No to się podziało...
Czy tylko ja mam wrażenie, że w szóstym sezonie jest to najgorszy odcinek? Ja rozumiem, że tematyka zombie siłą rzeczy narzuca widzowi pewną wyrozumiałość i niekoniecznie ścisłe kierowanie się logiką, ale to co się działo w "Start to Finish" to jakiś żal. Po pierwsze; taka nieszeroka ta luka w ogrodzeniu, a w 20 sekund cała Aleksandria pełna trupów. Po drugie totalnie absurdalny finał starcia Korla z Ronem. Po trzecie walka Morgana z Carol; akurat tuż przed nosem psycho-wilka i przy asekuracji "lekarki". Po trzecie zachowanie Wilczka, który zamiast wybić wszystkich w pień wdaje się w jakieś puste dyskusje. Po czwarte zachowanie Tary; jak trzeba było ratować Spencera to sprzedawała trupom headshoty trzymając się jedną ręką ściany, a tu z 2 (!) metrów, trzymając kopyto w obu rękach zdecydowała... oddać je psycholowi! No i po piąte ostatnia scena, czyli wołanie mamusi przez tego młodego... Ręce opadają... Jak go smarowali flakami to siedział cicho i było cacy, a teraz mu się na rozmowy w toku zebrało.
PS Na dopełnienie żalu sztuczne drzewo, na które wspina się Glenn i emo-Enid. Trzęsące się jak galareta...
Walka Carol z Morganem naiwna,niestety.Carol walczy jak równy z równym,z gosciem znającym wschodnią sztukę walki(jak mnie pamięć nie myli,Morgan stosuje taekwondo,jeśli się mylę,proszę poprawić),i który w którymś odcinku robi co chce
samym kijem z kilkoma wilkami,a tutaj męczy się z jedną kobietą...
Morgan to niby uskutecznia aikido, może nawet i jest dobry (chociaż nie uważasz, że Eastman bardzo szybko go nauczył jak być od razu "mistrzem"?), a jego męczenie się z Carol wg mnie tłumaczy to że (ile razy to słyszałem...) nie chciał jej zabić.
W każdym razie i tak skończył jak ostatnia pierdoła, bo związany (za ręce i nogi) Wilk zasunął mu takiego dzwona, że chwilę potem Morgan leżał bezwładnie jak półtusza w mięsnym...