Film bardzo mi się podobał mimo, że w wielu punktach odbiegał od fabuły książki co wcale nie wpływało na jego niekorzyść. Widać w nim było pewne zmiany, np. rozmowa Lizzy z Fitzwilliamem odbywała się w kościele, a z Darcym (wyznanie miłości) w deszczu co dodało uroku tym scenom. Książkę przeczytałam tuż przed obejrzeniem filmu, także jestem z tematem na świeżo. Wydaje mi się , że w filmie było dużo więcej humoru niż w książce. Jedna z zabawniejszych scen filmu: Lokaj Bingley'a wchodzi do salonu i oznajmia przybycie gości:„pani Bennet, panna Bennet, panna Bennet i panna Bennet”.Tego nie było w książce, a było bardzo zabawne.
Znakomite kreacje aktorskie:
-Elizabeth - Kiera Knightly po raz kolejny pokazała klasę, zmieniła Lizzy, dzięki czemu ta postać stała się bardziej wyrazista i widoczna, uczyniła z niej główną bohaterkę filmu, która przyćmiła inne postacie. Pierwsza kolacja z Collinsem, kłótnia z Darcym w strugach deszczu to moim zdaniem jej popisowe sceny.
-Pan Darcy – właśnie tak wyobrażałam sobie go wyobrażałam, dumny, wyniosły, poważny wyraz twarzy przerywany rzadko delikatnym uśmiechem, i te łzy w oczach kiedy Lizzy go odrzuciła, cudowne.Nie rozumię, dlaczego tak bardzo nie podoba się forumowiczom,
-rewelacyjne kreacje Państwa Bennet
-no i grzechem było by nie wspomnieć pastora Collinsa- świetny zwłaszcza w scenie, w której przedstawia się Darcy'emu, puka go w ramie, a ten nie zwraca na niego uwagi - taki malutki, zabawny.
Z mojego komentarza może wynikać, że film podobał mi się bardziej niż książka. Myślę, że nie powinno dokonywać się takich porównań. Czytanie książki zawsze wymaga więcej wysiłku niż oglądanie filmów, dlatego większość osób rezygnuje z tej opcji. Urok książki polega na jej języku, opisach wydarzeń, środowiska i przyrody, dlatego dzieło Jane Austen jest jedną wybitniejszych pozycji w literaturze światowej i dla mnie taką pozostanie. Żaden film nie odda w pełni jej uroku, aczkolwiek muszę przyznać, że adaptacja bardzo udana i brdzo przyjemna dla oka.
"Wydaje mi się , że w filmie było dużo więcej humoru niż w książce."
Z tym się zgodzę, humoru było więcej, ale jakiego? Humor w książkach Jane Austin jest subtelny i nie każdy będzie się z niego śmiał. Te sceny, o których piszesz były zabawne, ale nie na miarę Jane Austin, ale na miarę amerykańskich filmów i seriali komediowych, czyli humor nie najwyższych lotów...
Kazdy ma inne poczucie humoru, mnie bawia takie sceny, Ciebie inne. Oczywiście te, ktore opisałam powyzej to jedne z licznych, ktore mi sie podobały. "Na miarę amerykańskich filmów i seriali komediowych" - coż to oznacza? Jaki twoim zdaniem jest amerykański humor? Mi to raczej przypominalo humor angielski, anglicy potrafią smiac sie ze swoich narodowych przywar i tak jest i w tym wypadku. W połączeniu z angielskim akcentem wypada bardzo dobrze. Nie widzę tu nic z amerykańskiego humoru. Rozmowy bohaterów są nasycone ironią, ich zachowanie ujawnia cechy społeczeństwa poczatków XIX w, kiedy sprawą nadrzędną było utrzymanie w miare wysokiego statusu i uznania otoczenia. Ekranizacja ksiązki Austen uwypukliła jeszcze bardziej te cechy.
Jestem wielką fanka Jane Austen, jej subtelnego humoru. Mysle, ze pod tym względem ten film nie zostaje daleko w tyle z książką, a nawet ją dościga. To jest ten sam typ humoru, humoru wg mnie angielskiego - nie "na miarę amerykańskich filmów i seriali komediowych".
Jeśli się mylę proszę uświadom mnie.
Co do tego, czy jest to humor angielski czy jak ja uważam amerykański nie będę dyskutować, bo po co? I tak Cię nie przekonam. To samo się tyczy tego, czy ich rozmowy były ironiczne, czy nie (ja wyczuwałam w nich ironię sztuczną, widziałam, że oni grają).
"Na miarę amerykańskich filmów i seriali komediowych" - coż to oznacza? Jaki twoim zdaniem jest amerykański humor?"
