Wywiad

Nie ma "czystego" dokumentu. Rozmawiamy z laureatem Oscara, Jamesem Marshem

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Nie+ma+%22czystego%22+dokumentu.+Rozmawiamy+z+laureatem+Oscara%2C+Jamesem+Marshem-85984
Zapraszamy Was do przeczytania rozmowy z Jamesem Marshem, laureatem Oscara za film "Człowiek na linie".

Jego najnowszy dokument, "Projekt Nim", można oglądać od piątku w polskich kinach.
To historia jednego z najbardziej radykalnych w historii eksperymentów, który miał udowodnić, że szympans, wychowywany jak człowiek, może nauczyć się komunikować za pomocą języka.

Skąd wziął się pomysł na "Projekt Nim"?


Słyszałem o tym, że w latach 60. i 70. w USA przeprowadzano różne dziwne eksperymenty na małpach naczelnych. Jednak dopiero książka Elizabeth Hess zainteresowała mnie tym tematem i zachęciła do zrobienia dokumentu. Elizabeth napisała biografię szympansa Nima. Pomyślałem sobie, że to wyzwanie - nakręcić film o zwierzęciu w taki sam sposób, jakbym kręcił biografię człowieka. A historia Nima jest fascynująca i zaskakująca.

Co zaskoczyło cię najbardziej?

Pamiętam swoje zdziwienie, gdy dowiedziałem się, że pierwsza ludzka matka Nima karmiła go piersią. Potem okazało się jeszcze, że Nim był wielkim fanem marihuany. Jak wielu z nas, szympansy też są hedonistami.

Czy ludzie odmawiali występu przed kamerą albo obwarowywali go trudnymi do spełnienia warunkami?

Właściwie nie. Wszyscy żyjący bohaterowie tej historii zgodzili się wziąć udział w filmie. Tylko weterynarz, który spotkał Nima, gdy brał on udział w eksperymentach medycznych, był na początku nieufny. Z wiadomych powodów. Niektórzy przepytywani byli bardziej otwarci od innych. Profesor Terrace nie chciał, na przykład, rozmawiać ze mną o romansach, które rozpoczęły się w trakcie eksperymentu. Nie miało to jednak znaczenia, ponieważ współpracujące wówczas z Terrace'em kobiety były zachwycone, że mogą opowiedzieć mi, co się wydarzyło.

   

Nie miałeś szansy spotkać się z Nimem, który zdechł w 2000 roku. Jak udało ci się poznać lepiej jego postać?

Spotkałem się i przeprowadziłem wywiady z ludźmi, którzy znali Nima na przestrzeni jego życia. Dzięki temu dowiedziałem się, jak dorastał i jak zmieniało się jego zachowanie. Poza tym miałem dostęp do zasobnego archiwum filmów i zdjęć. To także dało mi szansę na poznanie Nima.

Co okazało się największym wyzwaniem w trakcie realizacji tego dokumentu?

Montaż. O ile zdjęcia przebiegły bez większych problemów, o tyle wyrzeźbienie 90-minutowego filmu z wielogodzinnych wywiadów okazało się trudne jak cholera. Poza tym musiałem zachować równowagę między biografią Nima a historią ludzi zaangażowanych w eksperyment.

W swoim dokumencie rekonstruujesz przy udziale aktorów pewne wydarzenia. Dopóki nie obejrzałem napisów końcowych, byłem przekonany, że znalazłeś domowe filmy nakręcone przez pierwszą rodzinę, w której znalazł się Nim. Czy istnieją jakieś granice etyczne, których nie przekroczyłbyś w inscenizacji?

Cóż, tak się składa, że mieliśmy mnóstwo domowych nagrań od tamtej rodziny! Jeśli już sięgałem po inscenizację, to chodziło mi o pokazanie świata z punktu widzenia Nima. W porównaniu z moim poprzednim dokumentem, "Człowiekiem na linie", tutaj i tak jest znacznie mniej rekonstrukcji zdarzeń. Za każdym razem kręciliśmy te sceny bardzo ostrożnie i precyzyjnie, aby pasowały one do archiwalnych materiałów. Jeśli uważam, że inscenizacja może pomóc filmowej narracji, wtedy sięgam po nią niemal zawsze. Nie wiąże się to dla mnie z moralnymi wyborami. Chodzi wyłącznie o wybór estetyczny, o to, że chcę opowiedzieć historię najprzejrzyściej, jak tylko potrafię. Nie ma czegoś takiego jak czysty dokument. W momencie, gdy zabierasz się za pierwszy montaż, materiał przestaje być "prawdziwy" (o ile kiedykolwiek taki był). Wątpię, czy powinien być jeden odgórnie ustalony sposób na zrobienie dokumentu albo czy niektóre dokumenty są uczciwsze od innych z powodu stylistycznych wyborów ich twórców. Na początku kariery bardzo mocno inspirowałem się dziełem Errola Morrisa "Cienka, niebieska linia". Pełno w nim barokowej inscenizacji, a mimo to był na tyle przejmujący i prawdziwy, że dzięki niemu człowiek został wypuszczony z więzienia.

Jako reżyser próbowałeś sił zarówno w dokumentach jak fabułach. Myślisz, że twoja twórczość skorzystała na tym?

Pewnie. Jestem szczęściarzem, ze mogłem pracować przy dwóch tak różnych gatunkach. Dla mnie fabuła jest przede wszystkim strukturą, a robienie dokumentów to dobra okazja, by tę strukturę zrozumieć. Z kolei kręcąc inscenizowane sceny do dokumentów, korzystam z tego samego języka filmowego co w fabułach. Koło się zamyka.   

Jak bardzo Oscar za "Człowieka na linie" pomógł ci w karierze?

Teraz o wiele łatwiej idzie mi znajdywanie funduszy na filmy. Zanim "Człowiek..." odniósł sukces, musiałem walczyć o każdego funciaka. Nietrudno jest nabijać się z Oscarów. Sam tak niegdyś robiłem, dopóki nie dostałem jednego. Jeśli jednak jesteś niezależnym filmowcem i nagle wygrywasz statuetkę, wszystko się zmienia. Postrzega się ciebie zupełnie inaczej. A ocena innych ludzi jest w biznesie filmowym wszystkim.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones