Pamiętam pierwsze filmy o X-Menach, pamiętam pierwszy film o Fantastycznej Czwórce (Chris Evans jako Człowiek-Pochodnia - kto to pamięta?). To były dobre czasy.
Potem wytwórnie zaczęły trzepać kasę na starej sławie i poziom filmów spadał na łeb na szyję. Nowi X-Meni to gówno, uniwersum Avengersowe też tak pomieszane do porzygu, wszystko co nowe - to robione na siłę, by jeszcze trochę kasy wycisnąć. No i ostatnie filmy Disney'a to jakaś pomyłka, Walt się w hibernacji przewraca.
Z duszą na ramieniu szłam do kina, bo ostatnich filmów np. o Avengersach nie widziałam na wielkim ekranie, a parę lat później w domowym zaciszu. No i jak to: Logan żyje? Jego ostatni film był idealny, dlaczego będzie żył, jak to wykombinują, patałachy disneyowskie?
I wiecie co?
Zrobili to świetnie. Z Loganem, z wieloma dawnymi, zapomnianymi już superbohaterami. Kto pamięta pierwsze filmy (wraz ze wspomnianą pierwszą Fantastyczną Czwórką), ten niejednokrotnie się miło zaskoczył. Fajnie było zobaczyć na ekranie Electrę, Blade'a, Człowieka-Pochodnię, Pyro, Juggernauta, Sabretooth'a, Azazela itp, itd. I to właśnie grających ich tych dawnych aktorów!
Ba! Nie wrzucili ich w byle jakie zapchaj-dziury-cameo - ich pojawienie się w filmie miało sens, wszystko ładnie ze sobą się spajało. No, kurczę, było naprawdę bardzo dobrze!
No i wreszcie Channing Tatum się doczekał swojej roli Gambita. Myślałam, że totalnie o nim zapomnieli po tylu latach oczekiwań na samodzielny film.
Wszystko to, plus humor deadpoolowy i naprawdę fajny duet Jackman-Reynolds dało świetną produkcję. (ach! I powrót pewnej postaci z filmu "Logan" - świetnie było ją znowu zobaczyć w akcji)
Czyżby więc nastąpił powrót dobrych filmów o marvelowskich superbohaterach? Oby!
Disney! Nie spieprz tego!