Film o:
• Bluesie (to właściwie bluesowy musical!), z rewelacyjną muzyką i jeszcze genialniejszym podwójnym soundtrackiem (zarówno tym z „piosenkami”, jak i tym z „linią melodyczną”). Od czasu Westworld nie miałem przyjemności słuchać niczego tak oryginalnego!
• Miłości do muzyki tak wielkiej, że potrafi się wybić zarówno poza zło i dobro. I – co zaskakujące – uzyskuje szacunek obu stron.
• Niewolnictwie i wyzwoleniu (i nie tylko Czarnych, ale też Azjatów, a nawet irlandzkich chłopów).
Także o dumie, podziałach i koegzystencji lawy, która – choć z wierzchu niby stała – aż buzuje
przeciwnościami. Kruche status quo, które w każdej chwili jednak może runąć ze zdwojoną mocą.
• Wielkim kryzysie w Stanach, społecznych podziałach, biedzie wypływającej z każdego kąta.
• Alu Caponie i murzyńskich cynglach mafii, którzy postanawiają otworzyć własny biznes.
• Klu-Klux-Klanie i zakłamaniu białych
• Amerykańskim, szeroko pojętym, folklorze – od irlandzkiego po mieszankę afrykańskich wierzeń i indiańskiej kultury z głęboką chrześcijańską wiarą oraz bardzo szerokiej symbolice, która z tym się wiąże.
Ze sceną, po której poczułem się, jakbym na moment przeniósł się do bronowickiej chaty pod Krakowem, już po zaproszeniu chochoła. Mając świadomość, że tak mogłaby ona wyglądać okiem przefiltrowanym przez multi-kulti. I proszę nie traktować tego jako płaskiego wokeizmu, lecz jako głębokie zrozumienie.
To zresztą scena, która (moim zdaniem) przejdzie do historii światowego kina – jako jedna z najbardziej symbolicznych i malowniczych scen o wampirach…
Jak to wszystko dało się razem połączyć, zmieszać w odpowiednich proporcjach – i to tak, że wysze-dłem z kina zachwycony, użarty przez wampira, zamiast w panice czuć parcie w kiszkach niczym po niestrawnym zakalcu?
Wielogatunkowy misz-masz.
Reszta tu: https://gkf.org.pl/files/Info_411.pdf