Mówcie, co chcecie. Może za bardzo wgłębiam się w przekaz, ale... uważam, że ten film naprawdę ma jakieś przesłanie. Moim zdaniem specjalnie jest w nim przedstawiony "amerykański (czyt. kretyński) humor", żeby przyciągnąć do ekranu to społeczne dno. A może ktoś z tego dna przypadkiem dostrzeże, co się dzieje z tym światem - co on robi z tym światem i co ten świat zrobił z nim.
Ten film jest przede wszystkim cholernie śmieszny. Podczas przemowy prezydenta myślałem, że spadnę z krzesła. Gdy powiedział z nieukrywaną dramaturgią, że: "kończą nam się frytki" popłakałem się ze śmiechu (miałem dobry dzień). To zdanie o frytkach to kwintesencja tego przesłania o którym piszesz. Gdy zobaczyłem plakat z napisem "Ty nie palisz? To spierdalaj!" ryczałem ze śmiechu wraz ze swoją grzeczną i "wapniacką" rodziną. Najlepsze paradoksalnie jest to, że oglądałem film z lektorem. Lubię gdy lektor głośno, bez zmieniania lub cenzurowania mówi "spierdalaj". Polecam obejrzeć "Przekręt" z lektorem na HBO, choć w tym przypadku szkoda zagłuszać akcent Brada Pitta. Wracając do "Idiokracji" to absolutnie polecam. Trochę specyficznego poczucia humoru, tolerancji dla durnoty filmowej i dobra zabawa gwarantowana. Pozytywnie zakręcony film. Teraz gdy próbuję sobie przypomnieć liczne dowcipy z filmu chce mi się śmiać. Ogólnie to wspomnę tylko o "wysublimowanym" poczuciu humoru tamtejszego społeczeństwa, a właściwie świty prezydenta, który raczej nie wykraczał poza waginalno - fallusowe kawały. Sugestywny obraz, na którym można (i tu nie ma ani grama przesady) się zmęczyć ze śmiechu. Ja tam polecam, a krytykom mówię "spierdalać!" :D