Nawet duet znakomitych aktorów Nicolson - Freeman nie byl w stanie uratowac tego dzielka. Produkcja to o tyle slaba ze do bolu wtorna i przwidywalna - zarowno w kwestii nastepujacych po sobie wydarzen jak i wyglaszanych przez pare glownych bohaterow, glebokich niczym dzieciecy brodzik, przemyslen. Po oczach bije typowy dla calej chmary przecietnych przedstawicieli gatunku schemat rysu charakterologicznego glownych postaci. Zgorzknialy, twardo stapajacy po ziemi, majacy wszystko i wszystkich w dupie, samotny milioner (Nicolson) vs. otwarty na ludzi i ich problemy, kochajacy maz, ojciec i dziadek, ocierajacy sie o genialnosc przedstawiciel klasy robotniczej (Freeman). Nie musze chyba dodawac ktory z nich jest w tym zwiazku nauczycielem zycia a ktory biernym (acz zdumiewajaco pojetnym jak na swoj wiek) uczniem. Panowie wyruszaja w swa ostatnia podroz w poszukiwaniu sensu istnienia ale wnioskow, do ktorych dochodza z powodzeniem moznaby szukac w nadchodzacym wydaniu "Pani domu". Film to w znacznie wiekszym stopniu zlepek luzno powiazanych ze soba scen niz przemyslana i przejmujaca historia. Humoru tu rowniez ze swieca szukac, co dziwi tymbardziej, ze Nicolson do tej pory switnie sprawdzal sie w roli zgryzliwego tetryka. Jedynym plusem filmu jest to ze trwa 'jedyne' 90 minut. 4/10
Początek Twojej wypowiedzi był sensowny, argumenty "przeciw" także. To, że Twoja opinia o tym filmie różni się od mojej nie przeszkadza mi, bo każdy ma swój gust. Ale końcówka tego postu niestety wydaje mi się bardzo niesprawiedliwa. Pozwolę sobie zacytować:
"(...)ale wnioskow, do ktorych dochodza z powodzeniem moznaby szukac w nadchodzacym wydaniu "Pani domu". Film to w znacznie wiekszym stopniu zlepek luzno powiazanych ze soba scen niz przemyslana i przejmujaca historia. Humoru tu rowniez ze swieca szukac, co dziwi tymbardziej, ze Nicolson do tej pory switnie sprawdzal sie w roli zgryzliwego tetryka. Jedynym plusem filmu jest to ze trwa 'jedyne' 90 minut. 4/10 ".
OK, wnioski do których dochodzą bohaterowie są banalne, ale z pewnością nie na poziomie "Pani Domu". To, że film jest zlepkiem niepowiązanych ze sobą scen absolutnie neguje, gdyż jest to absurd. Przykładem takiego "zlepionego" dzieła jest np. "Jackass The Movie" i (choć to nie film, a seria telewizyjna) "Latający Cyrk Monty Pythona".
Piszesz także, że w filmie nie było humoru. Humor można tu znaleźć, ale nie jest to humor dla każdego. Ja go znalazłem, choć faktycznie nie jest to mój rodzaj.
Twoj zarzut jest nietrafiony. Napisalem ze sceny sa luzno powiazane, przez film co wydaje sie byc niespojny i w konsekwencji malo przejmujacy. Nie twierdze ze nie ma tutaj absolutnie zadnego powiazania przyczynowo-skutkowego. Ogladajac film mozna jednak odniesc wrazenie ze wydarzenia jakie po sobie nastepuja sa calkowicie nieistotne w kontekscie wyglaszancyh przez bohaterow 'zlotych' mysli. Moznaby to jakos przelknac gdyby mysli te nie byly wtorne i banalne. Odnosnie do humoru oczywiscie jest to kwestia absolutnie subiektywna. Bycmoze kogos 'Bucket list' smieszy, ja nie zasmialem sie ani razu :/
To zależy od człowieka.Mi też jakoś film niezbyt przypadł do gustu co nie znaczy,że był aż tak beznadziejny.Obsada jest niezła,fabuła inna niż wszystkie a więc zachęcająca.Nie będę ukrywać,że poszłam na ten film z nadzieją,że ten duet nie moze źle wypaść na ekranie.Przeliczyłam sie.Film rzeczywiście ambitny ale żeby aż tak fascynujący?Występuje tu specyficzne poczucie humoru.Ja również rzadko sie śmiałam.A co do filmu to każdy moze mieć własne zdanie :)
Szanuje po części Twoje zdanie, szczególnie dla tego, że jak oglądam jakiś wzruszający film to nie potrafię odłączyć się do końca od wszelakich uczuć i patrzeć na film pod kątem tego jak jest zrobiony od strony technicznej. Jednak nawet jeśli Bucket List byłby słaby pod tym względem to jakoś bym to wychwycił i był w pewnym sensie nie do końca usatysfakcjonowany po obejrzeniu całości. W kwestii humoru powiem tyle, że do mnie akurat trafił i faktycznie uśmiałem się nie raz. Przyczepię się także to tego, że Twoim zdaniem "Nawet duet znakomitych aktorów [...] nie był w stanie uratować tego dziełka". Uważam, że gra aktorska była na wysokim poziomie. Zarówno Freeman jak i Nicholson świetnie wczuli się w swoje role, chociaż mnie mimo wszystko bardziej przekonywał Jack. I ostatnia kwestia, to że nazwanie filmu "dziełkiem" to trochę zbyt prymitywne i nie potrzebnie prowokuje czytelnika.
Pozdrawiam!