Serial animowany "Przygody Misia Uszatka" zadebiutował w styczniu 1975 roku. Produkcja kończy właśnie 50 lat. Remigiusz Różański sprawdza, czym miś z klapniętym uszkiem podbił świat, czy można go uznać za promotora idei "slow life", jak broni się w czasach TikToka i jakie miejsce zajmuje w sercach Polaków dziś. ***
Niedźwiedzie wcale nie są milutkie (kto czytał
Brzechwę, ten nie ma pojęcia, ale kto widział
Herzoga, ten już wie), mimo to dzieciaki za nimi przepadają. Popkultura znalazła jednak sposób, aby spiłować im kły, przez co mogły zadomowić się w książkach, filmach i grach dla najmłodszych. Na przestrzeni dekad ukazało się mniej więcej tyle tekstów kultury o sympatycznych niedźwiadkach, ile rocznie ton waty silikonowej zużywa się do wypchania ich pluszowych podobizn. Każdemu jego miś: brzdące z wypiekami na twarzy śledzą "
Przygody misia Paddingtona", tweens bawią się podczas oglądania "
Między nami, misiami", tymczasem nastolatkowie wzdychają do czarciego pyska Freddy'ego Fazbeara (nawet dorośli znajdą coś dla siebie). Przykłady, które podałem, co oczywiste, świadczą o zamerykanizowaniu kultury masowej. Ale warto pamiętać, że i Polacy swoje misie mają –
w kraju nad Wisłą statusem celebryty cieszy się bowiem Miś Uszatek. Kultowy serial z jego udziałem obchodzi w 2025 roku pięćdziesięciolecie premiery. To doskonała okazja, aby prześledzić jego losy i zastanowić się, jaką rolę odegrał w popkulturze oraz zbiorowej wyobraźni.
Pisane filmowanego początki Jak to zazwyczaj w kinie bywa, najlepsze pomysły zapożyczane są z literatury. Tak było w przypadku Uszatka, który zadebiutował na łamach czasopisma "Miś" w 1957 roku. Jego ojcem był
Czesław Janczarski, autor specjalizujący się w prozie dla najmłodszych. Charakterystycznego wyglądu nadał mu
Zbigniew Rychlicki, ilustrator związany z Instytutem Wydawniczym Nasza Księgarnia. Pierwsze opowiadania z sympatycznym niedźwiadkiem zebrano w albumie "Przygody i wędrówki Misia Uszatka" w 1960 roku; cały cykl liczy pięć tomów. To tyle, jeśli chodzi o przepisywanie encyklopedii. Opisując fenomen Uszatka, najlepiej skupić się na jego przygodach – w końcu to one porwały najpierw czytelników, następnie zaś telewidzów. Janczarski tak rozpoczynał "W sklepie z zabawkami", pierwsze opowiadanie z serii:
Był sobie sklep z zabawkami. W sklepie na półce stały i siedziały pluszowe misie. Między nimi był jeden Miś, który już bardzo długo siedział na półce. Inne misie wędrowały do rąk dzieci. Wychodziły z nimi uśmiechnięte ze sklepu. A o tego Misia nikt nie pytał. Może dlatego, że stał w kąciku. Martwił się Miś coraz bardziej, że nie może się bawić z dziećmi. Z tego zmartwienia oklapło mu jedno uszko. Pierwszych kilka zdań wystarczy, aby dojść do wniosku, że origin story Uszatka jest równie ponura, co przeszłość Misia Tulisia. O ile jednak szwarccharakter "
Toy Story 3" zszedł na złą drogę i został hersztem przedszkolnego gangu, o tyle miś znad Wisły nigdy nie stracił rezonu i pogodnego usposobienia. Już na wstępie dał się poznać jako pluszak zaradny oraz rezolutny: zamiast czekać, aż dzieci go wreszcie zauważą, uciekł ze sklepu i wyruszył na poszukiwania rodziny. Od tamtej pory
pupil Janczarskiego i Rychlickiego zarówno zachęcał najmłodszych do stawiania czoła problemom, jak również zasiewał w nich ciekawość świata. Nieodzowny dydaktyzm nie przesłaniał frajdy płynącej z opowieści, opierających się przede wszystkim na zabawnych spotkaniach Uszatka z barwnymi postaciami, takimi jak Zajączek, Kruczek, Kogucik, laleczki Róża i Lala, Pajacyk Bimbambom czy Małpka Fik-Mik.
Słowo misiem się stało Miś Uszatek z opowiadań
Janczarskiego był swojakiem. Jednego dnia szedł na grzyby, innego chwytał za szpadelek i dzielnie przekopywał grządki w ogródku. Gdy trzeba było, szedł do sklepu, mimo że odróżnienie spożywczaka od apteki sprawiało mu mały kłopot. Jeżeli przymkniemy oko na wszędobylskie ożywione zabawki, a także przemykające w tle fantastyczne stworzenia i niestworzone sytuacje, możemy dojść do wniosku, że życie Uszatka było do cna zwyczajne. A kino kocha everymanów nawet bardziej niż misie. Dlatego po zaledwie dwóch latach od wydania "Przygód i wędrówek Misia Uszatka",
Lucjan Dembiński, reżyser między innymi "
Przygód Misia Colargola", zaprezentował krótkometrażowy film animowany "
Miś Uszatek".
