które udaje sztukę. Nie chce mi się powtarzać argumentów za tą tezą - ciekawych odsyłam do tematu "żenada". Niniejsza wypowiedź jest tylko spontaniczną reakcją na zachwyty jekiejś egzaltowanej nastolatki, która nie znając (jak sądzę) dokonań A.Kurosawy, S.Leone, P.Weira, S.Peckinpaha, R. Scotta i innych artystów sztuki filmowej ośmiela się nazywać bełkot Tarantino arydziełem.
Witam ponownie. Wybacz dłuższą przerwę, ale po prostu nie dysponowałem ostatnio czasem, aby siąść i konkretnie odpowiedzieć.
Chodzi mi o muzykę współczesną symfoniczną. Szanuję np. Szymanowskiego, ale nie przepadam.
Ja też lubię nową formę, innowacje, rozwój. Rozwój stylistyki jest elementem naszej rzeczywistości. Dzięki temu rock rozwinął się do rock'a symfonicznego, metalu czy grunge'u i chwała za to. Ja jednak będę wolał dzieło w staromodnej formie, ale za to bogatej treści, która zmusi mnie do ponownego zastanowienia się nad sensem życia, choć mogłoby się wydawać, że Pythoni powiedzieli już wszystko ;-).
Lepiej nie mieszajmy do tego Boga. Nie jest niezbędne w dyskusji o rzeczywistości. Dowodu może Ci nie dam, ale rozwój naszej wiedzy, zwiększanie się obszaru zrozumienia sugeruje, że będziemy się w coraz większym stopniu zbliżać do zrozumienia świata, choć pewnie nie odczytamy go do końca, na co wskazuje między innymi zasada nieoznaczoności Heisenberga.
Podsumowanie BW mi bardzo pasuje. Przywracanie zapomnianych i niedocenianych form jest niewątpliwą zasługą tego twórcy.
Idealizm. Chyba też jestem idealistą. Ale to szerszy temat, na nasz wątek i tak już się zrobił ogromny ;-).
W tym momencie się znowu muszę nie zgodzić. Szukanie prawdy bez założeń nie ogranicza percepcji, a daje energię pozwalającą unikać zamykania się i zatrzymania samorozwoju poprzez zamknięcie się w wygodnych i "oswojonych" już elementach rzeczywistości.
Konsekwencje zależą głównie od wychowania i doświadczenia. Człowiek z otwartym umysłem osiągnie więcej, człowiek zastraszony pewnie najpierw straci. Tak mi się wydaje.
Na pewno uproszczenie, ale niezbędne. Bez niego raczej nie opanujemy zbyt dużo wiedzy. Kategoryzowanie i budowanie schematów jest tak naprawdę IMHO uczeniem się. Dopóki dopuszcza się ich przebudowę wszystko jest OK. Pomimo tego wciąż nie jestem przekonany co do potrzeby przebudowywania postrzegania sztuki w dwóch osobnych perspektywach treści i formy ;-)
Ten Mosquito jest po prostu mistrzem!
Serio!
Poczytajcie sobie całą tą niezwykle inteligentną wymianę zdań z obu stron. Przeczytajcie moje żenujące teksty (zdaję sobie z tego sprawę), po czym zobaczcie, co odpisywał Moskitek. Ten matoł, prócz wzorcowego kopiowania wikipedii, używa też dokładnie tych samych zwrotów, które padły już wcześniej z mojej strony (plebejusz, niereformowalny idiota itd.). Żałosne.
Następnie zobaczcie jego pierwszy post. Potem następne. Widzicie różnice?
90% kopiowania, 10% bezmyślnego bełkotu.
Gościu coś tam się pluje o trolling -
> http://www.filmweb.pl/topic/1237065/Nick_Filmweb+jeste%C5%9B+zwyk%C5%82ym+TROLLE M%2C+kt%C3%B3ry+zamiast+odnosi%C4%87+si%C4%99+do+tematu%2C+zawsze+znajdzie+zacze pk%C4%99+i+spr%C3%B3buje+rozwali%C4%87+FORUM.html
Tyle w temacie trollingu.
Facet to wyjątkowy bezmózgowiec, palant i tłuk. Rozmowa z nim to kopanie leżącego.
Norton, on odpisuje jak jakaś zaprogramowana maszyna, nie? Piszę poważnie, mam wrażenie, że coś odpisuje za niego, bądź też on jest tym czymś.
Jesteś zwykłym TROLLEM kolego.
Prowokujesz ludzi, przeklinasz na forum, nie masz żadnych argumentów niestety....
Jesteś mistrzem robienia syfu na tak porządnym forum jak to Norton!
"Facet to wyjątkowy bezmózgowiec, palant i tłuk. Rozmowa z nim to kopanie leżącego."
Widzę, że piszesz o sobie dzieciaku.
Jeszcze jedno. Ty zacząłeś tak żenująco niski, niemerytoryczny poziom dyskusji na tym forum, razem ze swoim przydupasem Nick_Filmweb.
Rozmowa z tobą nie jest nawet kopaniem leżącego. Jest rozmową z upośledzonym umysłowo dzieckiem, któremu rodzice nie odebrali jeszcze komputera.
Tak dzieciaku.
Co najwyżej sam możesz wsadzic swojego chuja pomiędzy drzwi i drąc się, wzywac na pomoc mistrza Tarantino, jebana cioto.
Zed?
To ty?
Myślałem, że ludzie Marsellusa zrobili ci z dupy jesień średniowiecza, ale chyba żyłem w wielkim błędzie....,p
Po co kogokolwiek przekonywać do filmów Tarantino? Jaki to ma sens? Są tacy, którzy go polubią i tacy, którzy znienawidzą. Proste. On wcale nie tworzy swoich obrazów aby się przypodobać wszystkim widzom. To specyficzny reżyser i człowiek i robi specyficzne filmy. Proces twórczy sprawia mu frajdę i to widać w "Inglorious Basterds". Zdarzały mu się słabe okresy jak np. "Jackie Brown"-film dziwoląg czy "Grindhouse-Death Proof". Ale w "Bękartach" powrócił ten dawny Quentin. Tok myślenia, że filmy Tarantino to tylko jaja jest błędny. "Inglorious Basterds" pokazują jakim świetnym jest reżyserem. Ujęcia kamery, muzyka, dialogi, aktorstwo. Można nie lubić jego filmów ale faktom zaprzeczać nie sposób. Wielcy twórcy jakich wymieniłeś, to bezsprzeczni bogowie kina. Ale żaden z nich nie potrafiłby zrobić takich filmów jak "Wściekłe Psy", "Pulp Fiction", "Kill Bill" czy "Inglorious Basterds". Z prostego względu. Mimo całej ich wielkości (też uważam ich obrazy za wielkie dzieła), obowiązują ich sztywne ramy, których nie przekraczają. Geniusz Tarantino to ożywienie trupa, zrobienia czegoś z niczego. Zauważ, że w większości tych wielkich arcydzieł grają wspaniali aktorzy. Quentin wysysa ukryty talent z aktorów, którzy wcześniej nic nie znaczyli albo byli niedoceniani. I tu leży jego mistrzostwo. Kto słyszał kiedyś o Waltzie? A gra majstersztyk. Czy Michael Madsen był zagrał coś wartego uwagi zanim wystąpił w "Reservoir Dogs"? Skąd. Bruce Willis specjalizujący się w rolach policjantów-bohaterów, uważany za jednowymiarowego, w "Pulp Fiction" okazało się, że grać potrafi. Uma Thurman, Lucy Liu itd. itd. Teraz powiedz, który z tych wielkich odważyłby się w swoim najlepszym filmie obsadzić takich aktorów-zagadkę? Czy zaryzykowałby? Wątpię.
Znam ludzi, którzy także uważają jego filmy za pseudo-inteligencki bełkot. I szanuję ich zdanie. Ale czy tego chcą czy nie Quentin Tarantino już zapisał się w historii kina obok tych najwybitniejszych. A takie filmy jak "Inglorious Basterds" tylko utwierdzają w przekonaniu, że zasłużył na to miejsce. Bo cechą prawdziwych artystów jest to, że ich dzieła przetrwają setki lat i wciąż będą podziwiane.
Ktoś w innym wątku tu na forum pod Bękartami podsumował to podobnie, a mianowicie, że jest to prawdziwie postmodernistyczny reżyser. Sporo w tym prawdy. Jego, jak piszesz, umiejętność brania z martwych już gatunków i tworzenie nowego żyjącego dzieła jest faktycznie warta doceniania. Dodatkowo ma talent do wyciągania zapomnianych już aktorów i wynoszenia ich z powrotem na wyżyny (np. Trawolta, ale nie tylko). Ja go bardzo doceniam i na pewno obejrzę jego kolejne filmy. Jestem też pewien, że będzie po wielokroć doceniany za całokształt, za rozwój języka filmowego. Jedyne przed z czym się nie zgadzam to stawianie TEGO konkretnie filmu na równi z arcydziełami kina poprzez dawanie mu 10 ;-). Sam dałem 7, ale takie 7,6-7,7.
Pozdrawiam.
Sailorrze_Ripleu. zaraz ktoś napisze, że nie umiem prowadzic dyskusji, że to, że tamto, ktoś pewnie jeszcze skrobnie, że jestem trolem itd.
No ale jak mam nie pisac? W jaki sposób mam nie dawac upustu swoim odczuciom w sytuacji kiedy stykam się z postem użytkownika Sailor_Ripley?
"Tok myślenia, że filmy Tarantino to tylko jaja jest błędny. "Inglorious Basterds" pokazują jakim świetnym jest reżyserem. Ujęcia kamery, muzyka, dialogi, aktorstwo. Można nie lubić jego filmów ale faktom zaprzeczać nie sposób."
Przetłumacz z polskiego na nasze ten bełkot bo ja go nie rozumiem.
Czyli można nie lubic Tarantino ale faktom zaprzeczyc nie sposób, tak? A zatem ten kto nie lubi Tarantino zaprzecza faktom, czyli jest głupcem?
Jakie fakty? Jakie, do kur... nędzy, fakty???? Ile tym masz lat, czlowieku. Twój post jest na poziomie 13-latka!
Dla ciebie fakty to "ujęcia kamery"? "muzyka"? "aktorstwo"? Fakty pod jakim względem? Że muzyka gra? Stosowane jest ujęcie kamery? No, zapewne tak. A może fakt polega na tym, że owe ujęcie kamery jest genialne a muzyka wspaniała? Nie, to nie jest fakt, to jest jedynie twoja subiektywne zdanie.
"Wielcy twórcy jakich wymieniłeś, to bezsprzeczni bogowie kina. Ale żaden z nich nie potrafiłby zrobić takich filmów jak "Wściekłe Psy", "Pulp Fiction", "Kill Bill" czy "Inglorious Basterds". Z prostego względu. Mimo całej ich wielkości (też uważam ich obrazy za wielkie dzieła), obowiązują ich sztywne ramy, których nie przekraczają"
Co za brednie.
Owi bezprzeczni bogowie kina sami tworzyli ramy, stwarzali nowe filmowe ramy nie zaś tkwili w już zastanych i sztywno trzymali się wyznaczonych reguł. Na tym właśnie polega ich wielkośc. Gdyby nie to, twój ubóstwiany Tarantino nie miałby żadnej bazy do tworzenia własnych dzieł i co najwyżej biegał by po planie filmowym z mopem.
"Teraz powiedz, który z tych wielkich odważyłby się w swoim najlepszym filmie obsadzić takich aktorów-zagadkę? Czy zaryzykowałby? Wątpię."
Ty chyba naprawdę sobie kpisz? OTO TARANTINO JAKO JEDYNY NA ŚWIECIE ZATRUDNIŁ W SWOIM FILMIE NIEZNANYCH AKTORÓW!
Naprawdę, jesteś w 100% pewien, że wcześniej absolutnie żaden reżyser czegoś podobnego nie zrobił?
Z całym szacunkiem, nie oceniam ciebie, oceniam jedynie to co napisałeś.
Dla mnie wynika z tego jeden wniosek. To prawda, Tarantino jest rzeczywiście reżyserem wyjątkowym. Z jednego powodu. Chodzi o zupełnie bezgraniczny, fanatyczny wręcz i totalnie bezkrytyczny stopień uwielbienia jego fanów, przynajmniej tych na filmwebie. Jest posunięty do granic w których zawodzi już logika i racjonalne myślenie co skutkuje kuriozalnymi postami jak ten powyżej.
Ilość postów jaką już napisałeś na temat tego filmu poraża. Prowadzisz jakąś krucjatę ? Rozumiem jeden, góra dwa posty, które wyrażają dezaprobatę dla "Inglorious Basterds" ale aż tyle? Jakbyś siedział na forum i tylko czekał na post, jakąś zaczepkę. Zresztą Twoje argumenty bledną (przykro mi) przy tym jakich wcześniej używasz słów w dyskusji tj. wulgaryzmów. Sorry ale dla mnie to nie do przejścia. I to Cię dyskwalifikuje jako rozmówcę. DLatego nie mam nawet zamiaru wchodzić z Tobą w polemikę. Dla mnie ten film jest dobry, dla ciebie to dno, ok. Twoje zdanie mało mnie obchodzi, choć masz do niego pełne prawo. Mój wpis nie miał na celu przekonać, że ten film to arcydzieło. Zresztą dałem mu 9/10, gdyż w moim odczuciu zasługuje conajmniej na 8. Za nowatorstwo, naprawdę świetną fabułę i stopniowe budowanie napięcia. Jeśli Melanie Laurent już nic nie osiągnie w swojej karierze (choć moim zdaniem osiągnie) scena z piosenką Davida Bowie na zawsze zapisze się w historii kina. Tak jak to było z monologiem Julesa czy Madsenem torturującym policjanta do dźwięków "Stuck in the middle with you". Na tym polega magia Tarantino. Chyba żaden reżyser nie potrafi tak świetnie zgrać muzyki z sceną w danym filmie, najczęściej uzywając piosenek odkurzonych, wyciągniętych z lamusa. Oprócz kilku wpadek Tarantino robi dobre filmy. Tak jak po "Grindhouse" wyszedłem z kina rozczarowany, tak "Bękarty" przywróciły mi nadzieję na kolejne dobre lata z Quentinem. A ty do końca świata (i jeden dzień dłużej) będziesz przekonywać jaki ten film jest be. Proszę Cię bardzo. Ja odejdę z tego świata, Ty i paru innych. A jego fani i nie tylko, wciąż będą chcieli ten film i inne oglądać. A za 50 lat to właśnie Tarantino stanie się takim Bogiem dla tamtejszego pokolenia, jak Kurosawa, Scott, Leone, Coppola, Scorsese itd. są dziś. Jak to przebolejesz?
A niech się staje bogiem i za 10 lat. Życzę Tarantino wszystkiego najlepszego.
Gdyby twój pierwszy post wyglądał tak jak ten ostatni, o nic bym się nie czepiał.
Masz rację, w swoich poprzednich wypowiedziach trochę niepotrzebnie używałem wurgaryzmów, postaram się na przyszłośc o poprawę a tobie życzę więcej takich postów jak ten ostatni.
I wcale nie uważam, że "Bękarty" to dno. Wg mnie to najgorszy film Tarantino i tyle.
Nick_filmweb ->
Moim zdaniem najsłabszy artystycznie był "Death Proof". Oj, coś nie za bardzo wyszedł wtedy Tarantino mariaż z Rodriguezem. Jednakże "Bękarty wojny", przy całej swej głupocie, mają IMO w sobie jakieś niezwykłe piękno, związane z kolażem różnych scen klasycznych. No i ten esesman - wyjątkowo inteligentny jak na filmowego nazistę.
Po co kogokolwiek przekonywać do czegokolwiek jedni lubią to, a inni tamto - proste.
"To bezsprzeczni bogowie kina Ale żaden z nich nie potrafiłby zrobić takich filmów jak "Wściekłe Psy", "Pulp Fiction", "Kill Bill" czy "Inglorious Basterds". Z prostego względu. Mimo całej ich wielkości (też uważam ich obrazy za wielkie dzieła), obowiązują ich sztywne ramy, których nie przekraczają. Geniusz Tarantino to ożywienie trupa, zrobienia czegoś z niczego." - No zeczywiście te sztywne ramy to szacunek dla widza i jego inteligencji, zdrowy rozsądek i poczucie smaku, czy chęć przekazania głębszej treści. Faktycznie Tarantino nie stosuje się do takich ram osiągając w Bękartach szczyt wyzwolenia - w szczególności od logiki i dobrego smaku. Wymślić postmodernistyczne gówno jest w stanie niemal każdy, ale prawdziwi artyści się tym brzydzą i nie produkują filmów a la QT nie dlatego że nie umieją, ale dlatego, że NIE CHCĄ.
Znakomici aktorzy grają u Tarantino nie koniecznie ze względów artystycznych ale często PO PROSTU DLA KASY którą QT umie zarabiać i która jest dla niego celem samym w sobie. Ilość gniotów z wielkimi aktorami jest ogromna i brak chyba dobrego aktora, który mógłby powiedzieć że zawsze grał w dobrych filmach (De Niro, Nicholson, Pacino - to klasyczne przykłady).
Tarantino zapisał się w historii kina na dokładnie takiej samej zasadzie jak "Ed Wood", serial "07 zgłoś się", czy "Klątwa doliny węży" - symbol popkulturowego kiczu, o tyle istotnego, że kochanego przez rzesze bezrefleksyjnych konsumentów, którzy nie mogąc znieść zarzutów o miałkość swoich oczekiwań artystycznych znaleźli dla QT odpowiednią ideologię - Tarantino wielkim reżyserem jest więc choćby robiił gówno - to jest artystyczne gówno, które zachwyt wzbudza. QT robi kicz ale to wspaniały kicz, a zatem bezmyślna przemoc, kretyńskie dialogi, zero prawdy i zdrowego rozsądku to nie wady ALE WŁAŚNIE ZALETY QT.
Pamiętajcie zatem to nie przypadek że QT wyprodukował HOSTEL. To jest właśnie jego estetyka.
Aż tak bardzo bym Tarantina od czci i wiary nie odsądzał. Niewątpliwie gośc ma talent, udowodnił to, przynajmniej dla mnie, "Reservoir Dogs", "Pulp Fiction", "Jackie Brown", "Kill Bill". Cztery, świetne filmy do których sam często wracam.
Problem jest gdzie indziej. Chodzi o to, że Tarantino drepcze w miejscu, kokietuje swoich fanów zamiast szukac nowych dróg, starac się przecierac wciąż nowe szlaki.
Lyncha w końcu stac było na to aby zaserwowac "Prostą historię". Film skrajnie inny od lynchowskiej estetyki a przecież pozostajacy ważnym dziełem nie zaś żadnym wypadkiem przy pracy.
Pisałem już o tym wielokrotnie. Dla mnie "Bękarty" są oznaką, że z Taratnino dzieje się coś nie tak. W tym filmie jak gdyby parodiuje swój własny styl. Więcej, "Bękarty wojny" różnią się w sposób zasadniczy od wszystkich wcześniejszych jego filmów. Gdzie leży owa róznica?
W zakończeniu. Wszystkie wcześniejsze tytuły Tarantino, mówię tu wręcz o ostatnim ujęciu, zawierały wyrażny element katharsis, ktory sprawiał, że postacie stawały się nam bliższe, wreszcie, prawdziwe.
A "Bękarty"? Owszem, finałowa masakra nazistów w kinie plus śmiejąca się z ekranu twarz jednej z głównych bohaterek to niezły materiał na końcowe oczyszczenie, tyle, że co z tego, skoro zostało to dokumentnie zaprzepaszczone przed kretyńską scenę rycia swastyki na łbie Landy, dosłownośc tej sceny, pełne zbliżenie na ostrze noża tnące skórę połączone z wyciem pojmanego wroga to dla mnie kwintesencja tego wszystkiego o czym napisałem powyżej.
A, że Tarantino istotnie produkuje filmowopodobne chłamy to insza inszosc. Widocznie lubi.
Moja sciekłość na tego cynika nie wynika z tego że on nie umie robić dobrych filmów (np. R.D.) ale z tego że nie chce. W tym rzecz cała - on Bękarty zrobił całkowicie świadomie bo uznał że na gówno jest większy popyt niż na kino.
Ciekawi mnie tylko jaki będzie następny film Quentina? Może "Pirania 3 - Powrót latających morderców"? Tarantino znany jest ze swego uwielbienia do kiczu więc to wcale nie jest aż tak niemożliwe.
