Jedna z tych produkcji, które wypada obejrzeć. Nie tylko ze względu na genialną rolę Jerzego Stuhra, czy reżyserię Stawińskiego, ale również ze względu na jego przesłanie i realia w jakich rozgrywa się akcja oraz rzeczywistość w jakiej powstawał
Stawiński nie był reżyserem, a jedynie scenarzystą tego filmu. I tu niestety popełnił błąd, bo niepotrzebnie napisał kontynuację "Zezowatego szczęścia" (podobnie jak po świetnej "Eroice" napisał kiepski "Straszny sen Dzidziusia Górkiewicza")