Ekranizację wielkiej ucieczki ze sklepu zabawkowego można potraktować jako podwaliny serialu, który zwojował Europę, obie Ameryki i powędrował przez Australię do Afryki. Na pomysł zrealizowania serialu o misiu o bardzo dużym rozumku wpadł Janusz Galewicz, ówczesny dyrektor i kierownik artystyczny Studia Małych Form Filmowych Se-Ma-For. Telewizja Polska zleciła produkcję "
Przygód Misia Uszatka" w 1975 roku (za sprawą efektu Mandeli większość Polaków kojarzy go pod tytułem "Miś Uszatek").
Galewicz nie tylko pociągał za sznurki, ale również uczestniczył w procesie twórczym.
Dziś nazwalibyśmy go showrunnerem serialu – pod pseudonimem Łukasz Czerwiec pisał scenariusze, tworzył pomysły na nowe odcinki i rozwijał literackie koncepcje Janczarskiego. Uszatek z telewizora różnił się nieco od swojego odpowiednika ze stron "Misia". Nie stracił skłonności do zabawy, ale widocznie wydoroślał. Dość powiedzieć, że dla swoich rówieśników – między innymi Zajączka, Prosiaczka, Króliczków i (nie ptaka, lecz psa) Kruczka – był dużym autorytetem. Prawdziwym misiem na schwał, z którym można było góry przenosić, o pomoc poprosić, ale też powygłupiać się, jak dzieci mają w zwyczaju. Serial okazał się niemałym sukcesem. Do 1987 roku powstały aż 104 epizody przygód niedźwiadka z klapniętym uszkiem.
Slow life Mam 26 lat. Nie wychowywałem się na "
Misiu Uszatku". Widziałem co prawda kilka odcinków, lecz kojarzę go raczej z roastów Niekrytego Krytyka, które oglądałem w gimnazjum (co znaczy, że według pokolenia Alfa już zajeżdżam naftaliną), niż dobranocek. Dlatego postanowiłem zasięgnąć opinii osób, którym maskotka Se-Ma-Fora była metrykalnie bliższa. Gdy pytam mamy, co myśli o Uszatku, odpowiada: "wolałam Colargola". Za jej namową biorę się z błękitnookim miśkiem za bary. Włączam na YouTubie "Colargola zdobywcę kosmosu" (serialu nie znajdziecie na TVP VOD) i dochodzę do wniosku, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Widowiskowe, podszyte surrealizmem i solidną dawką fantasmagorii przygody francuskiego niedźwiadka trafiają do mnie równie precyzyjnie, co tiktoki ze "
Squid Game" do dziewięciolatków (pamiętajcie o kontroli rodzicielskiej).
Podczas gdy Colargol podróżował bez paszportu do najodleglejszych zakątków świata, Uszatek większość czasu spędzał w domu lub w przedszkolu. Był urodzonym domatorem, miłośnikiem ciepłego łóżeczka i mięciutkiej piżamki. Jego życie powiewało… nudą.
Czy jest coś gorszego od nudy? Tak. Zdecydowanie tak. Prawdę mówiąc, nuda wcale nie jest taka zła. Często pisze się o tym, że "
Przygody Misia Uszatka" ukierunkowane były na krzewienie wartości, takich jak uczciwość, dobroczynność, odpowiedzialność i przyjaźń. W gnającym na złamanie karku świecie adaptację opowiadań Janczarskiego można czytać także nieco inaczej, jako przypomnienie, że urok codzienności tkwi w małych przyjemnościach i celebracji chwili. Przecież
opanowany Uszatek jest tak naprawdę apologetą slow life’u, czyli idei zwalniania tempa życia. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że po skończeniu przedszkola, szkoły, studiów zaszył się gdzieś w Bieszczadach i otworzył skromną agroturystykę. Warto uczyć dzieciaki, że od wyścigu szczurów zdrowszy jest misiowy spacerek. Nieśpieszna narracja "
Przygód Misia Uszatka" może posłużyć za alternatywę dla rozpraszających uwagę i powodujących zmęczenie hiperintensywnych kreskówek. "Patrząc z perspektywy rodzica, byłoby dobrze, gdyby dzieciaki chciały oglądać spokojniejsze animki. W czasach ostrego przebodźcowania to działa jak animacyjna meliska" – stwierdził Piotr Nowacki, rysownik komiksów dla dzieci, współtwórca serii "Detektyw Miś Zbyś na tropie".
