Jeśli ktoś lubi chodzić do kina 'na efekty', to się nie zawiedzie. Ja zwykle efekciarskich blockbusterów unikam jak ognia. W tym przypadku skusiłam się z powodów wiadomych (przełom! 3D! coś pięknego! etc.!) Nie urzekł mnie jednak ten sztucznie wyczarowany świat świecidełek i bijących po oczach kolorów. Co z tego że piękne, skoro nie ma duszy? Wszystkie te cudeńka kojarzyły mi się niestety z kiczowatą estetyką bazarowych suwenirów. Jak bajecznie kolorowy landszafcik, który w pierwszym momencie zachwyca feerią barw i dopieszczeniem detali. To ja dziękuję, wolę 'chropowatego' van Gogha.
Nie wiem też co w tym filmie przełomowego, bo obrazy 3D oglądałam w IMAX już kilka lat temu i jakiejś szalonej różnicy jakościowej nie widzę. No i poza tym, cóż, fabuła jest żenująco infantylna i boleśnie schematyczna. Trailer zdradza 90%, reszty można się domyślić ('If you want a happy ending, you schould go and see a Hollywood movie'). Żadnych intrygujących zwrotów akcji, dobro jest dobre, zło jest złe i to złe w najbardziej stereotypowej formie (ach, ten okropny, zdemoralizowany do cna pułkownik, twardy 'madafaka'), a ponętna brunetka musi mieć obowiązkowo gustownie rozdartą koszulkę w strategicznym miejscu. Aktorzy nie starają się tchnąć choćby minimum życia w swoje postacie (może poza Ribisim), a Worthington po dwóch filmach, w których go widziałam (poprzednio "Terminator: Ocalenie") zaczyna mnie irytować samym swoim wyglądem.
I naprawdę nie jest tak, że film nastawiony na efekty musi razić aż tak daleko posuniętą życzeniowością i płytkością scenariusza. Wręcz nie powinien, bo techniczne i wizualne cuda-niewidy przestają zadziwiać dość szybko, a jeszcze szybciej wyrastają naśladowcy i wówczas film, z perspektywy czasu, obronić się może tylko, jeśli w ślicznym opakowaniu jest coś więcej. Klimat, charyzmatyczni bohaterowie, niebanalna historia, karkołomny koncept. Nawet jeśli historia w swoich najbardziej ogólnych ramach jest niczym więcej jak opowieścią o odwiecznej walce dobra ze złem ("Gwiezdne wojny"), to po latach broni się doskonale choćby ciekawymi postaciami, sowizdrzalskim humorem i intrygującymi woltami. "Avatar" to historia płaska i pusta, a miejscami niezamierzenie śmieszna poprzez swoją patetyczność, w dodatku tak strasznie wtórna, że skojarzenia narzucają się same: "Tańczący z wilkami", "Pocahontas" i trochę "Parku Jurajskiego" na dokładkę. Gdyby to był film 2D, wyszłabym z kina po półgodzinie.
Mesjasz, bo znów zawiśniesz w tym kościele do góry czerepem wśród kwiku pochłaniaczy pop cornu.
Diana: bardzo mi się podoba to co napisałaś, co prawda nie w pełni się z tym utożsamiam, ale krytyka filmu solidnie uargumentowana. Szkoda, że wątek zaśmiecony przez różnych popaprańców, którzy pod przykrywką anonimowości (pozornej?) wylewają swoje frustracje, kompleksy, lęki czy co tam jeszcze. Ale nie o tym pisać chciałem. Zastanawia mnie, gdzie widzisz podobieństwa do Parku Jurajskiego, bo jakoś nijak nie mogę tego wyłapać?
Ja też mam prawie takie same odczucia, jak autorka tematu. Napisałem nawet recenzję, która czeka na weryfikację i jak tak patrzę, to sporo rzeczy się pokrywa (jeszcze mnie ktoś o plagiat oskarży ;-) ). Wystawiłem jednak filmowi wyższą ocenę, niż Diana, bo mnie się bardzo ta grafika, kolory, świat Pandory podobały.
"Nie urzekł mnie jednak ten sztucznie wyczarowany świat świecidełek i bijących po oczach kolorów. Co z tego że piękne, skoro nie ma duszy? Wszystkie te cudeńka kojarzyły mi się niestety z kiczowatą estetyką bazarowych suwenirów. Jak bajecznie kolorowy landszafcik, który w pierwszym momencie zachwyca feerią barw i dopieszczeniem detali. To ja dziękuję, wolę 'chropowatego' van Gogha. "
A widziałaś kiedyś w filmie sci-fi nie sztucznie wyczarowany świat?
Czy gdyby świecidełka nie świeciły lecz były szaro bure to film byłby lepszy?
Nie ma duszy bo piękne czy j.w.?
Kiczowata estetyka jest gorsza bo jest gorsza czy bo jest bazarowa?
Czy landszafcik może nie być kolorowy?
Wolisz 'chropowatego' van Gogha, proszę bardzo, skoro oglądałaś trailer wiedziałaś na co się porywasz. Widzisz Ty nie obejrzałaś filmu tylko obraziłaś się na niego ;-) Bo nie tak go sobie wyobrażałaś.
Amen.
Nic dodać nic ująć. Efekty powinny uzupełniać fabułę a nie odwrotnie. W kinie w wersji 3D jeszcze można obejrzeć, w innym przypadku film co-najwyżej przeciętny.
To się nazywa kontrargument - "było o przewidzenia że pojawią się ludzie do których film nie trafi." Nie było jeszcze filmu który podobał się wszystkim więc nie ma co tutaj przewidywać, to jest fakt tak oczywisty że głupotą jest wspominanie o nim na forum.
Film nie trafił do ludzi którzy oczekują czegoś więcej niż pocahontas biegającej w niebieskim kostiumie po dziwacznej planecie...
Albo chociaż gry aktorskiej, a nie trętwa mina bobasa Sama... tylko smoczka mu brakowało....
pssst. stopCENzurZe ocenił transformersy 10/10
może to da niektórym do myślenia :P hihi
Wszyscy mają głęboko w poważaniu oceny pimpka bo taki z niego znawca jak z koziej dupy trąba. Tak czy inaczej nie widzę związku oceny Transformers z tematem o Avatarze
pimpek(stopCENzurZe) w Avatarze krytyjuje: płytką fabułę, nastawienie filmu wyłącznie na efekty, oraz płaskich bohaterów
ale nie wspomina, że to są główne cechy jego ulubionego filmu, jakim jest Transformers 1 & 2
ja tylko informuję że zamiast się z nim argumentować, lepiej obrzucać śmierdzącym mięsem i przypominać o hipokryzji jakiej się dopuścił
rzucanie inwektyw bez wytknięcia błędów jest prymitywne, i nie działa na trolle zbyt skutecznie :)