Każdy film ma zalety i wady - jak wszystko! Jednak nie rozumiem szumu wokół tego filmu. Najlepsza rola Hugh Granta! Jeśli faktycznie tak by było, to w życiu nie ośmieliłabym się go porównać do innego znakomitego angielskiego aktora Seana Connery'ego.
Hugh się chowa! Moim zdaniem wcale nie odszedł od swojego typowego wizerunku. W dalszym ciągu jest wielkim podrywaczem, któremu żadna się nie oprze! W dodatku filmowy Will do złudzenia przypomina (szczególnie z charakteru) Daniela z "Dziennika Bridget Jones"! Trzeba jednak dodać, że nie robi w tym filmie aż tylu idiotycznych min.
Gra chłopca-prześladowcy Willa jest całkiem przyjemna. Od razu współczujemy i lubimy dziecko z problemami, które jest mądrzejsze od dorosłego faceta bez problemów. Ogólnie film wydaje się krótki i ma się ochotę zostać jeszcze w kinie i obejrzeć dalsze losy bohaterów.
Zachwyca też dowcip. Całkiem udany, zważywszy na mit o angielskim dowcipie. Od dawna nie byłam na filmie gdzie całe kino się śmieje. I to nie tylko raz! Nie ma też momentu, w którym można by pomyśleć o śniadaniu czy kolacji. A to już duży plus.
Ogólnie film jest dobry, co prawda wnioski, które nasuwają się po jego obejrzeniu są już każdemu (chyba) znane. Bo czy jest osoba, która nigdy nie była choć przez chwilę samotna? Miło jest jednak usłyszeć, że w dobie komputerów gdzie wolimy rozmawiać na czatach i e-mailować ktoś chce jeszcze przypomnieć, że do pełni szczęścia potrzebna jest przede wszystkim druga osoba, a może jeszcze jedna "tak na wszelki wypadek".