Brak słów - nie da się tego oglądać... Wytrzymałem dłuuugie 37 minut...
Powiem Ci dlaczego nie wytrzymałeś, bo ten film jest dużo bardziej głębszy niz te wszystkie filmy razem wzięte co dałes im 10/10.
To już jest kolejny etap wtajemniczenia w świat Kinematografii Panie
Cóż, poprzestanę na tych płytkich... Najwyraźniej nie każdemu jest dane osiągnąć ten poziom. Mogę z tym żyć :).
Generalnie lubię, kiedy w filmie coś się dzieje, więc takie statyczne ciężko mi wchodzą... Mogę obejrzeć, jeśli mają dobre aktorstwo i ciekawą historię, np. "Między słowami" albo "Broken Flowers" z Billem Murrayem, ale już np. "Truposza" Jarmuscha ledwo udało mi się strawić, a "Nieustające Wakacje" wyłączyłem po 15 minutach... Myślę, że moje życie jakoś dużo uboższe bez wymęczenia tego filmu nie będzie, ale srodze się na nim zawiodłem po przeczytaniu wcześniej entuzjastycznych opinii i recenzji. Jeśli chodzi o muzykę, Nick Cave to zdecydowanie nie moje klimaty - jeśli już słucham ścieżek dźwiękowych, to raczej z filmów Guya Ritchie czy Quentina Tarantino :). No i był jeszcze kiedyś taki uroczy film z Bridget Fondą , "Singles", jeśli ktoś lubi grunge, to ścieżkę filmową też jak najbardziej polecam.
Nie tylko możesz z tym żyć ale i musisz. Braków we własnym mózgu nie przeskoczysz. No i dobrze. Tak już masz. Nie tylko inteligentni i wrażliwi mają prawo do życia. Powodzenia w pracy, życiu osobistym etc. Ci życzę.
Tylko jedna rada: spróbuj się powstrzymać od nazywania 'pretensjonalnym niestrawnym badziewiem' wszystkiego co Cię przerasta. Po co publicznie robić z siebie bezdusznego ignoranta? Chyba że kompromitowanie samego siebie sprawia Ci perwersyjną przyjemność... Jeśli tak, to czemu nie? Rób z siebie dalej idiotę. W końcu żyjemy w wolnym kraju. Wolno Ci.
Tylko jedna rada: spróbuj się powstrzymać od wartościowania ludzi na podstawie tego, co im się podoba lub nie. W historii mieliśmy już takie przypadki (i nawet trochę filmów o tym powstało) i to się nigdy dobrze nie kończyło... Jak domyślam się, na takowe oceny pozwala Ci Twoja inteligencja i wrażliwość - no cóż, ja nie jestem wystarczająco inteligentny i wrażliwy, żeby Cię oceniać na podstawie obejrzanych filmów, więc dalej nie będę się rozpisywał.
Jest głębszy czy może stara się być? Jest arcydziełem czy został nim mianowany za... No właśnie za co? Niestety Wings of Desire to ogromne rozczarowanie. Pierwsze 80 minut filmu mogłoby przepaść bez straty jego formy i przesłania, ba może wyszłoby to na dobre?
Z początku otrzymujemy 2 anioł które błąkają się po Berlinie, paplaninę "Gawędziarza" z której nic nie wynika, no chyba, że ktoś lubi nadinterpretacje;) Tak na prawdę to jego wypowiedź pełna jest pretensji, żalu, chciały czuć się potrzebny, czuj już zbliżający się koniec i to, że nie wiele po nim pozostanie i stawia sobie pytanie czy ktoś go zapamięta - ok, fajnie, że to ukazano, niestety bardzo marnie.
Anioł czytają w myślach, świetny motyw który ludzi strasznie nakręca, jednak tutaj nic z tego nie wynika, wszystko jest nijakie, gość który popełnia samobójstwo zastanawia się nad kurtką, ludźmi krzyczącymi? No błagam, nie dość, że to głupie straszliwie to i nie wykorzystano ciekawego motywu.
Są liczne sceny w cyrku, ujęcia jako ujęcia dobre, pokazują pasje dziewczyny, ok. Jednak totalnie nie wykorzystano Petera Falka, w zasadzie wiele scen z nim to wypełniacz. Ogólnie te 80 minut było tak bardzo o niczym, że cięzko się przyczepić.
