Najbardziej podoba mi się w "Niebie nad Berlinem" nawiązanie wizualne do kina przedwojennego, ale też nawiązanie do języka symbolu Hermann Brocha ("Śmierć Wergilego", "Kusiciel"). Ostatnia, kluczowa rozmowa między Marion i Danielem przeprowadzona jest językiem, którego poetyka staje się momentami poezją, właśnie poprzez używanie słów-kluczy. Jest to jedno z najosobliwszych i najorylginalniejszych wyznań miłosnych w historii kina; właściwie cały film jest barokowym i feerycznym wstępem do kończacego go wyznania, co stawia go w jednym rzędzie z "Zeszłego roku w Marienbadzie" i "Amelią".