Kto daje na takie gówna pieniądze ??? Pytam: kto ??? I ten krzyczący napis na plakacie, że niby psychole z "Siedem" i "Cube" mają się uczyć rzemiosła od tego z "Piły". Przecież szafując takimi takstami ten gówniany filmik kompromituje się jeszcze bardziej! W "Cube" kwestia konstruktora makabrycznej kostki (mówię o pierwszej odsłonie, bo reszta to popłuczyny) jest sprawą marginalną, a w "Siedem" zbrodnia miała charakter - jakkolwiek nieludzko to teraz zabrzmi - funkcjonalny i odsyłała do głębszych znaczeń. W ogóle przywołanie tych dwu arcydzieł w kontekście szmelcu dla półgłówków jest daleko idącym nadużyciem.
"Piła II" (o pierwszej "Pile" nawet nie wspomnę, bo z miejsca dostałbym bana ze wiązkę bluzgów) to ciąg dalszy idiotyzmów z cyklu: "Wyrafinowane zabijanie dla amerykańskich nastolatków". Totalna głupota, jeden wielki bełkot.
zgadzam się z tobą, jeden z najgorszych filmów jakie widziałem w życiu po prostu beznadziejny! bez klimatu z jedynki, bez ciekawych, innowacyjnych pomysłów po prostu bezsensowne eskalowanie brytalnością i śmiercią.
Pierwsza "Piła" to dla mnie także porażka, choć nieco mniejszego kalibru. Klimat został zniweczony przez charakterystyczną dla młodzieżowego kina manierę wprawiania kamery w szaleńczy ruch obrotowy i inne techniczne mankamenty. Jakby wszyscy zapomnieli, ze dobre kino to tradycyjna estetyka, bez afunkcjonalnych "wariacji", które niczemu w zasadzie nie służą. Jeśli chcesz się uczyć montażu - obejrzyj "Memento" albo "Requim dla snu", jesli pragniesz poznać tajniki budowania nastroju grozy, przeczytaj se "Makbeta" albo "Człowieka w czarnym garniturze" Kinga tudzież obejrzyj "Egzorcystę", "Lśnienie" albo "The Thing", jeśli chcesz zapoznać się z potęgą klasycznej estetyki, rzuć okiem na "Draculę" i "Hero".
Ludzie, pomyślcie dwa razy zanim znowu zasiądziecie przed ekranem, by skonsumować jakiś współczesny rimejk albo "skandalicznie brutalny i szokujący horror o seryjnym mordercy, który morduje laski z wielkimi cyckami". Trochę więcej szacunku dla siebie - o to apeluję!
PS. Wiecie, co mnie najbardziej wkurwiło w "Pile" (tej pierwszej)? Zakończenie. Bo było zaskakujące. Wkurwiłem się, bo reżyser zdołał mnie zaskoczyć! Dziwne, prawda? Po seansie towarzyszyło mi osobliwe uczucie, że zostałem nabrany, oszukany, coś jak w tych kryminałach, gdy mordercą okazuje się osoba najmniej spośród wszystkich podejrzewana. Jakby cały film stanowił przygotowanie na ten finał, jakby reżyser na to właśnie czekał. Nie cierpię, kiedy manipuluje się moją dobrą wolą.
Swoją drogą pozdrawiam miłośników znakomitej kreskówki Scooby-Doo, która smakowicie parodiuje schematy fabularne klasycznych kryminałów i ośmiesza filmy pokroju "Piły" albo "Kolekcjonera kości".
Pamiętacie odcinek South Park, w którym wystąpił gościnnie zespół Korn? To była dopiero parodia parodii! Scooby bez zażenowania obśmiewa tandetne kryminały, a South Park bez zażenowania Scooby'ego :)
No tak, zapomniałem dopisać morał. A morał z tego taki, że wszystko podlega z czasem banalizacji i schematyzacji, dlatego tym bardziej powinniśmy doceniać ewidentne osiągnięcia na tym polu, nie zaś obwieszczaś światu, że "Piła" to "wielkie kino".
