Relacja

WFF 2011: Dzień dziewiąty

Filmweb /
https://www.filmweb.pl/article/WFF+2011%3A+Dzie%C5%84+dziewi%C4%85ty-78785
To już ostatni dzień odbywającego się w stolicy 27. Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Wczoraj wieczorem wręczono nagrody w pięciu sekcjach konkursowych. Najlepszym filmem festiwalu została "Róża" Wojciecha Smarzowskiego. Zwycięskie tytuły będzie można dziś obejrzeć na specjalnych pokazach w Multikinie Złote Tarasy. Nasza praca jednak jeszcze się nie skończyła. Wciąż przygotowujemy dla Was recenzje filmów z tegorocznego repertuaru. Oto fragmenty tych, których projekcje odbyły się wczoraj.

***

"New Jerusalem"

Jest wiele dróg, którymi mogła podążyć fabuła tego filmu. Jest wiele tematów i problemów, które mogły stać się kluczowe dla całej struktury. Niestety "New Jerusalem" jest niczym tafla lodowiska, po której ślizgają się twórcy. Gdzieś pod kryją się ważne pytania o to, kim jesteśmy, jaki sens ma nasze życie, o potrzebę bliskości i wsparcia, ale na pierwszy plan niewiele się z tego wybija. Wynika to przede wszystkim z zaburzonej struktury prezentacji bohaterów. WIĘCEJ



Bujar Alimani buduje swój film na bardzo prostych scenach. Surowe obrazy i pozbawiona efekciarstwa narracja sprawiają, że całość ma autentyczny charakter. Niestety, Alimani wykorzystuje tę konstrukcję w bardzo perfidny sposób. Spokój jest mu potrzebny do skontrastowania historii z jej finałem. Tym sposobem reżyser strzelił sobie w stopę. Końcówka sprawia wrażenie kiczowatej, sprowadza całość do poziomu czytadła dla kucht. Tak się po prostu nie robi. WIĘCEJ



To przygnębiający film o tym, ile znaczy zwykła ludzka przyzwoitość, kiedy wokół jest tylko mrok i desperacja. Reżyser Darragh Byrne nakreślił więź łączącą dwóch bohaterów delikatnymi, lecz stanowczymi ruchami. Dzięki temu powstał poruszający obraz, po którym w ogóle nie widać, że jest pełnometrażowym debiutem. Byrne ma też niezwykłe wyczucie obrazu, dzięki czemu potrafił wydobyć smutne piękno nawet z najgorszej sytuacji. WIĘCEJ



Obraz Stefano Leviego to prosta rejestracja jednej z wypraw doktora Ruita. Podczas niej bohater dokumentu podzieli się wspomnieniami z dzieciństwa i wyłuszczy swoją filozofię, która sprawiła, że robi to, co robi. Będziemy też świadkami przeprowadzanych zabiegów jak i reakcji pacjentów, którzy po raz pierwszy od lat będą mogli wyraźnie zobaczyć swoich bliskich. Ot, taki dokumentalny standard. A jednak kryjące się za filmem przesłanie nie jest już takie typowe. WIĘCEJ


"Hell"

"Hell" robi za to całkiem przyjemne wrażenie od strony wizualnej. Zanurzenie wszystkiego w kolorze sepii może i jest dość prostym chwytem, ale od kiedy to prostota musi być czymś nagannym. W tym przypadku się sprawdziła, nadając wizji zniszczonej planety wyrazistości. Dodatkowo nieźle maskuje budżetowe niedostatki. Bo też "Hell" nie było drogą produkcją. Pewnie nawet w Polsce znalazłoby się sporo filmów, które kosztowały więcej. Fehlbaum wykorzystał jednak dostępne środki bardzo dobrze, dlatego też stronie technicznej nie można nic zarzucić. WIĘCEJ



"Kot w Paryżu", a właściwie "Był sobie kot", jest animacją wymarzoną. Zarówno wizualnie, fabularnie, jak i koncepcyjnie. Spełnia nie tylko wszystkie wymagania wzorcowej opowieści dla dzieci, ale realizuje również marzenie o powrocie do tradycyjnego obrazowania, nieskażonego atakiem technologicznych i animacyjnych ekwilibrystyk. WIĘCEJ



Reżyserska empatia sprawia, że ten katalog błahych czynności – ćwiczeń, zabiegów higienicznych, jedzenia – ogląda się bez bólu i poczucia żerowania na czyjejś intymności. Łatwo jest sympatyzować z Porfiriem, choć on sam "łatwym" bohaterem nie jest. Jeszcze łatwiej kibicować reżyserowi, który swoją krytykę systemu zamyka w tak konsekwentnej i inteligentnej formie i zamiast nachalnej publicystyki wybiera szlachetniejszą drogę. Nie tylko pokazuje jak instytucjonalna znieczulica wpływa na swoje ofiary, ale uświadamia, jak bardzo redefiniuje ich relacje z bliskimi.  WIĘCEJ



Traumatyczne doświadczenia, które przypadają w udziale Marinie, reżyserka zamienia błyskawicznie w element pretensjonalnej, wykoncypowanej i psychologicznie niewiarygodnej układanki. Potrzeba "szokującego" rozdania fabularnych kart jest u niej tak przemożna, że obraz szybko zamienia się we własną karykaturę: oto bowiem Marina odszukuje jednego ze swoich gwałcicieli i wdaje się z nim w masochistyczną, pełną brutalnego seksu i przemocy relację. WIĘCEJ

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones