Myślicie, że można polecić komuś Better Call Saul jeśli nie oglądał Breaking Bad?
Pewnie, że można, moja siostra obejrzała BCS, ale nie oglądała Breaking Bad i jak się jej spytałam, czy zaciekawiły ją wątki z Waltem, to powiedziała, że nie i raczej nie będzie oglądać BB. Także jak najbardziej można polecić komuś obejrzenie samego Better Call Saul. Osobiście uważam, że można obejrzeć samo BCS, ale obejrzenie BB bez BCS jest bezsensu...
"czy zaciekawiły ją wątki z Waltem, to powiedziała, że nie i raczej nie będzie oglądać BB." - przecież Twoja siostra na podstawie tych krótkich zajawek z Waltem nie ma pojęcia, z czym się Breaking Bad w ogóle je. Poza tym, żeby obejrzeć Saula Goodmana w akcji, to konieczna jest lektura BB, bo wcześniej to mamy właściwie przemianę Jimmiego w Saula, a nie Goodmana w pełnej okazałości.
Prawda, ale np. mnie w ogóle nie ciekawiły losy Mike'a Saula czy Fringa w BB, a tu wręcz odwrotnie i rewatch BB w przyszłości może być bardziej ekscytujący ;)
Polecić można, ale taka osoba może odebrać ten serial zupełnie inaczej, pierwsze sezony w ogóle mogą być dla niej bardzo męczące (a być może wręcz przeciwnie).
Z drugiej strony pytanie jak teraz powinny jakby co oglądać to nowe osoby zainteresowane oboma serialami. Jestem ciekaw jakie byłyby wrażenia kogoś kto zaczął od BCS, przerzucił się na BB pod koniec 6 sezonu i wrócił po skończeniu BB do BCS.
Mysle ze tak, mnie BCS bardziej sie podobalo (do czarnobialych odcinkow) od BB, postacie w nim bardziej lubilem, lubilem je takze w BB ale tu one byly w centum plus wiele fajnych nowych. Mogli jeszcze pociagnac ten serial dluzej.
Absolutnie nie. Końcówka serialu spaja trzy płaszczyzny czasowe: przed BB, w czasie BB i po BB. Żeby zrozumieć złożoność postaci Jimmiego, trzeba wcześniej obejrzeć Breaking Bad, bo bez znajomości pewnych kontekstów cała zabawa psu na budę. BCS świetnie uzupełnia BB, jest jednocześnie jego prequelem i sequelem. Dopiero po obejrzeniu tych seriali w tej kolejności można docenić jak znakomite, precyzyjne i zniuansowane uniwersum stworzył Vince Gilligan.