Relacja

WENECJA 2012: W nowym Rzymie

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/WENECJA+2012%3A+W+nowym+Rzymie-88596
W środę obejrzeliśmy na Lido nowe filmy Oliviera Assayasa i Marca Bellocchio. Twórca "Carlosa" zabrał nas w czasy rozkwitu francuskiej kontrkultury. Włoski reżyser tymczasem wziął na tapetę eutanazję i opowiedział o niej w sposób wolny od taniej publicystyki.  

Dojrzewanie, czyli proces

"Apres Mai"
Oliviera Assayasa to portret dojrzewania, jakiego w Polsce ze świecą szukać. I kino o antykapitalistycznym buncie, które nie zostanie wzięte na sztandar kawiarnianej rewolucji. Choć francuski reżyser korzysta z ikonografii bliskiej trybunom młodej lewicującej inteligencji, będzie dla niej zbyt powściągliwy, za mało radykalny. Autor nikogo nie dyskredytuje i nie przekreśla, rozdziela racje po równo, próbuje zrozumieć każdą postawę i każdemu bohaterowi podsunąć jakąś alternatywę. To rzadka i cenna perspektywa.

 

Film otwiera scena zamieszek na ulicach podparyskiego miasteczka. Jest rok 1970, a lokalni licealiści toczą regularne walki z policją. Zaczyna się od bezładnej bieganiny z transparentami i workiem ulotek, jednak eskalacja to tylko kwestia czasu: dzieciaki szybko zamieniają puszki z farbą na koktajle Mołotowa. I gdy już wydaje się, że znamy ciąg dalszy, Assayas robi pierwszy z wielu fabularnych zwrotów. Zamiast demonizować spontaniczną rewoltę i podglądać moralną degradację bohaterów, rozpoczyna złożoną, kilkutorową opowieść o młodości rozdartej między wieloma światami: polityki, ekonomii, kultury, wreszcie – indywidualnych pragnień. Przewodnikiem po tychże światach zostaje Gilles – chłopak o artystycznych aspiracjach, który wytracając pęd po okresie burzy i naporu, pakuje się w tryby kontrkulturowej machiny.

Odyseja Gillesa ma swój początek w aktach wandalizmu, "Nowych szatach przewodniczącego Mao" i amorficznym malarstwie, jednak szybko okazuje się, że pewnych rzeczy nie da się pogodzić: klasy i kasy, miłości i kariery, sztuki abstrakcyjnej i tej w służbie ideologii. Assayas zabiera swoją kamerę na każdą z filmowych ścieżek: podgląda zarówno tych, którzy zostali przy bohaterze, jak i tych, którzy poszli swoją drogą. Wokół buduje bogatą, niemal encyklopedyczną rzeczywistość: zagląda na półki z płytami i książkami, do kluboteatrów i sal kinowych, jest blisko bohaterów i blisko epoki. Odmalowuje kompletny pejzaż lat 70. i nie odciąga od niego uwagi rozbuchaną stroną wizualną – to film przezroczysty formalnie, korzystający miejscami z poetyki dokumentu.  

Koniec końców, Assayas dociera tam, dokąd tylko pozornie wiedzie prosta droga: pokazuje dojrzewanie jako proces, strumień ważnych i błahych wydarzeń, nudę i działanie, nie zaś jako hibernację między kolejnymi rewolucjami.      

Nowy Rzym

U Bellochio po staremu: jest czas religii i czas pieniądza, czas wiary i czas zwątpienia, czas życia i czas śmierci. Wszystko pisane wielką literą, ale w kinie, które nie ma aspiracji do wielkości. I może właśnie dlatego włoskiego klasyka wciąż świetnie się ogląda.

Zapalnikiem jego nowej fabuły jest eutanazja. I podobnie jak w swoim najlepszym filmie, opowiadającym o zabójstwie Alda Moro "Witaj, nocy", reżyser bierze w "La Bella addormentata" na tapetę rzeczywiste wydarzenia. Do lepszego ze światów ma zostać wysłana podtrzymywana sztucznie przy życiu od siedemnastu lat Eluana Englaro. Oburzeni wierni protestują, ojciec dziewczyny, Beppe, jest nieprzejednany, dziennikarze zamieniają wydarzenie w medialną szopkę, a z każdego telewizora w kraju grzmi Silvio Berlusconi. Nie mniej dzieje się w cieniu nagonki na Beppe: rozmodlona dziewczyna zakochuje się w przypadkowo poznanym w kawiarni chłopaku; jej ojciec-senator, mający poprzeć projekt ustawy zakazującej eutanazji, rozważa zrzeczenie się stanowiska, niegdysiejsza teatralna diwa pielęgnuję córkę w stanie śpiączki, zaś narkomanka po nieudanej próbie samobójczej trafia pod opiekę zafascynowanego nią, wypalonego lekarza. To właśnie za nimi będzie podążać kamera Daniele'a Cipriego (który, co ciekawe, ma w weneckim konkursie film własnego autorstwa – komediodramat "E stato il figlio").        

Tak jak wszystkie wątki są w jakimś stopniu odpryskiem centralnego dyskursu, tak każdy bohater musi określić się wobec eutanazji i podzielić swoją wiedzą z widzem. Za sprawą narracyjnej biegłości Bellochio nie czuć jednak, że jest to w gruncie rzeczy filmowa publicystyka. Postaci, choć pociągnięte grubą kreską (przegięta jest zwłaszcza Isabelle Huppert w roli eksaktorki, odprawiającej w swojej posiadłości msze za zdrowie córki i spoglądającej w każde mijane lustro) mają swoją wrażliwość i odrębny język, którym komunikują ze światem. Konflikty, w które są uwikłani, wydają się dęte, ale znów – Włoch opowiada na tyle sprawnie, że mimochodem uszlachetnia każdy z wątków i nadaje mu odpowiednią, dramaturgiczną wagę.   

Reżyser tylko raz wznosi się na poziom, z którego może śmiać się z absurdu całej sytuacji. Udaje mu się to dzięki kapitalnie ogranemu motywowi tureckiej łaźni oraz postaci natchnionego psychiatry (Roberto Herlitzka, w "Witaj, nocy" grał Alda Moro). Siedząc po szyję w gorących oparach, wśród zapalonych świec, i oglądając obrady, senatorzy przypominają starożytnych, rzymskich mężów stanu. Nie ma lepszej metafory ich zacofania i koteryjnej struktury rządu. Na Lido już widać transparenty odsyłające Ulricha Seidla i Marca Bellocchio do domu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones