Jak ktoś nie oglądał jeszcze (choć nie wiem jak to możliwe :P) 12 odcinka 2 sezonu, to
proszę chybcikiem opuścić ten temat ;-)

Przyznam szczerze, że opcja z wirusem obecnym w powietrzu i tym, że tak naprawdę nie
trzeba zostać ugryzionym by zamienić się w zombie, rozwaliła mnie. Taki twist, którego
się nie spodziewałem. Było kilka poszlak, które mogły coś zasugerować, ale ja byłem
daleki od rozumowania w tym kierunku :)

W każdym razie, ciekawią mnie sceny, które pojawiały się "w głowie" Shane'a zaraz po
jego śmierci. Nie wiem czemu, ale mam skojarzenia z "Komórką" S. Kinga. Może tu jest
trochę podobny motyw? Że np. w świat jest nadawany sygnał o takiej częstotliwości,
której za życia nie jesteśmy w stanie usłyszeć, i dopiero na granicy życia i śmierci (czyli
kiedy już niby odszedłeś, ale mózg jeszcze nie umarł) sygnał ten uaktywnia w nas coś
na kształt agresji, kanibalizmu... Co o tym myślicie?

Swoją drogą, nie mogę się doczekać 13 odcinka. Wiem, co doktorek powiedział na
ucho Rickowi, bo zaspoilerowano tym wszystkie wątki TWD, ale interesuje mnie geneza
tego "wirusa" i czy w ogóle będzie nam dane ją poznać :) Choć chyba wolałbym pozostać w sferze domysłów i spekulacji.