Jak dla mnie to była niezła kupa amerykańskiego cukierku. Ble... Tak i kotek uratowany!
warto dodać, że w książce Kot nie zostaje odnaleziony, więc to wizja reżysera. Capote widział to inaczej.
Osobiście też uważam, że gdyby kot się nie odnalazł, film byłby "lepszy", choć to tylko szczegół.
Film jednak miał być "słodki", więc kot oczywiście kończy w ramionach właścicielki.
W książce bohaterka nawet powiedziała jak dla mnie dość istotne słowa "nigdy nie będę wiedziała, że coś jest moje, dopóki tego nie wyrzucę" (a propos kota). Sugeruje to, że Holly czegoś się nauczyła i że my sami często wyciągamy wnioski za późno, gdy już tego przysłowiowego kota odnaleźć się nie da.
Dlatego uważam, że niby szczegół, a jednak mocno spłyca przesłanie, które niosła ze sobą książka.