PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=139132}
4,6 9 174
oceny
4,6 10 1 9174
4,5 4
oceny krytyków
9 Songs
powrót do forum filmu 9 Songs

Ten film mnie przeraził. Nie chodzi o to, że zszokował odważną erotyką, bo nie zszokował - nawet chętnie obejrzałam na zasadzie (oględnie mówiąc) czy techniki własne są różne od technik pozkazywanych na ekranie. Nie chodzi też o to, że zmęczył brakiem treści, dialogów, chemii między bohaterami - owszem, zmęczył. Przyznam nawet, że ta urocza dwójka mnie porwała naturalnością i odwagą. Oni nie grali w pornolu - po prostu się kochali. Nie flirtowali z kamerą, nie prężyli ciałek do obiektywu jak napalona parka kręcąca filmik na wlasne potrzeby - po prostu "pukali się" aż leciał siwy dym! No i, kurczę poza tym seksem nie było niczego! To tak mało odkrywcze, że aż boli. Spodobali się sobie, polubili, pożyli ze sobą a jak okoliczności ich rozdzieliły, po prostu każde poszło w swoją stronę. Wydawali się tacy prawdziwi przez to, że żadnie z nich nie było po gwiazdorsku piękne, tacy jak ludzie mijani na ulicy. Więc jeśli to ma być prawda o parach żyjących ze sobą wokół nas - a nie daj Boże prawda o wszystkich związkach, to ja idę do klasztoru albo na dożywotnią erotyczną emeryturę i już. Faktycznie widać tu inspiracje Hollebequiem - bohaterowie nie umieją dzielić uczuć. Oboje jakoś tam cierpią ale nie są w stanie stworzyć wspólnoty, ani na dobre (bo to dobre jest ograniczone tylko do wyra) ani tym bardziej na złe. W istocie swojej są samotni jak osobne wyspy. Związek jest tu po prostu kolejnym elementem przyjemnego życia, bo można z kimś pogadać o pierdołach, wyjść gdzieś albo kogoś zerżnąć bez wysiłku i to cała filozofia. Wychodzi na to, że jesteśmy płytcy, unikamy kłopotów, nie chcemy się niczym dzielić itepe itede. Bardzo to bolesne, tylko setki albo tysiące myślicieli ujmowali ten temat w znacznie bardziej odkrywczy sposób. I tu wyłazi miałkośc tego filmu, bo nie powiedział nam o człowieku nic ponad to, co wiemy choćby od Camusa albo Sartre'a. ANYWAY - daję szóstkę za naturalność i brak płytkiej kokieterii bohaterów. Reszta to popłuczyny po bardziej wnikliwych teoretykach życia we współczesnym świecie.

futsi

No proszę, prymitywną kopulację na ekranie można ubrać w lirykę słowną i doszukiwać się w tym oddechu zamierzchłych filozofów. Gratulacje:-)
Twórcy powinni się radować: wystarczy nakręcić pornosa, ale, co ważne, poprzeplatać go występami jakichś szarpidrutów (ale mogą być też występy poetów, czy graficiarzy) i już film nabiera artystycznej głębi, ba, nawet jakomś nagrodem idzie otrzymać i politycznie poprawnych "koneserów" kina garść pochwały. Co do głębi: na pewno głęboko już się dokonał upadek cywilizacji łacińskiej, a tacy reżyserzy kładą w tej pracy swoją cegiełkę postępu oraz doskonale wiedzą, skąd dzisiaj wieje wiatr historii i na jakie filmy, na jaką sztukę jest zapotrzebowanie i na czym może zarobić byle filmowy chałturnik. Natomiast nie dziwują mnie tutejsze komentarze wyrażające szacunek dla tej produkcji i doszukujące się w tym chęci pokazania widzowi jakiejkolwiek miłości (!). Bo to jest typowe, nie tylko na Filmweb, że są dwie grupy: pierwsza, co rozbiera zwykłego pornola, w dodatku puszczanego w kinach dla szerokiej widowni, na części pierwsze i go usiłuje analizować, doszukiwać głębi, bo nie wypada zaprezentować się jako wstecznik odbiegający od obowiązujących dzisiaj co prawda kloacznych, dewiacyjnych norm, ale za to unijnych (podkręcanie kompleksu Polaków wobec Zachodu cały czas trwa), albo co gorsza zasugerować współpisaczom, że się jest zacofanym katolem, bądź moherem. Druga zaś grupa wydaje się bardziej odważna, uczciwa wobec innych użytkowników portalu, ale przede wszystkim wobec samych siebie.
Co do tej odwagi: w ciekawostkach znajdujemy:
"Prasa nazwała "Nine Songs" najodważniejszym filmem w historii brytyjskiego kina"
Czyli to "odwaga" tego, co się pokazuje publicznie w kinach zdaje się być teraz kryterium oceny danego filmu. Strach pomyśleć, co nas czeka, gdy widzowie z postępowej Europy poczują znużenie "Dziewięcioma piosenkami". Kazirodztwo, jak pragnął tego niejaki Hartman? Zakonnicy z księdzem? A może, o, to by było dobre i wyjątkowo odważne, oscarowo odważne: seks grupowy nowojorskich chasydów ze zwierzętami?

JackHolborn

Też jestem zadziwiony jak mocno odchodzimy od pryncypiów w sztuce wysokiej. Wystarczy że taki uznany reżyser jak Trier nakręci porno (Nimfomanka), a już trzeba klaskać , że to głęboki dramat, ważny film itp. Zdumiewająco mało ludzi potrafi powiedzieć bardzo prostą rzecz: "Król jest nagi", pornografia to pornografia i to że krytyk powie inaczej tego nie zmieni. Porno dotyczy przeżyć biologicznych (orgazm) a nie duchowych (katharsis) - dlatego sztuką być nie może, jeżeli ma to mieć w ogóle jakikolwiek sens.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones