PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=361622}
4,9 78 tys. ocen
4,9 10 1 78405
3,0 17 krytyków
Dlaczego nie!
powrót do forum filmu Dlaczego nie!

Strasznie słaby film

użytkownik usunięty

A miałem nadzieję, że będzie lepszy niż "Tylko mnie kochaj". Wydawało mi się, że nie powinno być inaczej, kiedy nie będzie irytującej Julii Wróblewskiej, dramatycznej Agnieszki Grochowskiej, a Zakościelny spadnie na drugi plan. No i pamiętałem, że to Zatorski jest reżyserem "Nigdy w życiu!". Niestety, film ten jest totalną porażką. Powody:
1. Brak jakiejkolwiek fabuły. Scenariusz autorstwa Aliny Puchały/Jana Kwiatkowskiego/Ryszarda Zatorskiego/kogoś nie mającego pojęcia o zawiązywaniu fabuły (niepotrzebne skreślić) był zbitkiem w założeniu zabawnych, a ostatecznie nudnych scen. Najgorszą ich wadą był totalny brak realizmu. Przykład: Gosia siedzi sobie w biurze prezesa i popija jego whisky, wchodzą tam kolejni pracownicy firmy i oczywiście nikt nie wpadnie na to, żeby zadać sakramentalne pytanie "co pani tu robi?", doprowadzając do tego, że biedna dziewczynka (bo Gosia nie zachowuje się jak kobieta) upija się aż dwiema szklankami whisky. Też cały wątek nad jeziorem raził sztucznością. Poza tym już w pewnym momencie nie wiedziałem, czy oni kręcą tę reklamówkę po drugiej stronie jeziora, że Zakościelny tam dopłynął, czy co? Jednak najgorsza z najgorszych była scena, kiedy Zakościelny szuka Cieślak w wodzie, a ona mu ucieka. Żenada!
2. Konstrukcja postaci. Gosia zachowuje się jak 12latka. Naiwność w jej wykonaniu osiąga szczyty. Budzi się skacowana w aucie Zakościelnego. Chce wysiąść i idzie z powrotem (Zakościelny mówi "Do najbliższej wioski jest 10 km", tymczasem ona idzie, idzie, idzie i... dojść nie może), aż w końcu Johnny wraca po nią. Oczywiście, ona dopiero dziś go poznała, ale z braku laku wsiada. My na szczęście wiemy, że to komedia romantyczna, no ale ona nie, więc dziwne, że nawet nie przejdzie jej przez myśl, że to jakiś świr, zboczeniec, gwałciciel. Gdy dowiaduje się, że Zakościelny jest prezesem, jest obrażona i daje mu do zrozumienia, że nie chce mieć z nim nic wspólnego, po czym płacze, że on zadzwoni do niej dopiero na święta z życzeniami. Kiedy dzwoni jutro, odsyła go z kwitkiem i idzie starać się o powrót do pracy w kateringu. Kiedy przystawia się tam do niej były chłopak, jak spod ziemi zjawia się Zakościelny i wrzuca go najpierw na motocykle, a potem w jakąś białą maź i wtedy Gosia jest już jego. Ble! Bohater Zakościelnego - przystojny prezes wziętej agencji reklamowej - ma problem z poderwaniem dziewczyny. No i stać go na miejsce nad jeziorem, ale lekcje tańca to już za dużo. Drapieżna Renata, która kradnie cudze pomysły, jest bardzo przebiegła i chytra, ale daje się zdemaskować bufetowej Jabłczyńskiej (minus dla Kożuchowskiej za sztywną sambę). Sama Jabłczyńska gra tu jakby była Martą Hoffer z "Na Wspólnej". W ogóle przyjaźń tych dwóch dziewczyn (Jabłczyńskiej i Cieślak) też jest tu mocno naciągana. Pamiętajmy, że znają się od 2 dni, a Jabłczyńska już jest gotowa wylecieć za nią z pracy, zadzierając z Renatą Kożuchowskiej, po czym idzie do Gosi, ale ta nie chce jej otworzyć drzwi. Brawo, zuch dziewczyna! itp, itd
3. Warszawa znowu jest tu miejscem na miarę Kalifornii.
4. Hołowczyc jest anonimowy.
5. Znowu zero śmiechu i przeładowanie tanim romantyzmem.
Ogólnie 2/10. 2, a nie 1, bo dobrze spisali się Tomasz Kot i Antoni Pawlicki.

użytkownik usunięty

Aha i jeszcze zapomniałem dodać o oprawie dźwiękowej. Ogólnie ładne piosenki, ale do akcji pasują jak kotu kokarda. Najlepszy przykład: wspomniana wyżej żenująca scena, jak w jeziorze Cieślak ucieka Zakościelnemu. W założeniu wesoła i sympatyczna zabawa, a tymczasem co słyszymy - prawie żałobne "My Road" Blue Cafe. Brawo, panie Kozyra, brawo!
P.s.
O jeziorze, w którym całowali się na koniec główni bohaterowie, nie muszę pisać, bo pewnie wszystko już tu napisano na ten temat.