Napaliłam się na ten film jak cholera. Zanim jednak go obejrzałam, przeczytałam książkę. Cóż, raz, że sama powieść nie była najwyższych lotów i wszystko kręciło się głównie wokół kasy, a Lizzy doznała olśnienia, iż nieźle było by być panią na włościach dopiero, gdy zobaczyła posiadłość Darcego. Dwa - książka skupiała się głównie na tym, jak być powinno i komu czego nie wolno, bo nie wypada. Przyjmijmy, że takie czasy... W książce jednak był przynajmniej przedstawiony tok myślenia bohaterów, opis panujących konwenansów, no i dało sie przez to przebrnąć. W filmie - nic poza krajobrazami. Choć Keirę bardzo lubię i jeszcze paru aktorów też nieźle zagrało, widoki były pięne... Ale nieścisłości scenariusza z książką akurat w najważniejszych momentach...? No i wyszło z tego romansidło jakich wiele. Można było zrobić ten film dużo lepiej. A tak kolejna mizerna adaptacja. Szkoda.
Myślę, że film inspirował się tylko książką Jane Austen, stąd te nieścisłości a reszta to fantazja reżysera - całkiem swobodna. Klimat filmu, aktorzy- wzajemnie się uzupełniali, tworząc wraz z przepiękną muzyką film, który zapada w pamięć (-szczególnie kobiecą!). Osobiście przyznam się, że byłam pod urokiem tego romansu i z przyjemnością obejrzałabym ten film jeszcze raz. Muzyka z fimu towarzyszy mi niemal codziennie (kupiłam płytę)- pozwala oderwać się od codzienności i zapomnieć o pędzie życia....Na pewno więc nie jest to romansidło jakich wiele....