Pod kątem rozrywkowym ten film sprawdza się całkiem dobrze. Ta mieszanina pomysłów jest nawet strawna, ładnie nakręcona. Ma też jakiś pomysł na siebie, chodź inspiracje Tarantino są tu, aż nazbyt widoczne. Na wielki plus sceny muzyczne, widać że włożono w nie serce, a sama muzyka nie jest tylko dodatkiem, a rdzeniem tej opowieści.
Dużym minusem jest dla mnie nieudolna próba wplecenia poważniejszych wątków i rozterek bohaterów w horror polany sosem z czarnej komedii i kina akcji. No może z wyjątkiem wątków rasowych, które podawane są bardzo dosadnie.
Pozostałe dramatyi i jakieś dylematy życiowe głównych postaci są miałkie i nijako przedstawione, rodem z sztampowych blockbusterów.
Bywało to dla męczące bowiem sceny horrowo- pastiszowe, z takim 'bad ass' zacięciem, poprzecinane są jakimiś koślawymi ckliwościami głównych bohaterów.
Momentami miałem też wrażenie, pewnej niechlujności, np. pierwszego i drugiego finału (a jest jeszcze trzeci)). Aczkolwiek tak gruba, ironiczna kreska być może była zamierzona i tak miało być...
Trudno też, nie odnieść się do twórczości Tarantino, który wyraźnie lepiej kreuje tego rodzaju kino i pieczołowicie dopieszcza poszczególne, długie sceny. Tutaj za bardzo tego nie ma, jest nieźle i to tyle. Tarantino zazwyczaj obchodzi się też bez nadmiernych ckliwości.
Pisząc ten post wydaje mi się, że ocena 7/10 jest trochę na wyrost, ale ostatecznie bawiłem się nieźle.