Polecam do wglądu:
"Milczenie owiec";
"Siedem";
"Cube";
"Manhunter" (AKA "Czerwony smok" Michaela Manna);
"Funny games" Michaela Haneke;
Z książek kryminalnych:
"Śledztwo" Lema;
"Kraksę" i "Obietnicę" Durrenmatta;
"Zbrodnię z premedytacją" Gombrowicza;
"Sokół maltański" Hammeta oraz inne klasyczne, acz soczyste amerykańskie czarne kryminały...
Cobalt sie rozpisał ;)
nie powiem że obie Piły to ambitne kino ale nie powiem też że to totalne gówna, o gustach sie nie dyskutuje i kropka. "wielkie kino" to to napewno nie jest.
Milczenie owiec i Siedem - zgadzam sie z Tobą - najlepsze w tym gatunku jakie widziałam
Powiem Ci w tajemnicy, że nie znoszę określenia "ambitne kino", bowiem jest zazwyczaj gorsze niż "Piła" :)
A ten slogan, że o gustach się nie dyskutuje jest już nieaktualny. Dzisiaj, żeby wywołać zajadłą i soczystą dyskusje, trzeba właśnie trochę o gustach pogadać i wytrącić co niektórych z błogiej nieświadomości.
Ps. Mam nadzieję, że moja wypowiedź nie obraziła Twojego gustu, huh?
A ten slogan, że o gustach się nie dyskutuje jest już nieaktualny.
No nie stary akurat z tym sie nie moge zgodzic.Jak ci moge to najprosciej wytlumaczyc ?Wyobraz sobie ze bede mial do ciebie pretensje ze lubisz czerwony kolor,bo ja lubie niebieski! I w ten sposob rozmawiajac o tym bedziemy wchodzili w bezsensowna rozmowe bowiem kazdy lubi to co lubi .Nie ma definicji ,,Dobry,, ,,Zły,, gust .Ludzie mowiacy o kims ze ma zwalony gust ocenia to pod kątem swojego w mniemaniu tejze osoby ,,dobrego,, gustu ,pod własną osobe.
Mowiac o gustach nie jestesmy obiektywni.
Z gustami jest jak z prawda, (przytaczajac cytat ,,prawda nie istnieje ,istnieje tylko powszechna opinia,,) moge te oba pojecia porownac ,poniewaz pojecie dobry gust media buduja na podstawie opini publicznej.
I mowiac ze to jest gowno a tamto jest cacy obrazasz niektorych ludzi!
I dlatego o tym sie nierozmawia i ten slogan jak ty to nazwales nigdy sie nie znieaktualizuje!!!
A ten slogan, że o gustach się nie dyskutuje jest już nieaktualny. Dzisiaj, żeby wywołać zajadłą i soczystą dyskusje, trzeba właśnie trochę o gustach pogadać i wytrącić co niektórych z błogiej nieświadomości. Ps. Mam nadzieję, że moja wypowiedź nie obraziła Twojego gustu, huh?
--)
no nie zgodzę sie z Twoją wypowiedzią o gustach ;)
i nie, nie obraziłam się ;)
podtrzymuję że o gustach się nie dyskutuje, jednemu sie podoba, innemu nie
ale kopara mi opada jak słyszę że obie Piły były wyjebane w kosmos o_O
może poprostu brakuje ostatnio w kinie dobrych filmów, ale znowu każdy ma inne pojęcie tej 'dobrości' ;)
ja lubię 'takie i takie' filmy - jak komuś sie one nie podobają to niech nie wmawia mi że są *&^*^% itedeblablabla, bo ja jemu nie mówie że jego filmy mi sie nie podobają i są do dupy - to jest właśnie pojęcie gustu i nie warto nikogo 'uświadamiać' że to i to jest ble
Już przyznałem się do błędu, więc proszę uszanować ten akt skruchy :)
A teraz do rzeczy: wobec tego jak rozmawiać o filmie? Wszak jakakolwiek krytyka, zwłaszcza ta przesiąknięta kąśliwą ironią, może zostać odebrana jako próba ataku na cudze upodobania i preferencje. Bo jeśli, powiedzmy, zjadę jakiś autentycznie gówniany film (a takim filmem w moim przekonaniu jest "Piła"), wówczas ktoś może zerwać się z miejsca i wykrzyknąć, że go obrażam, że w faktycznie bezosobowej krytyce odkrył rzekome aluzje skierowane pod jego adresem.
