Dla mnie największą porażką jest i będzie postać panny Darcy.... scenarzysta stworzył w filmie alter ego literackiego pierwowzoru. To chyba aż nadto posunięta interpretacja.
Ja nadal się zastanawiam czy największą porażką jest kreacja Elizabeth czy Darcy'ego. O, a postać Charlotte Lucas też jest jakby wzięta z kosmosu. ;)
Charlotte dałoby się wytrzymać. Najcudowniejszą postacią jest jednak Darcy... albo może Elisabeth. W każdym razie oboje powinni wrócić do szkoły aktorskiej. Za to po Sutherlandzie spodziewałam się czegoś lepszego niż obdartego człowieczynę, raczej wyglądającego na żebraka niż szlachcica.
Dobra. Obejrzałam właśnie ponownie i pod względem postaci już mi się chyba nawet nie chce komentować. Pan Bennet jest zajęty sam sobą, nie ma więzi pomiędzy nim, a córkami, chyba że incydentalnie się do czegoś wtrąci. No a Darcy sprawia wrażeenie, jakby zakochał się w Lizzy od pierwszego wejrzenia.... No i scena w sklepie, kiedy to Lizzy bezczelnie, jak na owe czasy flirtuje z Wikhamem.... Gdzie jej skromność i powściągliwość?? ;p