Kończe oglądać właśnie 1 sezon i nasuwa mi sie pytanie - Jak wojsko mogło przegrać? Przecież
głupie zombie nie dostaną się do czołgu. Żołnierze powinni ich rozjechać. Poza tym są jeszcze F-16.
Troche to dziwne.
oby oby bo już mam dość lasów, zarośli, liści i wszystkiego co zielone! i żałuje, że jak już w końcu dojdą do tego Sanktuarium to będzie koniec 4 sezonu i na rozwój akcji przyjdzie nam czekać do października 2014
nie nastawiaj na zbyt wiele, oni sa biedni przeciez, nie maja forsy na krecenie drogich seriali. Zapewne beda to 3-4 domki do wyburzenia. I tam wlasnie bedzie cala akcja 5 sezonu to pewniak
Wjedzie na plan dźwig z kulą do burzenia, a reżyser "Proszę jeszcze zaczekać, jeszcze dwa ujęcia!" a potem jakaś postać leży martwa w objęciach innej, która płacze, a w tle słychać ten pikający dźwięk cofającej maszyny i spadające cegły :D
Polecam książkę World War Z. Najlepsze co wyszło o zombiakach oprócz może 1 i 2 sezonu Walking Dead(oczywiście mowa o grze). Książka napisana jest z perspektywy wielu ludzi, z wielu miejsc. Wojsko na początku przegrywało i to dosyć nawet logicznie było to pokazane tj. armia podeszła do tego mniej więcej tak jakby walczyli z ludźmi, nie z zombiakami. Naprawdę dobra książka
W komiksie jest to wyjaśnione.
Gdy zaczęła się ta cała infekcja największym wrogiem ludzkości nie były zombii ale inni ludzie.
Doszło do chaosu, paniki, szabrowania, wojsko i policja nie dawały rady walczyć z gwałtownie szerzącą się infekcją i pilnować porządku szczególnie gdy panika sięgnęła zenitu. Ludzie atakowali ludzi a zombii to był bonus.
W końcu zaczęły się dezercje w samym wojsku, ludzie uciekali z różnych powodów, najczęściej z chęci chronienia rodziny.
Gdy historia zaczyna się w komiksie możemy właśnie zobaczyć jak zniszczony są osiedla i to nie przez zombii ale właśnie przez szabrowników. W filmie tego tak się nie odczuwa.
Zwalczenie/opanowanie infekcji zombii gdy amerykańskie miasta mają po 10+m ludzi już wydaje się absurdalnie trudne ale gdy dochodzi do tego chaos i panika?
Mnie w kontekście uniwersum WD zastanawiało jedno są stany w USA, gdzie gęstosć zaludnienia jest taka mała, że tam trudno kogokolwiek spotkać w teranie, a co dopiero natknąć się na hordę zombich (np. Montana większa od Polski, a ludności mniej niż w Warszawie). Tam sporo czasu by minęło, zanim zombiaki wogóle by dotarły, a ludzie raczej kowboje, z ziemi żyją, na broni się znają i mają jej pod dostatkiem, więc ich tryb życia raczej wiele by się po tej apokalipsie nie zmienił . Problem stanowiłaby raczej ludność napływowa, zginająca nogi w kolanach, która wpadłaby na ten genialny pomysł, że tam moąe być łatwiej. Dla czego Ryś o tym nie pomyślał? Jeśli chodzi o wojsko, to myśle, że z czasem Kanadyjczycy zrobiliby porządek. Co by się nie działo, to w sposób naturalny pojawiłaby się gdzieć na północy granica, gdzie z racji niewielkiej gestości zaludnienia zaraza dałaby się opanować, i ludzie przesliby do kontrofensywy, w dodatku zachowując ciągłość państwowości. Gdzieś właśnei w Kanadzie, Alasce, Norwegii może Szwecji. Pod warunkiem, że nie byłoby to na terenie Rosji gwarantowałoby to stopniowe przywrócenie cywilizacji.
Skąd pomysł, że Kanadyjczycy zrobili by porządek? Przecież zaraza wybuchła na całym świecie mniej więcej w tym samym czasie. Nie było jedno ogniska wirusa.
Z założenia, że gdzieś na północy zdala od wielkich miast byłaby granicą, za którą zarazę udałoby się opanować z racji małej gęstości zaludnienia.
Opanowanie zarazy musiałoby się wiązać z poważnymi restrykcjami . Każdy musiałby uważać na każdego i poddawać się dobrowolnie "utylizacji" w razie zarażenia . Bardzo trudno było by to uzyskać .
Z perspektywy bohaterów żyjących obecnie w serialu widać że już chyba nielicznym zależy na powrocie do dawnego świata. Ludzie się aklimatyzują z tym co mają.