Użyłem sformułowania "dla półgłówków" czy "da amerykańskich nastolatków". Oto grupa docelowa, która może się ujawnić po wypowiedzeniu takich słów. I co ja mam wtedy zrobić? Przeprosić? Jestem bezsilny wobec podobnej repliki. Przecież nie obraziłem Michała K. ani Agaty C. tylko napisałem, że film jest dla "półgłówków".
Moim zdaniem należy ostro wypowiadać swoje zdanie, przy czym ostre tezy winny być zawsze opatrywane solidnymi argumentami. Dzisiaj żeby ktoś cię posłuchał - jak mawiał John Doe - musisz wziąć młot kowalski i rąbać nim po łbach. Chodzi o to, by wytrącać ludzi z błogiego stanu estetycznej nieświadomości. Kurcze, wiecie, o co mi leży na żołądku, prawda? :) Współcześnie ogląda się rimejk "Teksańskiej masakry", nie zaś "Teksańską masakrę", a potem przypina się filmom grozy, kinu gore, czy SF łatki i etykietki bezmyślnych produkcji popcornowo-cocacolowych. Gra idzie o reputację kina.
Pozdrawiam!
Własnie o gustach się dyskutuje, bo inaczej co bys tutaj robiła? jestesmy tu aby dyskutowac, wiadomo kazdy lubi to co lubi, ale jednak warto poznac inny poglad i byc moze dostrzec to co bylo wczesniej niewidoczne.
No cóż zgadzam się, ze Piła II to fatalny film. Własciwie nie ma ani jednego plusa. Zabraklo dobrego scenariusza i profesjonalisty stojącego za kamera jak i przed. Pierwsza część rowniez mnie nie zachwyciala, ale moim skromnym zdaniem była zdecydowanie lepsza. Jednym z jej plusów byl o wiele lepszy scenariusz. Samo wykonanie było nie do zniesienia. Klimat rodem z MTV po 22. Tak więc, jesli chodzi o Piłę, to doceniam pomysl, jednakze jestem zażenowana realizacją. W przypadku Piły II jestem zażenowana wszystkim.
Hasło na bilboardach jest po prostu zabawne. Na wymienionych filmach (Seven, Cube) powinni się uczyć scenarzysci, rezyser i aktorzy tej wątpliwej produkcji jaką jest Piła. Może wtedy wykonaliby swoja pracę prefesjonalnie.
Komentarz do PS, które wśród reszty "gównianego" tekstu
zaintrygowało mnie szczególnie... ;)
A więc, przede wszystkim nie bardzo rozumiem sens strzępienia klawiatury na temat gównianego filmu. Tzn. trochę postrzępić można,
ale Ty raczej sprawiasz wrażenie nawiedzonego, którem chyba trochę
za bardzo się nudzi, nie ma specjalnie co robić, więc wsadza kij
w mrowisko. W Internecie nazywa się takich ludzi trolami... W każdym
razie, bez urazu.
Teraz do rzeczy. "Wkurwiło Cię", że film Cię zaskoczył. Nasuwają
się proste wnioski:
- i mimo to, oglądnąłeś dwójkę - jesteś zatem sado-masochistą czy po prostu średnio rozgarnięty i założyłeś, że dwójka będzie komedią
a'la Cinderella i na pewno nie ma większych szans na to abyś się
poczuł znowu "wkurwiony"...
- powinieneś czuć się kimś wyjątkowym, bo ja już widzę te wątki
na forum gdyby obie Piły były przewidywalne, zagmatwane, pokręcone,
ale jednak ostatecznie specjalnie nie zaskakujące.
- lubisz się wkurwiać i nie stronisz od książek, więc przeczytaj sobie
zatem np. Fundację Asimova. Gdzieś w okolicach trzeciego tomu
na przestrzeni około 150 stron będziesz miał okazję "powkurwiać"
się tak z 4-5 razy.
