Niesamowitym jest, jak widz znajduje się pośrodku żonglerki emocjami, i własnymi i Marie oraz Malcolma, a jednocześnie jak piłeczka w ping-pongu, co chwila zmienia zdanie, po czyjej stronie stanąć, w tym zaciętym dialogu. Wydaje się, że nie ma tu dobrego i złego i obie postaci noszą własne skazy i ciężar, wprowadzające do wspólnej relacji toksyczność.
Choć film na pierwszy rzut oka porusza tematy (jak kontrowersyjne i chwytliwe w Ameryce) rasizmu czy przemysłu filmowego Hollywood, po dłuższej chwili zaskakuje dogłębną analizą psychologii relacji z naciskiem na... no właśnie - z mojej perspektywy, NARCYZM. Choć Malcolm nie ma 100% osobowości narcystycznej, można zaobserwować wiele zachowań tożsamych dla tego zaburzenia i jednocześnie poczuć ból ofiary (Marie) takiego traktowania. Wybuchowość i skłonność do wrzasków, agresji wręcz, z powodu nawet błahostki. Długie niedostrzeganie (brak empatii) dyskomfortu, smutku, złości partnerki, mocne skupienie na sobie i swoim interesie (przez cały film, wiem, że to był jego najważniejszy dzień w życiu jak to określa, ale chodzi tu o całokształt), obwinianie, doprowadzanie partnerki do skraju emocjonalnego i zostawianie jej samej z zaszczepionym poczuciem winy i wstydu, okazywanie ogromnej miłości dynamicznie na zmianę z najgorszymi wyzwiskami, jednoczesny strach przed stratą partnerki (dwukrotne zaniepokojenie i lęk, gdy Marie znika).
Obydwoje wikłają się w tą toksyczną zależność, manipulując nawzajem swoimi emocjami i poczuciem wartości. Jest to świetny przykład na ekranie, z którego mogą czerpać zarówno kobiety jak i mężczyźni, jak nie powinien wyglądać zdrowy związek.
Finalnie jestem po stronie Marie, gdyż widać jak czuje się w tym związku samotna, wyeksploatowana na rzecz filmu Malcolma, niedoceniona, niesłyszana, niezrozumiana i jak broni się przyjmując czasem również toksyczne zachowania. To niestety się udziela.
Poza tym rozważaniem, uważam, że na wielkie docenienie zasługują niesamowicie długie i wymagające wiele od aktorów (tu głównie Washington, świetny!) sceny bez cięć, niesamowita gra aktorska Washingtona pełna autentyczności przeżywanych emocji, dobrze dobrana muzyka i dla mnie na plus jest również niestandardowa w komercyjnym kinie sepia, która tym bardziej ukierunkowuje uwagę na dialog i emocje.
Dobre kino, z nie do końca odkrytym przeze mnie przesłaniem.