Paul Naschy wychodzi z więzienia i, po wielu niepowodzeniach w znalezieniu pracy, trafia w końcu pod skrzydła trzech sióstr, by doglądać ich posiadłości. Gospodynie są dość tajemnicze, a każda z nich ma w sobie "to coś" - jedna jest nieco opóźnioną w rozwoju nimfomanką, druga przykutą do wózka smutaską, z kolei najstarszej brakuje kilku palców u ręki. Wkrótce, na dom sióstr cień rzuca psychopatyczny morderca, który poluje na... błękitnookie kobiety.
Zarzuty o nudę i "niestylowość" tego giallo są wyssane z palca. Już od początku możemy podziwiać ciekawe wizje, które prześladują głównego bohatera. Później trup ściele się naprawdę gęsto, sceny morderstw są doskonale nakręcone i nie grzeszą wtórnością - z narzędzi zbrodni wymienić należy choćby tasak, nóż, grabie czy silne pięści. Dodatkowo bosko oświetlone wnętrza mrocznego dworu na pustkowiu, pełna kontrastów paleta barw, a także świetna muzyka Calderona, przerabiającą wariacyjnie temat ponadczasowego kanonu "Panie Janie"! Ja kreatywność zawsze docenię. Rozwiązanie zagadki i wyjaśnienie tytułu jest całkiem satysfakcjonujące i może zaskoczyć. O ile "Una Libelula para cada muerto" nie przypadła mi do gustu, o tyle w "Blue Eyes of The Broken Doll" Hiszpanie spisali się bardzo dobrze, mogę to zdecydowanie polecić nie tylko fanom giallo. 7/10.