Co do "Piły" zdania nie zmienię! Gówno na maxa, choć jestem świadom, że stwierdzenie to pozbawione argumentów zajeżdża prostactwem.
Co do mojej wypowiedzi na temat gustów i guścików - przyznaję, kolega Budzik ma rację, trochę się zagalopowałem.
Smutne jest po prostu to, że filmy, które teraz nazywa się w dość dla mnie niezrozumiałej terminologii filmowej mianem 'horrorów' to 'gore' w najczystszej postaci. Smutne jest podejście twórców filmowych do odbiorców. W sumie ciężko powiedzieć, czy to tylko przypadłość Amerykanów, czy w ogóle taki trend w kinie. Być może presja istnienia komputera, możliwość tworzenia niesłychanie barwnych efektów specjalnych, oraz przytaczany przez was fakt, że do kina chadzają przede wszystkim nastolatki (a nastolatki trzeba czymś zaszokować nalepiej czymś czego w życiu jeszcze nie widziały) powoduje ucieczkę od tego, co dla nas było Horrorem. Nikt już dziś nie ceni tego co w filmie najważniejsze mianowicie napięcia, napięcia napięcia. Przypominacie genialne 'lśnienie' Kubricka. Mam wrażenie że dzisiejsi odbiorcy nie pójdą do kina na film w którym 'praktycznie się nic nie dzieje' a i krew nie przelewa sie jak należy. Strach już od dawna mylony jest z obrzydzeniem. To taka droga, zdaje mi się. Frankenstein wydaje się nam wszystkim śmieszny, i niedługo tak stanie się z lśnieniem a kiedys i nawet z Cubem czy piłą. A może się mylę?
Stary, dobrze myślisz.
Dodam od siebie, że najbardziej cenię w filmach KLIMAT. Rzecz jest niemożliwa do zdefiniowania. Jeśli film nie ma klimatu, to nic go w moich oczach nie uratuje. Wprost kocham poczucie przytłoczenia i bezsilności, wynikające z kontaktu z wizją reżysera. Ważkich treści filozoficznych doszukuję się dopiero przy drugim kontakcie.
Wiecie, co ja uważam za największy grzech współczesnych filmów z gatunku SF czy kina grozy? Sterylność, hermetyczność i połysk. Te filmy są zwyczajnie czyste, a nieczystości przypominają raczej makijaż. Znowu posłuże się przykładem Hoopera: "Teksańska masakra" z roku 1974 była śliska od potu, krwi i brudu. Rimejk (osobiście twierdzę, że najbardziej udany ze wszystkich dotychczasowych) nie miał już tej "lepkiej", tłustej atmosfery. Wszystko było wystylizowane, spreparowane, krew pojawiała się tam, gdzie być powinna, a nie tam, gdzie jej nie widać, woń posoki nie towarzyszyła widzowi, nie podążała za nim. Był to typowy współczesny filmik "do straszenia nastolatków", aczkolwiek zrobiony solidnie (no może z wyjątkiem tego ujęcia, w którym kamera "przechodzi" przez otwór w głowie tej dziewczyny - nigdy nie rozumiałem podobnych zabiegów, ich afunkcjonalność jest oczywista).
Heha, a wiesz czemu tak jest? Ta sterylność? Bo pot i zakrzepy są fe, nastolatki odwracają głowy od ekranu widząc spocone pachy, a ich chłopaki śmieją się do łez, że sie chłopy nie myją. Trendy są lubrykaty i świecące ciała, które w wyfiltrowanych i w wykontrastowanych obiektywach kamer dają estetyczny efekt. To troche jak z porodami w telewizji. Zwykle rodzą się jednoroczne dzieci. A i w tym miejscu stawiamy poważny zarzut reżyserom, scenografom i innym takim, że brak realizmu. A oni w odpowiedzi dadzą nam więcej krwi i coraz lepsze odwzorowanie wnętrzności, które sfilmują z większą uwagą. A swoją drogą myślę, że "Sterylność, hermetyczność i połysk" ma swój rodowód w po części w grach komputerowych, po części w tym, że, czego by nie robiono, bohaterowie musza być choc troche sexy. A i jeszcze jedna myśl, która przyszła mi do głowy, że najprawdopodobniej, gdyby któryś z bohaterów się za przeproszeniem, posrał, to większość publiczności wyszła by zdegustowana. Wydłubanie sobie oka czy wycięcie kawaka mięcha z karku nie wzbudza emocji. A i jeszcze słowo na temat brudu. Tutaj, to nie brud, tylko towot.
