Teraz wróciłem i nie dałem rady obejrzeć nawet trzeciej części. Niestety, to jeden z pierwszych filmów, które Carpenterowi po prostu nie wyszły. Tragicznie nie jest, ale wkurza zachowanie kosmity. Niby uczy się co i jak, ale robi to przez większość filmu. Jeff Bridges wypada na dodatek wyjątkowo słabo. Wyróżnia się Charles Martin Smith. I żeby nie było - jest w tym filmie jedna godna zapamiętania scena - rozmowa postaci granych przez dwóch wyżej wymienionych.
Całość dopełniają słabiutkie efekty specjalne (aż dziw, że po "Coś" Carpenter nie pozwolił sobie na więcej i nie wymógł lepszych warunków) i zupełnie niepotrebny seks. Żenada najwyższej klasy.