PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=211364}
7,7 43 445
ocen
7,7 10 1 43445
6,6 16
ocen krytyków
Control
powrót do forum filmu Control

Czekałem na ten film. Długo. Od pierwszej chwili, kiedy dowiedziałem się, że powstanie. Może jeszcze nie wtedy, kiedy przeczytałem książkę Deborah Curtis. Widać słowa mi wystarczały. Ale przez ostatni rok już bardzo chciałem zobaczyć „Control”. Zobaczyć, posłuchać, porównać z wyobrażeniami, przypomnieć sobie, poczuć na nowo. I muszę powiedzieć, że w moim przypadku nie może nawet być nawet mowy o jakimkolwiek odcieniu niezadowolenia. Teraz, kilka dni po seansie, nic się nie zmieniło – nadal jestem pod wrażeniem i nadal czarno-białe obrazy kołaczą mi się pod czaszką, dopominając o rekonstrukcję. Tworzę ją na własne potrzeby.
Mogę dołączyć do tłumu entuzjastów chwalących przede wszystkim perfekcyjne, kontrastowe zdjęcia (to nie zaskakuje), wybitną kreację ... ... (wydaje się, że na czas realizacji filmu po prostu Curtisem został, a nie go zagrał), doskonałą muzykę (bez zbędnych komentarzy). Ale jest też w obrazie Corbijna mnóstwo smaku i smaczków, fantastycznych obserwacji środowiskowych i kulturowych, jest prawda o banalnym życiu zwyczajnych ludzi i o cenie bycia rozpoznawalnym. No i jest oczywiście i przede wszystkim fabularne studium Iana Curtisa, dla wielu ludzi jednej z największych legend kultury alternatywnej. Inna rzecz, że to co nam wydaje się alternatywą w Polsce, w Anglii być nią nie musiało i nie musi. Najważniejsze i tak, aby robić swoje.
Czy z tego filmu wyłania się obraz gwiazdy? Bynajmniej. Ian to człowiek zwykły, co nie znaczy – zwyczajny, w tym sensie w jakim ten pierwszy wyraz to fakt, a drugi – uszczypliwość. Ian był poetą, muzykiem, twórcą, ale problemy i rozterki miał ot po prostu – ludzkie. Za wcześnie się ożenił, miał za mało pieniędzy, był schorowany, rozdarty, niekonsekwentny... Ot ludzki – po prostu. Film jest w pewien sposób demitologizujący (szczególnie, że oparty przede wszystkim na wspomnieniach Deborah Curtis, która tu wykreowana jest na postać mniej skomplikowaną, żeby nie powiedzieć - mieszczańską, ale silniejszą od męża), ale jednocześnie bardzo przychylny swojemu głównemu bohaterowi. Rzadka sztuka – wyraźnie lubiąc postać, o której się opowiada, nakreślić portret krytyczny, a przy tym względnie obiektywny. Hagiografie dziś nieco mnie męczą i przede wszystkim rozczarowują. Być może potrzebowałem ich w okresie dojrzewania, bo potrzebowałem w ogóle pozytywnych bohaterów do wyznaczenia właściwego kierunku. Dziś chcę już tylko sprawdzić, czy intuicja mnie nie zawiodła, czy „kandydat nie zawiódł”.
Po latach widzę, że nie. Co zdecydowało? Odpowiedź jest stosunkowo prosta. Nie słabości oczywiście, ale największa siła i zaleta – wrażliwa osobowość. Wsparta talentem poetyckim oraz umiejętnością niebanalnej, przejmującej wokalizy, wreszcie zestawiona z osobowościami i umiejętnościami pozostałych członków Joy Division dała ten niesamowity, nieprzemijający efekt. Muzykę, która porusza mnie do dziś niemal z tym samym natężeniem, co w latach mniej rozważnej młodości i która wciąż najlepiej brzmi w samotności. Doskonały, ważny film, z wyjątkowo, jak dla mnie, przejmującym, odważnym finałowym kadrem. Byłoby szkoda, gdyby orientujący się w temacie tego nie zobaczyli. Ale wybór należy do Was...
PS: Wracałem autobusem. Obok mnie siedział młody człowiek. W czasie podróży przez cały czas dzierzył w dłoniach dwie komórki. Z jednej wysyłał smsy. Z drugiej dochodziła, głośno bucząc, muzyka dyskotekowa. Nie miałem nad tą sytuacją najmniejszej kontroli.

J__van_den_V_

ja właśnie wróciłam z kina.. a że musiałam jechać do sąsiedniego miasta i jak na ironię zapodziałam
samochodowe radio moja komórka służyła mi za odtwarzacz i bardzo pzyjemnie się jechało po tej ciemnej
wersji świata, gdy słońce już dawno zaszło..

mam sporo żalu do Curtisa; o ile przed filmem próbowałam go zrozumieć, usprawiedliwić, był dla mnie
nieskalanym, martwym już bohaterem, wokół którego krążyły same legendy, aura tajemniczości, którą
podsycał fakt, że wszystko musiałam sobie wyobrażać: jego rodzinę, karierę, romans;
film unaocznił mi to, nad czym do tej pory jedynie rozważałam i niestety zobaczyłam przede wszytskim
człowieka, a nie już mit (pomijając to, czy Riley doskonale odegrał swoją rolę czy nie);
zobaczyłam człowieka, który był nieuczciwy, niezdecdowany i ani razu nie zobaczyłam, by był
odpowiedzialny;
pomyślałam sobie, że w gruncie rzeczy Ian był więźniem własnych wyborów i decyzji: domku w tak
nielubianym Macclesfield, pieluch, butelek z mlekiem, średnio atrakcyjnej kobiety, świata pełnego wymogów,
choroby, z którą chyba tak naprawdę nie chciał walczyć.. i pomyślałam, że ten film nie tłumaczy mi dlaczego
zdecydował się na śmierć.. tak naprawdę zaczął żyć za szybko i podjął się rzeczy nie na swój wiek, ale czy to
wystarczyło?

ostatnia scena odczytana została myślę właściwie

i miałam wrażenie, że po tym niebie zaczną się zaraz przechadzać postacie z video do Atmosphere :)

co do samego filmu: dla mnie rewelacyjna była przede wszystkim Samatha Morton i Toby Kebbell w roli Roba
Grettona

sloncek

ach przepraszam za literówki, to wynik pośpiechu w zbieraniu myśli i walki z kotem klawiszowcem ;)

ocenił(a) film na 10
sloncek

<<Prawdziwy artysta znajduje się w połowie drogi między swymi wyobrażeniami i czynami. To ten, który „jest zdolny do”. Mógłby być tym, którego opisuje, przeżyć to, co opisuje. Sam czyn ograniczyłby go – byłby tym, który dokonał.>>
A.Camus



Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones