Pierwsze 3 sezony były super- w czwartym reżyser odleciał, zmieniła się muzyka, pomysły z d*py.
W 4 sezonie poleciała pierwszy raz piosenka ze słowami. Warren nigdy nie płacząca, choć wrażliwa zaczęła zalewać się gorzkimi łzami, co wgl do niej nie podobne. Cały sezon zrobił się ckliwy i niepodobny do reszty.
Pomysł z 5 różnymi aktorkami grającymi coraz starsza Lucy- beznadziejny. Zaczęłam się przywiązywać do jednej, zaraz wskoczyła następna niepodobna do poprzedniej o innym głosie. I te włosy...why? Dlaczego Warren ma tak brzydki blond a Lucy przypomina Smerfetke?
A było tak pięknie. Specyficzna ‚kamera’,
Muzyka bomba- klimat sezonów przypominał mi trochę Tarantino.
Całe dzieło było przesycone klimatem.
Trudno mi ująć w słowa czym była ta specyfika operatorstwa obrazu, ale tak jakby był nałożony vintage filtr...
Nie No, sam początek rewelacja..a muzykę sobie przesłucham na Spotif*. :)