Dlaczego w 3 sezonie Rick jest taki niełaskaw dla żony, skoro w ostatniej scenie sezonu 2 to ona była na niego zła o to, że usmiercił Shane'a i jeszcze był z tego b zadowolony?
Zapewne był na nią zły za to, że najpierw go namawiała do pozbycia się Shane'a, mówila, ze jest zagrożeniem, a gdy, po części w obronie własnej go zabił, to ta strzeliła focha. W koncu miał dość jej humorków i sie na nią obraził.
Myślała, że jest martwy, odkąd się dowiedziała, że zyje, to nie bylo zdrady, więc akurat taką zdradę powinno się wybaczyc, co zresztą Rick zrobił.
No ja nie wiem. Mąż mi umarł, zacznę obracać jego przyjaciela? Po jakiś 2 tygodniach?
Poza tym Rick jej wybaczył ale było mu z tym ciężko, chociaż chyba rzeczywiście to, że sie na niego ''obraziła'' za to na co go sama namawiała jest lepszym wytlumaczeniem
Nie usprawiedliwiam jej w 100%, tylko uwazam, ze skoro myslala, ze maz jest martwy, to nie była to taka normalna zdrada.
Nie usprawiedliwiam jej w 100%, tylko uwazam, ze skoro myslala, ze maz jest martwy, to nie była to taka normalna zdrada.
ale jakoś to niedookreslone było w sumie. Przecież Rick wiedział wcześniej, że żona bzykała się z przyjacielem i nie robił dissów, a potem juz w więzieniu gadali o rozwodzie. hmmm
Zaczęła go wkurzać tak samo jak widzów. A skok w bok nie ma tutaj nic do rzeczy. ;)
On był na nią zły o jej fochy i raz ''Zabij Shane'a'' a innym razem ''jak mogłeś to zrobić?!''. Ale ciekawie wykreowana postać.
Po pierwsze nie wydaje mi się, żeby Rick był zadowolony z tego, że zabił Shane'a. Po drugie Lori nie była zła o to, że Rick zabił jej kochanka, tylko o to, że zrobił to Carl - była wściekła na męża o to, że "wciągnął" syna w ten "brutalny" świat - przynajmniej ja tak to widzę :)