywego trupa. Chyba był to pierwszy raz kiedy w filmie o zombie mogliśmy to zobaczyć "od drugiej strony" przekonujące jak dla mnie i mocno walące w główkę. Takie nagłe wygaszenie uczuć, wspomnień, własnego "ja" - i pozostaje tylko głód. Fascynujące.
Przywódcą nie musi być twardziel. Musi nim być osoba gotowa do trudnych decyzji, ale też do ustępstw w pewnych sytuacjach. Osoba potrafiąca ocenić możliwości poszczególnych członków grupy i skierowania ich tam, gdzie będą najlepiej się sprawdzać. Może tego w serialu nie widać, ale w komiksie Rick posiadał te cechy. Szczególnie w pierwszych tomach było to widoczne. Później monopol na rację, oraz szereg nieprzemyślanych decyzji zaprowadziły go w kierunku tyranii. Mam nadzieję, że w nadchodzącej serii będziemy mogli obserwować dynamizm tej postaci.
Wprost tego nie powiedział raczej:) Lecz wystarczy uważnie obserwować.
Na przykład wtedy, gdy dowiedział się co się stało z Merlem (przykuty do opaski na rurze na dachu), lub gdy znaleziono jego obciętą rękę. Rick celował w niego z rewolweru nader często, co raczej nie sprzyja zadzierzganiu więzów przyjaźni. Wystarczy popatrzeć na jego reakcje gdy grupa o czymś decyduje. Np. gdy Rick z Shane'm wręczają Moralesowi broń i część amunicji. Nie wszystko mu się podoba, a jego mina mówi wiele. Coś jak "co za cyrk, lepiej stąd spadać" Oczywiście to moja swobodna interpretacja, myślę, że nie pozbawiona sensu. Zresztą, w drugim sezonie również można zobaczyć wiele takich sytuacji. Oczywiście w pewnym sensie się uzależnił od grupy typu sytuacja z dzieckiem Carol, czy też rany. No nie wiem, tak po zastanowieniu, czy jest ktokolwiek w tej grupie kto o tym nie myślał, czy też nawet już był zdecydowany:)