Wczoraj wieczorem trafiłam do kina na bardzo reklamowaną nową polską komedię romantyczną.
Film jest hm... infantylny do którejś tam potęgi! Nie liczyłam na ambitne kino, jednak to, co zobaczyłam to lekka przesada. Opowiem Wam kochani ten film w kilku zdaniach, ok?
Pewna gąska (Cieślak) wyjeżdza ze swojej wioski do stolicy w poszukiwaniu wykształcenia, swietnej pracy i księcia z bajki. Wychodzi w tym celu na prawie nieuczęszczaną przez nikogo drogę i.. AKURAT jedzie nią Hołowczyc nowiutkim czerwonym kabrioletem BMW i proponuje podwiezienie! Potem dziewczynka dostaje sie na studia, konczy je i pewnego razu spada jej na glowę (DOSŁOWNIE!!!) super przystojniak i jednoczescie prezes firmy, do której ta pragnęła się dostać, w osobie Zakościelnego. Potem mnóstwo równie mocno naciąganych zbiegów okoliczności, uniesienia i upadki. Wreszcie gąska rozczarowana tym, że "życie to nie je bajka" postanawia wrócić na wioskę. I nagle, o dziwo, bo Warszawa przecież to taka mała mieścina, akurat znowu przejeżdża Hołowczyc i zawozi ją do bezpiecznego domku! Ale to nie koniec! Final nie jest zaskakujący-książe odnajduje gąskę na wsi!:)
W trakcie filmu cisnęło mi się na usta stwierdzenie, że przygody Bonda są jednak dużo bardziej prawdopodobne..:)
Poza tym, wybaczcie ale teksty GĄSKI doprowadzały mnie czasem o GĘSIĄ skórkę-taka scenka:
Siedzi filmowa parka w samochodzie, na zewnątrz burza. Nagle w oddali grzmot, a gąska z przerażeniem i powagą w oczach: "OJEJ, MYŚLISZ, ŻE TO KONIEC ŚWIATA?"
To chyba nie potrzebuje dodatkowego komentarza, prawda...:)
Ale film nie jest pozbawiony plusów!!! Dla Pań jest to zdecydowanie Maciek Zakościelny, a dla Panów Małgosia Kożuchowska i Ania Przybylska (bo jakoś ta Cieślak to mi tam nie pasowała...)