Naprawdę mocny odcinek na sam początek. Moją opinię zacznę od tego, że bardzo podobało mi się to przeplatanie zdarzeń teraźniejszość/teraźniejszość, gdzie teraźniejszość była pokazywana w czerni i bieli, a przyszłość w kolorze. Tym, co mnie zdziwiło jako pierwsze było podejście Morgana ze zrozumieniem do tego, że Rick zabił Pete'a. Niestety, rozciągająca się dość długo, przerywana innymi scenami dyskusja o tym postępku i jak ostatecznie kto z nich się na to zapatruje (Rick przyznaje, że jednak żałował), całościowo wypada co najmniej mdło.
Druga sprawa - zaszokowana mnie całkowity brak Carla przez cały odcinek, za to więcej czasu ekranowego dostał Ron, ale o tym później.
Po trzecie - Deanna powoli zaczyna zmieniać swoje podejście, jednakowoż nie daje się tego wcale odczuć ze względu na kompletny brak talentu aktorskiego zaczynającego się od tego, że przez cały czas ciągnie na jednym i tym samym wyrazie twarzy. Jej bohaterce w ogóle nie da się współczuć. I jeszcze na dokładkę tekst Ricka w jednej z nią rozmów: "Reg był dobrym człowiekiem" - no błagam!
Kolejna rzecz - Eugene potyka się jak ostatnia niezdara, mówi "Cześć", Carter mierzy do niego z pistoletu, a Rick w ostatniej chwili wchodzi do pomieszczenia wraz z Morganem i Michonne. Wątpię, żeby w prawdziwym świecie ktokolwiek miałby choć 50% szans na nadejście pomocy, nawet gdyby w pobliżu był ktoś pokroju Ricka. Jakie było prawdopodobieństwo, że Rick wejdzie tam akurat wtedy?
Pięć - Ron lezie za Rickiem i Morganem, można pomyśleć, że jest uzbrojony, a on tymczasem tylko chce wiedzieć, gdzie chowają jego ojca. Normalnie żal.
Sześć - ciekawa strategia odprowadzania hordy sztywnych zdala od Alexandrii, pomysł z tymi racami też niezły, czy jednak "obstawa" wymagała udziału aż trzech osób. Czemu Sasha, której umiejętności strzeleckie przydałyby się w każdej chwili pod murami Alexandrii prowadzi samochód?
Siedem - gdzie jest Aaron? Erica mamy w kilku ujęciach, ale ani przez chwilę go nie widziałem. Dziwne, zwłaszcza po tym, że w ostatnich odcinkach miał sporą rolę, choć drugoplanową.
Osiem - tutaj plus. Carol w teraźniejszości wciąż udaje typową gosposię i tylko czekać, aż zaskoczy mieszkańców Alexandrii.
Dziewięć - Glenn idzie ze specjalnym zadaniem pod sklepik razem z Nicolasem i jakimś czarnoskóry gościem - czy to Wam czegoś nie przypomina? Bo mnie tak i mocno przeszkadza.
Dziesięć - kolejny plus. Carter dostaje to na co zasłużył. Zostaje zaatakowany przez zombie i jeszcze dobity przez Ricka (który wcześniej go oszczędził).
Jedenaście - ktoś psuje wielki plan. Możemy się chyba domyślić, że to Wilki, ale nie znajdzie się na tym forum chyba nikt, kogo zaskoczyłby na koniec ten klakson. A odjazd kamery i widok z góry - genialny zabieg.
Ogólnie odcinek otwierający sezon szósty wypada przyzwoicie i zapowiada coś, co naprawdę może być mocne i nie byle jakie. Czekam z niecierpliwością na kolejne odcinki.
1. A mi się podoba skupianie fabuły na analizowaniu różnych występków przez innych bohaterów, klimat melancholijny aczkolwiek pozytywny. Między bohaterami jątrzy się smutek na przemian z lekkim napięciem nerwowym. 2. Carla nie było :( i to było poważne naruszenie. 3. Mnie się podoba kreacja Deanny (ale daleko jej do innych) spięta, przerażona, jeszcze nie do końca wróciła do rzeczywistości, wyraźnie aktorka pokazała stres jaki pojawił się nagle, pani kierownik musi szybko ogarnąć śmierć męża, bój utraty syna, i prowadzenie osady, dlatego chodzi jak w zegarku, ja jej współczuje, bardziej wkurza mnie Karol, jej nie da się współczuć, "Reg był dobrym człowiekiem" no a co miał powiedzieć, w sumie to Reg się wstawiał za Rickiem, nie zapominajmy, że Rick to nie jakiś poeta tylko stanowczy kowbo-szeryf :D 4. Eugene zawsze był niezdarą już się z tym pogodziłam, scena już nie była taka nierealna, ja w takich sytuacjach zawsze mam farta xd, nie no żartuje, ale to szczegół nad którym nie będę się roztrząsać. 5. Ron akurat postąpił logicznie, tutaj sama się domyśliłam, że zapewne za nimi podrepta, bo będzie chciał zobaczyć grób ojca, w sumie to wiedział jaki był jego ojciec i widział co zrobił, no i pewnie dostaje dreszczy za każdym razem gdy Rick na niego patrzy. 6. Raczej wymagała, bo gdyby coś poszło nie tak, zresztą oni wszyscy się podzieli się na trójki, pamiętajmy że to był spontan, bo akcja miała się zacząć następnego dnia. 7. Tak Aarona brak, ale chyba był zbędny w rickowej akcji. 8. A mnie Carol wkurza, och jest straszna. Nie chcę jej w serialu! Denerwuje mnie już tak od 4 sezonu. Cała jej postać jest sztuczna i przerysowana do szpiku, zachowuje się jak karykatura, Napiszę nawet, że wydaję się być zbędna 9. Nie przeszkadza mi to, losowy traf sprawił że wypadło na czarnego z kitką. 10. Ależ ty zimnokrwisty, Carter mógł jeszcze trochę pożyć, ale ktoś zginąć musiał. Dodam od siebie Glenn jest najlepszy. Dał popis.
Rozumiem i akceptuję Twój punkt widzenia, dodam tu tylko poprawkę, że w "Jedenaście". nie miało być "nie zaskoczyłby"
I jeszcze jedno - Maggie mówi Tarze, że teraz obok Glenna jest ona dla niej najważniejsza. Mam w to uwierzyć? Przecież była przy morderstwie Hershella i nic nie próbowała zrobić, w ogóle dziwie się, że już w piątym sezonie Maggie jej co najmniej nie znienawidziła.
Cóż serial opiera się na tym, że obcy ludzie, czasem kompletnie z różnych środowisk, nawet przeszli przeciwnicy łączą się razem emocjonalnie. Maggie dostrzegła w Tarze przyjaciółkę, wspólne wypady, decyzje, rozmowy, a nawet samo poczucie bliskości je do siebie zbliżyły.
A to niby dlaczego? Gdy każdy uznaje, że potrzebuje oddzielnego tematu na swoją opinię, na forum powstaje straszny burdel.
Mam swoje zasady i się ichc trzymam. Nie trolluję nikogo (a przynajmniej staram się), tudzież grzecznie odpowiadam na trollowanie i w miarę szybko ucinam dyskusję. Jeśli chcę wyrazić na forum opinię na jakiś temat, zazwyczaj zakładam własny wątek, by mieć nad tym lepszą kontrolę. Wyjątek robię wtedy, kiedy widzę, że naprawdę warto odpowiedzieć na temat założony przez kogoś innego i wyjątkami tymi nie są dyskusje na temat pojedyńczych odcinków seriali. Kropka.