"Heha, a wiesz czemu tak jest? Ta sterylność? Bo pot i zakrzepy są fe, nastolatki odwracają głowy od ekranu widząc spocone pachy, a ich chłopaki śmieją się do łez, że sie chłopy nie myją" -- Coż mogę dodać, znowu wypada mi się zgodzić z przedmówcą. Szczególnie celna okazała się uwaga o ludzkich wydzielinach, będących tematem tabu, albowiem nie wpisują się one w etos współczesnego młodzieńca (tudzież młodej dziewuchy) i niepotrzebnie zabrudzają ekran.
Wyrafinowane tortury stały się do tego stopnia fotogeniczne, że zaniechanie ich pokazywania może zostać uznane przez publikę - paradoksalnie - za przejaw "nieuctwa" operatora i braku wrażliwości estetycznej :)
Dzięki!
Ja nikogo nie chcę obrażać, nie chcę też być postrzegany jako prostak, który rzuca bluzgi na lewo i prawo. Chcę jedynie podkreslić zmiany, jakie zaszły w kinie na przestrzeni ostatnich 15 lat, zmiany - w moim odczuciu - dla kina niekorzystne, bo spłycające i reduukujące jego wydźwięk do efekciarstwa i nieuzasadnionej "brutalności". Celowo ująłem tę drugą formułkę w cudzysłów. Jestem bowiem daleki od twierdzenia, że dzisiejsze kino jest brutalne. Mnie ani nie szokuje, ani nie tym bardziej nie demoralizuje. Wowłuje jedynie głęboką irytację. Bo brutalność stała się kwestią formy, nie zaś treści, czynu, nie motywacji.
Oto siedem grzechów głównych współczesnego kina grozy i SF:
1. Sterylność;
2. Efekciarstwo (szalone ujęcia rodem z MTV);
3. Niedojrzałość aktorów (najczęściej młodzież, gadająca o seksie i narkotykach);
4. Płycizna kreacji (wadliwy scenariusz);
5. Finalizm (film zmierza do celu, którym jest nadrzędna konieczność zaskoczenia widza);
6. Niedorzeczność motywacji zarówno bohaterów o życie walczących, jak i tych, którzy chcą im to życie odebrać;
7. Tendencja do wyjaśniania wszystkich wydarzeń (brak szacunku dla tajemnicy i WYOBRAŹNI).
Czekam na odzew i ewentualnie inne punkty tej wyliczanki.
8. Przerost formy nad treścią. Efekciarstwo z punktu 2, poza tym że jest, jest wszystkim.
9. Niedorzeczność zachowań bohaterów. Trup ścielący się gęsto nie zmusza ich do refleksji nad strategią działania.
10. Sekłelizm, widz jeszcze nie zacznie oglądać, już wie że będzie kolejna część. Objaw braku kreatywności, a przy więcej niż 3 częściach po prostu chciwość producenta.
W BSG formy jest mało. Właściwie mniej niż w dowolnym SFie. Wszystko wygląda bardzo ludzko. Bohaterowie podejmują ważne decyzje. Ludzie (i Cyloni) giną często, ale bez jakichś rzezi (pomijając miliardy istnień na w pilocie i jatkę, którą urządzono statkom bez FTLa).
No, BSG to remake, ale lepszy niż oryginał. I wszyscy wiedzą, że się skończy, że jest cel, który w końcu osiągną.
Spoko, każdy film się kiedyś kończy :) Mnie chodzi o swoistą odmianę finalizmu, która zakłada, że wszystkie wątki, choćby nie wiadomo, jak zagmatwane, prowadzą do finałowego zaskoczenia, konsterancji w rodzaju: "Niee... no tego to się nie spodziewałem/-am". To trochę tak, jak w sztampowych kryminałach, gdzie na samym końcu detektyw odkrywa, iż morderstwa dokonał "kulawy dziadek z jedną nerką, przyjaciel hotelowego kucharza", którego nawet sam Pan Bóg nie podejrzewał o zbrodnię. Zawsze powtarzam, że filmy trzeba umieć kończyć - to jest sztuka zarezerwowana dla prawdziwych mistrzów.
