nie podoba mi sie ten schemat
przybywa kosmita i przyjmuje postac czlowieka
za malo pieniedzy aby stworzyc jakiegos kosmite?
Ten schemat sam w sobie jest dobry, ale do tego filmu faktycznie mogliby zrobić jakiegoś obcego, chociażby poprzez "pomalowanie" aktora i żeby chociaż na końcu przybrał prawdziwą postać.
Zresztą podczas oglądania filmu w różnych momentach miałem wrażenie, że oszczędzali na budżecie.
ludziom sie wydaje ze obcy to małe zielone ludziki, a wcela nie musi tak byc moga miec postac taka jak i my, dlatego jak dla mnie schemat idealny i jakby kosmita mial inna postac to wyszłoby z tego gówno i nic więcej, ten film to nie predator czlowieku...
niekoniecznie zielone ludziki, kosmici moga miec wiele roznych postaci. Pozatym nie moga miec postac taka jak my, to nielogiczne. Na innych planetach jak i na naszej jest cos takiego jak ewolucja. Moge sie zgodzic na to ze to byla korwengencja, ale zadne zwierze nie wyewoluuje tak ze bedzie identyczne jak zupelnie nie spokrewniony z nim gatunek. Tak wiec ten gosc powinien sie czyms roznic chocby kolorem skory, iloscią palcow... Wszak na jego planecie, nie oszukujmy sie, istnieją inne warunki srodowiskowe. Dlatego roznice beda zawsze, mniej lub bardziej widoczne ale bedą. A gdyby byl kobietą, to mialby cycki. A przeciez cycki wystepuja tylko u ssakow i u roznych gatunkow w roznych miejscach i ilosci. Nie mozliwe aby w kosmosie istniala identyczna rasa wyglająca i zachowujaca sie jak ludzie. I o zgrozo moze jeszcze mogaca sie z nimi rozmnazac?
Hmm. Zastanawiam się czy widziałeś ten film, a jeśli widziałeś, to czy łyknąłeś tę jego propozycję "obcego"?
1) gdy tylko widzę, że kosmita wygląda jak człowiek (np ci ze Star Treka z prostymi czarnymi włosami) lub przez cały film "upodabnia" się do człowieka lecz nigdy nie pokazuje swojej prawdziwej postaci, to takie filmy omijam z daleka. 2) Jestem KOBIETĄ.
Przeprasza za gramatyczną zamianę płci. Ale czy nie wydaje Ci się, że przyjęcie - w tym akurat filmie - konwencji OBCY=SWÓJ (wygląd!) przynosi dobre efekty? Mnie się wydaje.
Pozwolę sobie na nutkę swawoli: poznajesz bardzo przyjemnego, powiedzmy nawet przystojnego faceta, ale - za jakiś czas - okazuje się on obcy... No i...
owszem, to jest nawet fajne :) jednak chciałabym by sie czyms różnił, np był NIEZIEMSKO przystojny, albo np miał inny kolor włosów niz człowiek, inny kolor oczu czy pionowe źrenice. I by pokazał swoje prawdziwe oblicze np pod koniec filmu. Wtedy uwierzę, że to kosmita. Tak na słowo cięzko uwierzyć, zwłaszcza jak sie go cały czas widzi jako "jednego z nas"... Pozatym mi akurat nie przeszkadzałoby, że to kosmita, nawet gdyby (choć nadal pozostał przystojny) różnił się sporo od ludzi :)
Jeszcze jedno: przecież on się bardzo różnił od ludzi tym, co potrafił (ożywienie sarny, zdaje się).
Matko Boska, uwierz, po wyglądzie niczego istotnego nie widać. Cały np. świat celebrycki opiera się na wyglądzie, a pod tym wyglądem jest myślowo pusty, a sercowo dramatycznie "od jednej do drugiej".; politycy opierają się na wyglądzie, by ukryć prawdziwe powody, dla których startują - pazerność, chęć władzy dla samej władzy; zauroczenie opiera się na wyglądzie..., a jak to potem wygląda (ale to już było). Wręcz istotą tego filmu jest właśnie fakt, że kosmita wygląda tak jak mąż głównej bohaterki. Gdyby wyglądał inaczej, to byłby inny film.
Ale przecież po to przybysz sklonował ciało Scotta by jak najbardziej upodobnić się do Ziemian i zapewne w ten sposób ich zinwigilować.