Ignatio ->
To podaj mi definicję kina. Jeżeli Tarantino jest g..., to co za sztukę uważasz?
nick_filmweb ->
Ja stawiam na "Rekiny w laboratorium: terroryści w akcji".
A może tak przeczytaj post który rozpoczął tę dyskusję zamiast po raz nty zadawać mi pytanie na które odpowiedziałem n-1 razy.
witam.
odpowiem raczej generalnie w temacie, bo cytowanie krok po kroku poprzednich wypowiedzi usidli mnie tu do czwartkowego poranka, co nieszczególnie mnie pociąga jako perspektywa na następne kilka dni.
Zastanawiając się nad bezmyślnością i kiczem prezentowanym ostatnio często i gęsto przez Q, myślę, że na dobrym tropie był Parheli0n. Filmy Tarantino, jako zlepek gówna, zadają pytania: 'na ile mogę się posunąć dalej?', 'co jest perłą kinematografii, co nie?', 'jakie są kryteria?' etc. pytania o formę.
Wywołany wcześniej Hostel, mylnie zinterpretowany jako bezmyślna przemoc, zadaje pytania o ludzką naturę. Czy oglądając ten film nie przyszło Ci na myśl, że 'może gdzieś na świecie faktycznie jest takie miejsce?', 'na ile człowiek jest we władaniu dzikich instynktów?', 'czy ktokolwiek mógłby się posunąć tak daleko i opuścić własne człowieczeństwo?' etc.
To jest istotne. Na pozór wygląda rzeczywiście na krwawą jatkę bez powodu. Nie widząc w tym nic więcej, nie różnisz się niczym od tych półgłówków, którymi tak gardzisz.
Nad podobnymi pytaniami najwięksi psychologowie przesiedzieli swoje życia w końcu ;)
Jeśli zaś uważasz, że kryterium sztuki jest prawda, piękno i inne rzeczowniki, których znaczenie jest mętne jak szlam w kiblu na opuszczonej stacji benzynowej, to ja przyjmę postawę pewnego polskiego mistyka - powiem chuja tam chuja i zakończę dyskusję rzekłszy powyższe, bo przez stalowy szyszak się nie przebiję.
pozdrawiam.
Istotnie Hostel to film głęboki tylko dla wysublimowanych wielbicieli sztuki filmowej. Podobnie Piła, otwierają one nasze myślenie na arcyważne kwestie egzystencjalne : 1) czy wielu świrów jest na świecie; 2) czy w moim osiedlu mieszka jeden z nich, 3) co wolałbym najpierw sobie odciąć - rękę, nogę, czy jaja, 4) jak wiele juchy wytacza się z człowieka po po traktowaniu go piłą, nożem, maczetą itp. 5) czy istnieje matematyczny wzór opisujący zależność pomiędzy stopniem degenracji mordercy, szerokością narzędzia tnącego, a tempem wyrzynania ofiar 6) jakie mam szansę przeżycia spotkania w ciemnym zaułku z wielbicielem takich filmów ?????????????
Dobre;)A tak z całkiem innej beczki polecam http://www.youtube.com/watch?v=nXg_9kTwnGM naprawde świetny dokument.pozd:)
Skoro jak twierdzisz nie ma pawdy obiektywnej skąd takie teksty ? Jak prawdy nie ma to nie ma i Hostel, Salo, Szpicbródka Halo są tak samo prawdziwe jak fałszywe, a 2x2=17.
A umiesz czytać? loser_2 pisze o poruszaniu pewnych kwestii, a że Salo
sięga w nie znacznie ostrzej i dalej, dlatego ten film wymieniłem. Poza
tym, Salo ukazuję znacznie bardziej indywidualną wizję rzeczywistości niż
Hostel, któremu bliżej do komedii.
Skoro jak twierdzisz nie ma prawdy obiektywnej, nie możesz twierdzić, że coś jest albo nie jest, a tym bardziej, że coś jest takie lub inne. Masz zatem dwa wyjścia - albo zamknąć się na wieki, albo przyznać że twierdzenie, iż nie ma prawdy obiektywnej TO TOTALNA BZDURA.
Przecież każdy wie, że nie ma prawdy obiektywnej, to takie oczywiste.
Wszystko jest jedynie subiektywne lub względne, nawet Einstein potwierdził to w sposób naukowy.
Jednak czy subiektywność wszystkiego daje ci prawo do tego, aby pisać do kogoś:
"Masz zatem dwa wyjścia - albo zamknąć się na wieki, albo przyznać że twierdzenie, iż nie ma prawdy obiektywnej TO TOTALNA BZDURA."
?
Einstein dociekał prawdy, a jego Teoria bynajmniej nie przekreśla istnienia obiektywnej rzeczywistości. Względność zjawisk nie oznacza ich nieistnienia. Ruch Ziemi wokół słońca jest faktem obiektywnym choć z punktu widzenia mrówki zapewne nieodczuwalnym.
Skoro zaś nie ma prawdy obiektywnej jak możesz twierdzić że Einstein istniał lub że ty istniejesz ???