Dalej, wiara, robimy zakłady: ja stawiam prawą dłoń (ot, taki zakładzik w klimatach "Piły"), że gdzieś na przełomie trzeciej i czwartej części akcja przeniesie się na stację orbitalną, dryfującą wokół Plutona. Co Wy na to? A część piąta (podtytuł: "Więzy krwi") rozgrywać się będzie w Toy-Toy'u, tzn. w kiblu na budowie :)
Część siódma będzie przed szóstą by wywołać u widza konsternacje i go zmylić a akcja toczyć się będzie w zaspawanym kiosku ruchu albo w bagażniku poloneza.
I jak tu się nie śmiać :))) Zaspawany kiosk ruchu :)))
Dobra, koniec kabaretu, diagnozowanie kondycji wpółczesnej kinematografii to zajęcie wyjątkowo poważne.
Powiem tak.
Wy wszyscy chyba zapomnieliście że żyjemy na planecie Ziemia w roku 2006. Aktualnie kino przeistoczyło sięz kinematografii w Kinematorafię INC.
A ponieważ wolnym rynkiem rządzi prawo popytu i podaży jest tak tak jest. Potencjalny klient kina jest młody, znudzony życiem codziennym i za mało rucha. Dlatego kino ma mu zapewnić 3 rzeczy : rozrywkę-odrywkę od rzeczywistości, coś czego jeszcze nie widział na google.com i dupy.
NIKOGO NIE OBCHODZI kino jako sztuka, zapis myśli ludzkiej, dzieło artystyczne. Ludzie na to SRAJĄ. Rozumiecie ?! Wazna jest tylko i wyłącznie rozrywka ! Jak spijacie 2 litry wódy żeby sieuchlać obchodzi Was skład chemiczny ? NIE. Pijecie żeby sie uchlać.
Podobnie rzecz ma sięz kinem. Do kina idzie się :
1) Żeby zobaczyć fiuta Brada Pitta;
2) Żeby zobaczyć piersi Angeliny Jolie ( co w sumie nie jest takie głópie) ;
3) Mieć kontakt z przemocą ;
4) Zrobić sobie przerwę w grze na kompa/siedzeniu na gadu-gadu
5) Nie niudzić sięprzez max 2h
Kino samo w sobie jest sztuką która łączy w sobie mnóstwo innych. Zeby ją poprawnie recepjować, należy sie troche na nich znać. I tu pojawia sie problem , gdyż dla przeciętnego nastolatka Szekspir do koszykarz z NBA a Picasso to raper.
Blah Blah Blah - wiadomo o co chodzi.
A co do Piły1, to jako kino rozrywkowe sie sprawdza. Mnie się film podobał, aczkolwiek niegdy go więcej nie obejrzę i szczerze mówiąc nie pamiętam już o czym jest. Spędziłem 2h nie nudzac się. Na szczęście obejrzałm go w DivX a nie w kinie. Bo inaczej bym nie był taki pacyfistyczny w tej kwestii.
Jezu, jak pomyślę że za takie "kino" miałbym zapłacić ....
Pozdrawiam Was gestem Sary Michelle Gellar
Stary, ja odwzajemniem gest :)
Twoja wypowiedź jest cholernie pesymistyczna, ale i realistyczna - to trzeba przyznać. Zgadzam się z nią w 100%, ale nie mogę się zgodzić z takim stanem rzeczy, kumasz?
Napisałeś, że już o "Pile" nie pamiętasz - wnioskuję więc, że film spłynął po Tobie jak woda po gównie. Obojętność jest gorsza od krytyki. Tym stwierdzeniem ostatecznie pogrzebałeś nadzieję "Piły" na rehabilitację.
Jeżeli nie możesz się zgodzić z takim stanem rzeczy to sugerujęwyjechać na Marsa albo Wenus.