Oznacza to dla mnie tyle, że wiele scen kojarzyło mi się z serialami amerykańskimi, gdzie zabawne są nie tyle rozmowy, co scenki typu on do niego podszedł, ten go nie zauważył i haha, boki zrywać. To nie jest humor na miarę Austen, to humor pozbawiony klasy i właśnie tej subtelności.
To subiektywna opinia i nie wiem czy warto, żebyśmy dyskutowały, bo ja Cię nie przekonam, a Ty mnie tym bardziej.
Już Ci pisłam, że ta scena z Collinsem i Darcym jest tylko jedną ze scen, kótre mi przypadły do gustu, co nie oznacza, że jest najśmieszniejsza. Nie wyczuwałam też sztucznej ironii w grze bohaterów. Przywołam choćby dialogi Lizzy z lady Cathrine, czy pastorem Collinsem. Czy tam też nie wyczuwałaś ironi, albo była on sztuczna? Nie powiesz mi chyba, że to były sceny rodem z amerykańskich komedii?
Zgadzam się, dalsza dyskusja nie ma sensu. Jak tak bardzo bedę bronic humoru w tym filmie, jak Ty występowac przeciwko niemu. Jednak jest mi miło, że zabrałaś głos w tej sprawie.
Fakt, masz rację, film jest niezły :) Ale z tym humorem to faktycznie przesadziłaś... Mi by się bardziej podobał bez tych scen, były dość sztuczne... Ale rzeczywiście, była w filmie inna atmosfera niż w książce. Na pewno zrobiona bardziej pod współczesnego widza, bo porównaj wiek XIX z XXI, może również dlatego bardziej podobał ci się film, ale wiadomo, nie było by filmu bez pierwowzoru... Więcej nie radziłabym Ci porównywać filmów-książek na płaszczyźnie, które jest lepsze, co najwyżej można szukać różnic...
Napisłam przecież, że radziłabym unikać porównań książek do filmów i starałam się tego nie robić. To Akaterine niejako wymusiła na mnie porównanie humoru Austen z tegoroczną ekranizacją. Nadal nie rozumię tej nagonki, mnie te sceny śmieszyły i nie zauważylam w nich sztuczności, ale o gustach się nie rozmawia.
Ja chciałabym zapytać, i proszę, zastanówcie się dobrze: czy ja porównywałam KSIĄŻKĘ? Nie, ja porównywałam HUMOR. Między tym jest subtelna, aczkolwiek znacząca różnica...
No własnie o tym napisłam, porównujesz humor ksiązki z ekranizacja, a tego nie powinno sie robić. Ksiązka jest ksiązką, odbiera sie ją inaczej niz film. Cenię sobie humor Jane Austen i mysle, ze tworcy filmu też. Sposób w jaki oni przedstwiają bohaterów i ich perypetie jest w stylu Jane natomiast jak słusznie zauwazyła Diana-v jest nieco uwspółcześniony. Wydaje mi sie, że to co bawi nas w ksiązce nie zawsze mogłoby nas bawić w filmie zwłaszcza jesli oba dzieła powstały w ostepie 2 wieków. Jane Austen, jak sama stwierdzilaś ma humor subtelny, czy uważasz, że przeciątny widz byłby w stanie dostrzec jego walory w filmie? Podczas lektury "DiU" powracalam nieraz do tych samych wątków, aby zrozumiec ironie, która im towarzyszy. Nie ma na to czasu w kinie. Myslę, że ten sposób przedstawienia humoru wypadł na korzyść filmu. I to co ty nazywasz amerykańskim humorem z seriali (czy jakos tak) to tylko współczesna wersja angielskiego humoru Jane Austen.
W większosci się z tobą zgadzam. Tyle, ze nie wszystkie zmiany wyszły filmowi na dobre. Nie uważasz, że rozmowa Lizzie z Fitzwilliamem nie powinna odbywać sie w kościele? Nie swiadczy to najlepiej o jej dobrym wychowaniu.
No i nie potrafię zrozumieć dlaczego Lizzie biega boso po błotnistym podwórku, przecież nie sciagnęła tych butów specjalnie wchodzac na hustawkę. Ktoś pisał o nominacjach, akurat kostiumy mi się nie podobały szczególnie. Natomiast muzyka a przede wszystkim montaż (tak chyba się nazywa przejścia między scenami i sposób prowadzenia kamery) są wspaniałe i naprawdę robią wrazenie.
Natomiast scena kolacji o której piszesz też mnie rozwaliła. I jeszcze ten kopniak od Jane pod stołem. Jak dla mnie super, bardzo naturalnie zagrane. Nawet do Bingleya w końcu się przekonałam- scenka kiedy jes tak zapatrzony w Jane podczas przyjęcia u Lucasów, ze mylą mu się kroki jest rozbrajająca.