Zgadzam się Ignatio. "Einstein dociekał prawdy, a jego Teoria bynajmniej nie przekreśla istnienia obiektywnej rzeczywistości." ale:
do prawdy obiektywnej można dotrzeć jedynie dzięki wykazaniu jej w sposób naukowy, a jak wiadomo nawet tu człowiek jest bezsilny i nigdy takiej prawdy obiektywnej nie poznał, nie dotarł do niej.
Nawet to, że 2+2=4 nie jest żadną obiektywną prawdą, ponieważ cała nauka się rozwija i dochodzi do tego, że takie prawdy są kwestionowane.
Co więcej wszelkie matematyczne miary się zmieniają; dawna wartość 1 kilograma, czy 1 godziny nie jest tożsama z dzisiejszą; atom nie jest już najmniejszą cząstką materii itd.
Absolutnie nie ma naukowo potwierdzonych wielkości, czy też wartości. To że 2+2=4 jest jedynie umownym zapisem a nie żadną obiektywną prawdą.
Gdybym kazał każdemu człowiekowi na ziemi odmierzyć długość 1 cm, każdy odmierzyłby co innego, bo taka wartość nie istnieje w odniesieniu do naszych możliwości i nikt tego do dziś nie zgłębił. Nie mamy takich narzędzi. Oczywiście taka wartość istnieje. Istnieje idealny kryształ, istnieje idealna powierzchnia płaska, idealna kula, idealny centymetr, ale ani ja, ani ty nie zbliżymy się do prawdziwej wartości. Każdy zatem odmierzyłby inną wartość 1 cm, pomimo że absolut centymetra istnieje.
Tak więc co z tego Ignatio? gdy wszystko jest względne!
Chciałem przez to jedynie wyrazić, że PRAWDA OBIEKTYWNA istnieje, ale nikt jeszcze do niej nie dotarł, wszystko jest względne. Jesteśmy w stanie ciągłych poszukiwań tej prawdy.
Ludzie idą na kompromis wtedy gdy nie potrafią się porozumieć i mówią, że prawda leży pośrodku, a to żadna prawda.
Prawda leży tam gdzie leży i to jest jedyna prawda!
No właśnie, ale gdzie ona leży? Tego do dziś nie wie nikt, wszystko jest względne dopóki nie dojdziemy do jej sedna a takie poszukiwania będą trwały wieki, my tego nie doczekamy, chyba.
"Skoro zaś nie ma prawdy obiektywnej jak możesz twierdzić że Einstein istniał lub że ty istniejesz ???"
Nauka do dziś nie wyjaśniła zagadki życia. Życie jest tylko pojęciem a tak naprawdę do dziś nie wiemy czy nie jesteśmy jedynie cząstkami jakiegoś większego układu, tak jak komórki naszego ciała. Nad takimi rzeczami wciąż zastanawiają się naukowcy.
Już nie mówiąc o tym, że w tym temacie skupiamy się bardziej na uczuciach, na wrażliwości, na sferze duchowej, a nie na nauce.
Więc w jaki sposób miałbyś mi udowodnić, że "Bękarty Wojny" nie są arcydziełem, a sztuka nie jest jedynie wyrażeniem uczuć w formie, gdzie przesłanie nie jest zupełnie ważne?
W jaki sposób?
Ja czuje tak, ty inaczej, a ktoś jeszcze inaczej.
Zbadałeś to naukowo, że śmiesz twierdzić, że "Bękarty Wojny" są słabe?
Wiesz jaki film jest największym arcydziełem w historii kina?
Nikt tego nie wie!
Nikt tego nie wie, ale przecież taki najlepszy film w historii z pewnością istnieje.
Rozważ to. Zanim ta pusta dyskusja przyjmie rozmiary encyklopedyczne, bo obfitość tekstu nie służy czytelności i łatwości w poszukiwaniu odpowiedzi na to jak to właściwie z tym Tarantino jest. Po prostu ogrom wątków staje jest skuteczniejszy od cenzury.
Pozdrawiam.
Niczego nie zrozumiałeś - jest dokładnie na odwrót, właśnie dlatego mogę
sobie mówić co tylko zechcę. Nigdy nie twierdziłem, że coś bezwzględnie
jest takie a nie inne, po prostu tak sobie dla własnej wygody zakładam. Na
przykład na potrzebę tej dyskusji zakładam sobie, iż nie ma sensu
dyskutować z ludźmi, którzy polemizują z tezami, których nie rozumieją -
dlatego wybacz, ale nie będę z Tobą rozmawiał :)
A zakładasz że 2x2=4 czy coś innego ? Albo przyjmiesz do wiadomości, że żeby cokowliek stanowczo twierdzić, musisz założyć istnienie obiektywnej prawdy, bo jeśli nie to nic z tego co mówisz nie da się potwierdzić. Podobnie niczemu co mówię ja nie możesz zaprzeczyć bo przecież prawda nie istnieje. Jak to więc jest - jesteś imbecylem, nie jesteś imbecylem, czy może wcale Cię nie ma?
Widzę, że zastanawiają Cię niezwykle istotne problemy.
Stanowcze stwierdzenia są dla idiotów.
Gdy próbujesz ironizować, nawet zdarza Ci się powiedzieć coś sensownego.
Wcale mnie nie ma.
Gdybyś rozumiał, o czym mówię, to byś wiedział, ze niczemu nie zaprzeczam,
tylko się śmieję.
Mało to śmieszne zważywszy kontekst. Tak się bowiem wcale nie śmiesznie składa, że zwolennicy Bękartów wobec ewidentnej pustki tego gniota zaprzeczają coraz to innym oczywistościom, by w finale dojść do wniosku że nie ma prawdy obiektywnej, a pozbawiony reguł postmodernizm to najwyższa forma nie tylko sztuki ale i filozofii.
Lansowany przez Tarantino i ukochany przez jego zwolenników NIHILIZM jest OBIEKTYWNYM ZŁEM i zawsze jest wygodnym narzędziem dla zbrodnicznych ideologii. Skoro nic nie jest obiektywnie dobre, ani złe -nie ma mowy o istnieniu zbrodni i wszytskie kodeksy karne można wyrzucić do śmieci. W takim świecie poświęcenie, altruizm, uczciwość, są dokładnie tyle samo warte co chciwość, egozim i krętactwo. Zdrada, złodziejstwo i zabójstwo nieczym nie różnią się od wierności, filantropii i poszanowania życia - kłamstwo równa się prawdzie. Gówno jest pieknem, a piękno gównem.
Gdybym tylko mógł powiedzieć spierdalajcie do swojego, urządzonego według powyższych reguł świata chętnie bym was przeklął. Cała bieda, że waszą chorobą zatruwacie mój świat i choć nie mam na to najmniejszej ochoty moje (po kantowsku rozumiane) poczucie obowiązku, każe mi polemizować z wami i was nawracać.
Dobra, wymiękłem przy zbrodniczych ideologiach. Przestanę zatruwać Twój
świat, gdzie wszystko jest oczywiste, a natura ludzka jest inna. I ogólnie
zgadzam się, że Bękarty Wojny są do dupy, bo nie są kolejnym wiekopomnym i
jakże odkrywczym dziełem pt. "wojna jest zła". Teraz możesz krzewić swoją
intergalaktyczną, przedwieczną prawdę innym zagubionym owieczkom. Proponuję
forum Harry'ego Pottera.
Ignaś znowu myli pojęcia i dziedziny. 2 + 2 = 4 to aksjomat matematyczny. Na poziomie fizyki kwantowej jest już, niestety, nieaktualny.
Aksjomat to podstawa dziedziny, za pomocą której chcemy opisać jakąś część świata, bądź więc łaskaw doprecyzować, czy chodzi Ci o matematykę, etykę, czy może w ogóle o nic Ci nie chodzi?
Jeśli rozprawiasz o etyce, estetyce itp., to może raczej nie używaj sformułowania "obiektywne", bo nie bardzo wiemy dla kogo obiektywne. Jeśli już, to "intersubiektywnie sprawdzalne", ale nie musimy być tacy zasadniczy.
Nie łatwiej uzasadnić coś po prostu zdroworozsądkowo i przez odwołanie do innych kontekstów, doświadczeń?... Tylko błagam, niech to nie będzie znowu Hitler albo Stalin, bo znowu będę Ci musiał przypomnieć, że przekraczasz pewne granice.
Właśnie nikt nie zakłada istnienia obiektywnej prawdy, bo nikt jej nie zna, choć takowa gdzieś tam istnieje.
Każda twoja wypowiedź jest jedynie subiektywna. Obiektywizm oczywiście istnieje, próbujemy się do niego zbliżyć, ale nikomu się to nie uda.
Dziś 2x2=4 bo na tak wynika z naszych pomiarów, ale to tylko umowność, teza, natomiast za X lat gdy naukowcy będą dysponować super sprzętem każda taka dzisiejsza prawda może zostać obalona.
Tak więc jest to złe porównanie Ignatio.
Jesteś przyjąć do wiadomości, że w latach w których tworzył Mozart, jego muzyka była uważana za absolutny KICZ, natomiast dziś jest uważany za najlepszego kompozytora w historii.
To samo było z muzyką rockową, gdy była alternatywą dla jazzu. Dziś podobna sytuacja jest w odniesieniu do tego co lepsze rock, czy nowoczesne techno... za kilkadziesiąt lat pewnie i techno będzie w takiej sytuacji, z tym, że wówczas już nie będzie w roli gówna tylko w roli klasyki...
Wszystko jest względne, jak mówił Einstein, wszystko....
Do sztuki szczególnie daleko reżyserom których wymieniłeś powyżej.
Nawet w szkole filmowej uczą, że sztuka polega na jak największej dominacji formy nad treścią, a to Tarantino i Leone z reżyserów, których wymieniłeś, dla których treść to 30 procent a jakieś 70 to czysta forma.
Sztuką mogę nazwać Katedrę "Bagińskiego", "Psa ANDALUZYJSKIEGO", czy nawet "Kill Bill", ale nie mógłbym nazwać sztuką, w których dominuje treść, ponieważ jest to niezgodne z tym jakie jest tego pojęcie.