Teraz o aniołach - bardzo dobra koncepcja ukazania świata z ich perspektywy poprzez odcienie szarości - wymowny gest, symbolizujący ich rolę... Której reżyser nie podkreślił w filmie. Brak przy tym rozróżnienia dobra i zła, wszystko w tym Berlinie jest takie albo nijakie albo o miłości traktujące (biedny powojenny Berlin...). Kolejnym szczegółem który nie pozostał mi obojętny to rozmowa aniołów o przeszłości, i rozmowa o dziejach człowieka, reżyser minął się trochę z biblią bo anioły wyznają teorie ewolucji - co jest moim zdaniem fajne tylko znów przez to, że nie rozwinięto tego motywu, mamy problem z "niedomówieniem".
Fajne jest to, że anioły postrzegały ludzi jako jednostki a nie jako formę życia - życia w ludzkiej formie - jednak tutaj znów nie zagłębiono się w tę jednostkę po za wyjątkiem głównej bohaterki i właśnie przechodząc teraz do głownego motywu.
Główny motyw to miłość anioła do kobiety (istoty ludzkiej) - nie będę się tu zagłębiał w ezoterykę, w biblię i to czy anioł sam w sobie może czuć pożądanie.
Problem pojawia się jednak przy przemianie anioła w człowieka-anioła. Ta zmiana jest mało wyrazista, brak przy tym ukazania dylematów jakie może powodować ta decyzja, brak zagłębienia się w samo zjawisko przemiany. Nie pokazano 1 ważnej rzeczy, brak pomysłu? Anioł to istota wyższa bez uczuć, a kiedy one się pojawiają, bo pojawiają się - nie ma problemu, a przecież samo pojawienie się uczucia mogło być fajnym tematem.
Przechodząc do samego motywu miłości, też bije po oczach nijakością(!), prawie półtorej godziny zmarnowano na pierdoły by potem bardzo szybko ukazać najważniejszy motyw. Do momentu spotkania kobiety i anioła ten film oceniałem na 5/6, za właśnie nijakość. Ostatni monolog jednak uratował ten film, stąd nie wiem czy ocena 7 czy może 8 byłaby lepsza.
Z końcowego monologu Marion dowiadujemy się dużo ale właśnie, dużo o niej a nie o samej miłości między kobietą a mężczyzną.
Dla porównania podam genialny film, Luca Bessone, Angel-A - film który z pewnością formą jest o wiele bardziej przystępny, troszkę prymitywniejszy przez co łatwiejszy w odbiorze ale i bliższy życiu codziennemu. Przez 1:30 jednak na czynniki 1 rozkłada wątek miłości, poczucia własnej wartości, moralności, poniekąd honoru a co za tym idzie zmusza do znacznie głębszych refleksji przez co jest bardzo wartościowy.
Z pewnością książka WoD jest lepsza, bo przy książce łatwiej o refleksje co nie zmienia tego, że Wings of Desire jest przereklamowany, no i niestety bardzo zawodzi.
No ja tego nie rozumiem... Piszesz, że 80 minut niestrawne, a potem sugerujesz ocenę 5/6... Dla mnie to automatyczne 1/2... Jeśli zaś końcówka naprawdę miażdży, to faktycznie ostatecznie może być 7 albo i 8. Ja tak miałem z Gran Torino, które, gdyby nie końcówka, dostałoby pewnie mocno przeciętną ocenę, a tak skończyło z 8.
Być może na końcu "Nieba..." jest coś odkrywczego i powalającego na końcu, ale Wenders przypomina mi tutaj trochę Jigsawa z serii "Piła" - żeby doznać olśnienia i odkryć coś bardzo ważnego, trzeba najpierw przejść przez ogromne cierpienie ;). To nie dla mnie.
Na ocene filmu składają się także zdjęcia, gra aktorów, dialogi. 80 minut filmu jest średnie, nie napisałem niestrawne a: "Pierwsze 80 minut filmu mogłoby przepaść bez straty jego formy i przesłania, ba może wyszłoby to na dobre? " oraz "Ogólnie te 80 minut było tak bardzo o niczym, że cięzko się przyczepić."
W kontekście historii jaką ten film ma przekazać to te 80 minut wypada jakoś marnie.
Co ciekawe, *K0ras*, mimo "ogromnego rozczarowania", ostatecznie dał ocenę 7/10 :)
Ja, wynudzon okrutnie, dałem naciągane 4/10, choć obawiam się, czy nie za dużo :)
Zgadzam się w całej rozciągłości. Za dużo paplania z którego zupełnie nic nie wynika. Jedyne co przykuło moją uwagę to bardzo dobre miejscami zdjęcia. Ogólnie to zmarnowany potencjał.
Nienawidzę takiego paplania o niczym. Jak dla mnie, ten film to taka "Hiroszima, moja miłość" tylko w klimatach powojennego Berlina. Osobiście wolę Kar Wai Wong'a.
https://www.youtube.com/watch?v=ynGcAyEZkX4