Czytam forum FW od wielu lat i wreszcie zdecydowałem się zarejestrować. Jestem z rocznika 1980, więc parę lat życia za mną i z wojen w necie o mojszą rację zwyczajnie wyrosłem. Dlatego postanowiłem wrzucać jeden post per film - jako głos przedstawiciela „starszyzny” ;)
Green Book jest przyjemnym filmem. Oglądając go, ma się mocne skojarzenia z „Nietykalnymi”. Mamy tu podobnego rodzaju przyjaźń, przezwyciężającą uprzedzenia i przeciwności. Do tego jest to również film drogi - pewnie i dosłownej, i duchowej, którą przebywają obaj bohaterowie aby stać się (cliché) lepszymi ludźmi.
I chociaż duet Vigo & Mahershala gra fajnie, to wg mnie ich relacja jest pokazana płytko, dużo płyciej niż w Nietykalnych. W jakiś sposób ślizgamy się po powierzchni. W Nietykalnych było więcej okazji do uśmiechu, czyli teoretycznie więcej elementów komediowych, a mimo tego - rys dramatyczny było o wiele wyraźniejszy. Mahershala w roli dystyngowanego, dumnego muzyka z manierami 60-letniego brytyjskiego lorda wygląda aż nierealnie. I jak to zwykle bywa, temu odrealnieniu (i niewątpliwej inteligencji bohatera) przeciwstawiony jest prosty ochroniarz, który żyje „bardziej”, np. dlatego, że jada kurczaki ;)
Generalnie w filmie sporo jest klasycznych i łopatologicznych zestawień - typu policja z południa vs policja z północy, gdzie widz nie ma mieć cienia wątpliwości, kto jest dobry, a kto zły.
I oczywiście wiadomo, kto jest dobry - nie mam co do tego cienia wątpliwości. Ale ta dosłowność przekazu mi nieco pogarszała odbiór. Nieporównanie większe wrażenie dramatyczne w zakresie zobrazowania amerykańskiego rasizmu wywołał u mnie American History X i… Django.
Podsumowując - Green Book to fajny, pozytywny film drogi, poruszający ważki temat, ale tylko z lekka. Kilka ostatnich minut filmu jest absolutnie przewidywalne, chciałoby się rzecz - nie mogło skończyć się inaczej. I może trochę szkoda. Oczywiście nie sugeruję, że któryś z bohaterów miał umrzeć śmiercią dramatyczną - ale jakieś zaskoczenie mogłoby być. A go nie ma. How sweet ;)