Film przepiękny technicznie, nie można się na niego napatrzeć. Ciekawy zabieg, iż jest czarno-biały. Zakładam, że względu na podkreślenie rasowej obsesji głównego bohatera.
Jednak koszmar jak wiele ludzi odbiera go jako "miłość namiętną, pełną wzlotów i upadków", skoro to praktycznie ukazanie najgorszej, porażającej i najbardziej toksycznej relacji, jaka może się zrodzić. "Dla takiej kłótni to zarwałbym nocke". Tak? Pokazanie opresyjnego, narcystycznego, pełnego syfu gościa znęcającego się psychicznie na swojej partnerce to faktycznie zniewalający obraz. Bolał ten film fizycznie. Marie miała swoje za uszami, ale cały seans wspolczułam jej zakochania się w takim egocentrycznym, teatralnym oprawcy-mizoginie, jakim był Malcolm. Jeszcze po zgnojeniu jej do granic możliwości te słowa, że strasznie ją kocha, wymówione ze łzą spływająca po policzku. Farsa. Sceny sensualne były wręcz obleśne przez całą tę otoczkę. W miarę zdrowa miłość się nie sprzedaje, rozumiem doskonale, ale TO jest srogie przegięcie pały.
Szkodliwy obraz o krzyczących, niedojrzałych ludziach. Bardzo przykry.
Najlepszym fragmentem była końcowa przemowa Marie, która trochę ten film uratowała.