Powiem szczerze, że liczyłem na coś innego. Po genialnym Kill Billu nie spodziewałem się, że Tarantino znów ruszy temat zemsty skoro tak ładnie i krwawo go już przedstawił 5 lat temu.
Pomijając to jednak, Bękarty Wojny to po prostu dobry film, który nie zgubił stylu filmów Quentina. Mam jednak wrażenie, że tytuł jest bez sensu, jak i promowanie Pitta i reszty jego ekipy jako głównych postaci filmu... nie wiem jak dla was, ale dla mnie już od 1 rozdziału film był przede wszystkim o zemście tej żydówki, a nie o przygodach paru Żydów na Amerykańskiej misji. To też rozdziały skupiające się na wątku Emmanuelle najbardziej przykuły moją uwagę, aż do słodko-gorzkiego zakończenia jej zemsty w iście diabelski sposób ;) Bękarty były raczej krwawym tłem tej historii.. ale i tak 1 rozdział uważam za najlepszy.
Nie da się też ukryć, że Christoph Waltz w roli szalonego pułkownika poligloty po prostu ukradł ten film i na pewno zostanie wpisany w poczet najbardziej wyrazistych czarnych charakterów kina.
Nie tak dopracowany jak Kill Bill, nie tak surowy jak Wściekłe Psy, ale ma coś w sobie.
7/10