Klasyczna elegancja "
Przygody Misia Uszatka" mają wartość historyczną – stanowią podsumowanie długiego rozdziału w dziejach rodzimej kinematografii, jakim było prosperity animacji lalkowej. Lalki, jak mityczny Atlas, dźwigały na swoich barkach rodzimy przemysł, a raczej manufakturę, animacji. Były obecne w pionierskich eksperymentach Władysława Starowicza i to one grały główną rolę w "
Za króla Krakusa"
Zenona Wasilewskiego, pierwszym polskim profesjonalnym filmie animowanym. Między innymi dlatego dużo łatwiej porównywać PRL do patronowanej przez
Jiříego Trnkę Czechosłowacji niż dyrygowanych przez Disneya Stanów Zjednoczonych. W ojczyźnie Myszki Miki
stop motion na ekranach telewizora pojawiało się sporadycznie, głównie za sprawą produkcji
Arthura Rankina Juniora i
Julesa Bassa (to dzięki nim Rudolf Czerwononosy stał się najpopularniejszym reniferem). W kraju, gdzie domy produkcyjne kierowały się zasadą
the faster, the better, serial taki jak "
Przygody Misia Uszatka" nie mógłby powstać.
Tadeusz Wilkosz, reżyser między innymi "
Pingwina Pik-Poka", wspominał, że
realizacja dziesięciominutowego filmu lalkowego trwała zazwyczaj osiem miesięcy. Samo ubieranie lalki potrafiło zająć tydzień. Co gorsza, kukiełek potrzebnych było kilka. To niemalże syzyfowa praca: w animacji poklatkowej postacie są cały czas w ruchu, co sprawia, że lalki łatwo ulegają uszkodzeniom; aby zachować spójność, należało trzymać w zanadrzu co najmniej trzy zapasowe egzemplarze, które wykorzystywano, gdy tylko pojawiały się zabrudzenia, drobne pęknięcia czy rozdarcia. Jedna lalka w stanie idealnym wytrzymywała maksymalnie cztery minuty (to i tak dłużej niż czas koncentracji lwiej części młodych dorosłych). Ogromny nakład pracy widoczny jest w "
Przygodach Misia Uszatka" gołym okiem. To serial pełen klasycznego wdzięku, którego źródłem są aspekty formalne: charakterystyczne lalki zaprojektowane przez
Zbigniewa Rychlickiego, dopracowane tła i koronkowo wykonana scenografia, ale też nastrojowa muzyka
Piotra Hertela (raz pogodna i zapraszająca do tupania nóżką, innym razem wprowadzająca minorowy nastrój) i znakomita narracja
Mieczysława Czechowicza, którego łagodny tembr służy za akuratną ścieżkę dźwiękową do zapadania w sen (to w końcu dobranocka!).
Ramota nie miernota Przy każdej możliwej okazji podkreśla się międzynarodowy sukces "
Przygód Misia Uszatka". Czy jednak fakt, że kilka dekad temu perypetie polskiego niedźwiadka śledzili Japończycy i Finowie, ma w 2025 roku jakiekolwiek znaczenie? Moim zdaniem: nie. Bardziej niż ekscytować się przeszłością, należy zastanowić się nad teraźniejszością. W końcu zmieniają się formy dystrybucji, zmieniają nawyki odbiorców, a także trendy w dużej mierze definiujące gusta. Czy obchody pięćdziesięciolecia niegdysiejszego przeboju Se-Ma-Fora to nie dyskoteka w mauzoleum? Czy Miś Uszatek jest w stanie odnaleźć się we współczesnym krajobrazie medialnym, przekształcanym wedle woli platform streamingowych?
Poprosiłem o opinię ekspertów. Zdaniem
Wojciecha Wawszczyka, reżysera "
Smoka Diplodoka" i rówieśnika Uszatka, potencjał serialu tkwi w jego walorach artystycznych:
Rękodzieło, techniki "analogowe" mają w sobie zaszytą ponadczasowość. To nadal dobra pozycja dla dzieci w wieku przedszkolnym. Nieśpieszna narracja i właśnie rękodzieło to konieczna przeciwwaga dla dzisiejszego pośpiechu i bylejakości produkcyjnej. Również Piotr Nowacki widzi dla niedźwiadka z klapniętym uszkiem szansę na powodzenie:
Myślę, że paradoksalnie może być ciekawą propozycją dla dzieciaków i wyróżniać się na tle animacji nastawionych na akcję i "dzianie się". Skoro na przykład "Bluey" okazała się hitem, a jest to produkcja o podobnej temperaturze, to dlaczego nie "Przygody Misia Uszatka"? Na koniec zwróciłem się także do najsroższego z krytyków, jakich znam – mojego czteroletniego brata Tymka. Obejrzałem z nim kilka odcinków, a następnie zapytałem wprost, czy Uszatek mu się podoba. Odpowiedział: tak. Mnie to wystarczy za dowód na to, że ten niepozorny miś może łączyć pokolenia.
Więcej artykułów znajdziecie w dziale "Publicystyka" POD LINKIEM TUTAJ.