Stąd - taki oto przykład
"Dobry, zły i brzydki" = sztuka
"Dyliżans", "Rio Bravo",.... = rzemiosło, jeśli nie kicz
"Matrix", "Blade Runner", "Space Odyssey" = sztuka
"Terminator" = rzemiosło, kicz
"Bękarty Wojny" = sztuka
"Parszywa 12" = rzemiosło
"Pulp Fiction" = sztuka
"Ojciec Chrzestny" = rzemiosło
"El Mariachi" = sztuka
"Desperado" = rzemiosło
itd. lecąc kryteriami o wyższości formy nad treścią, jak to uczą w szkole filmowej
jednak z formą również nie należy przesadzać,
przykładem jest tzw. teatr Kantora ;p
"Bękarty Wojny" = sztuka
"Parszywa 12" = rzemiosło
No, nie, Mosquito, teraz to już grubo przegiąłeś.
Nie pojmuję twojego kryterium ocen, pewnie nie ja jeden.
"Parszywa dwunastka" nie może stac niżej od twoich ukochanych "Bękartów
wojny" z jednego powodu. Gdyby nie film Aldricha, film Tarantino nigdy by nie powstał. W jaki sposób epigon może stac wyżej od twórcy z którego czerpie kształt swojej twórczości???
Przy okazji zdałem sobie sprawę z jakiego filmu Tarantino zerżnął prolog "Bękartów". Nie, nie tylko z "Dawno temu na dzikim zachodzie", głównie z "Za garśc dolarów". Chodzi o równie "sympatyczny" dialog, który nieoczekiwanie nabiera w końcówce dramtyzmu.
Już samo to, stawia Tarantino o klasę niżej od Sergio Leone.
O twoim zestawieniu "Ojciec Chrzestny"/ "Pulp Fiction" nie będę już za bardzo się wypowiadał bo to w ogóle woła do nieba o pomstę.
Coppola w tym filmie stworzył obowiązujący do dziś wzorzec filmu gangsterskiego i trzeba byc doprawdy ślepcem, żeby nie byc tego świadomym.
Taranino w równie świetnym "Pulp Fiction" posklejał z różnych filmowych skrawków jedną całośc ale fakt ów w żadnym razie nie czyni go artystą lepszym od Coppoli! Przeciwnie, Coppola stworzył swój film bez oglądania się za siebie. Tarantino bazuje wyłącznie na tym co już było.
Gdyby nie "Parszywa dwunastka", "The Godfather" i wiele innych przykładów klasyki kina, Taratnino byłby nikim. Paradoksalnie, na tym właśnie polega jego wielkośc i małośc zarazem.
Niczego nie przegiąłem
Nie twierdze, że filmy takie jak Ojciec Chrzestny, czy Parszywa 12 nie są arcydziełami w swoim gatunku, bo one są arcydziełami w gatunkach jakie reprezentują,
ALE NIE SĄ SZTUKĄ, TYLKO RZEMIOSŁEM! ponieważ brak tam piętna twórcy, reżysera. Sztuką jest tylko taki film, który jest nakręcony pod dyktando danego reżysera i nawet jeśli nie podoba się on większości ludzi to nic im do tego.
Rzemieślnik robi rzeczy użyteczne, rzeczy dla widza, dla swoich fanów.
Artysta ma gdzieś jakichkolwiek fanów, sztuka nie jest dla ludzi, tak jak rzemiosło, sztuka jest wizją danego artysty.
Coppola w Ojcu Chrzestnym skupia się nad tym aby jego film był użyteczny i się podobał, artyści tak nie robią, ten kto nie pluje na swoich fanów nie jest artystą.
Już prędzej Tarantino tworzy sztukę, ponieważ ma gdzieś ludzi takich jak ty.
Ty chciałbyś żeby Quentin zrobił poważny film, a on ma to w dupie bo jest artystą, a sztuka i tak się obroni.
Jestem pewny, że Coppola by się za krytykę obraził, ponieważ to tylko rzemieślnik, któremu zależy by filmy były odbierane jako dzieła dopracowane w szczegółach.
Powiem ci co by zrobił Tarantino. Gdybyś krytykował jego filmy, po prostu by cię wyśmiał.
On robi swoje własne, autorskie kino i chuj wszystkim do tego, tak by powiedział, jak na pokazie Kill Bill gdy część gwizdała powiedział nie podoba się to wypierdalać, krótka piłka, on ma w dupie to, że ci się nie podoba, bo on robi to co mu się podoba, sam się bawi kinem.
I tego dotyczył mój post.
Poza tym, Tarantino pisze swoje scenariusze sam, wiadomo że inspiruje się filmami klasy B, ale jego scenariusze są oryginalne.
To stawia go wyżej od takiego Coppoli, który potrafi jedynie dobrze zekranizować kolejną książkę. I kto jest bardziej odtwórczy?
Taki film jak Ojciec Chrzestny, nawet w połowie nie dorównuje książce i nie jest czymś twórczym, nic nie wnosi, jest jedynie adaptacją książki, którą została wcześniej wymyślona i napisana, a Coppola jedynie ją zerżnął na scenariusz, bo to taki lekturowy reżyser, ekranizator książek.
I on nie stworzył wzorca filmu gangsterskiego, ponieważ skopiował wszystko z książki, a tak może każdy.
Poza tym schemat filmów gangsterskich powstał jeszcze w latach 40stych i to filmy z Humphreyem Bogartem są ikoną kina gangstersko-kryminalnego.
W Polsce również mamy takich specjalistów jak Wajda, czy Hoffman, którzy zamiast napisać własny scenariusz przypisują sobie schematy wymyślone przez Sienkiewicza, Reymonta itp.