Bo będzie coraz gorzej :)
Czaisz? Zajeżdżam na Marsa, wysiadam z samolotu, a tu przed oczami rozpościera się wielki baner reklamowy z plakatem "Piły II" :)
Dlatego jedyny (aktualnie kręcony) dobry SF to Battlestar Galactica.
Sterylności brak.
Kręcone jak dokument.
Dojrzali aktorzy.
Głębokie postacie.
Jest cel, ale wszyscy wiedzą jaki. Nie wiedzą tylko jak go osiągnąć.
Nikt nic nie wie.
Oprócz tego ogólna klaustrofobia i strach przed wrogiem, który może wyglądać jak nasz najlepszy przyjaciel.
Jeśli LOSTa podciągnąć pod SF, to też byłby niezły.
Gwiezdne Wrota kiedyś były niesamowite, ale teraz... Atlantis dobrze ciągnie, ale reszta (przez styl - co tydzień nowa planeta) jest taka nijaka ostatnio.
Oj Cobalt, Cobalt … Tak sobie czytam Twój (bądź co bądź nie pozbawiony całkowicie sensu) słowotok i nie mogę wyjść z podziwu, z jakim pietyzmem i zaangażowaniem „postujesz” na niniejszym forum!
Nie jestem psychologiem, ale chyba nie trzeba nim być, aby określić Cię mianem „skrzywdzonego przez przemysł filmowy, wielkiego aczkolwiek zawiedzonego miłośnika filmów grozy”. Nie jestem już również (aczkolwiek w dzieciństwie byłem – kiedyś trzeba dorosnąć) fanem horrorów. Mimo tego pozornie dyskwalifikującego mnie faktu, postaram się przedstawić kilka osobistych przemyśleń odnośnie „Saw I” (bo część II była totalnym badziewiem), które przedstawią ten bardzo dobry film w lepszym świetle.
Weźmy na przykład Twoje cyt. "siedem grzechów głównych współczesnego kina grozy” i porównajmy ja z „Piłą”.
1. Sterylność: trudno nazwać film, w którym odcinane są ludzkie kończyny, przeprowadzane amatorskie operacje na żywym i świadomym organizmie, a główni bohaterowie przebywają w zapyziałym kiblu (trudno to nazwać toaletą) – mianem sterylnego,
2. Efekciarstwo: moim zdaniem nic tak bajeranckiego i efekciarskiego nie miało w nim miejsca,
3. Niedojrzałość aktorów: stwierdzam, że cycatych blondynek i debilnych nastolatków MADE IN USA również w nim nie było,
4. Płycizna kreacji (wadliwy scenariusz): moim skromnym zdaniem scenariusz stanowi najmocniejszy argument „na tak” w owym filmie; nie jestem na bieżąco z filmami grozy, ale tak poruszonego wątku wcześniej nie widziałem,
5. Finalizm (nadrzędna konieczność zaskoczenia widza): osobiście nie lubię horrorów, w których już na samym początku poznaję zaskoczenie a jedyną niewiadomą pozostaje finalna liczba ofiar, a w „Saw” zakończenie było rewelacyjne,
6. Niedorzeczność motywacji bohaterów o życie walczących: (długa przerwa na śmiech) czy wyobrażasz sobie większa motywację niż chęć uratowania własnego życia i uniknięcia śmierci?
7. Tendencja do wyjaśniania wszystkich wydarzeń: przykro mi, ale w „Pile” zarówno motywy, jak i sam twórca „śmiertelnej gry” do samego końca pozostali zagadką (dopiero idiotyczna ala „amerykańska pop-kultura-papka” kontynuacja popełniła ów grzech),
W Twoich oczach na pewno się mylę, ale uważam „Saw I” za film naprawdę bardzo dobry. Oczywiście porównywanie go z „Cube”, „Siedem”, „Milczeniem Owiec” a przede wszystkim z doskonałym „Lśnieniem” jest tak idiotyczne jak porównywanie „Misia Koralgola” z czołowymi gwiazdami filmów porno! Co nie zmienia mojego dobrego zdania odnośnie pierwszej piły.
Szacunek!
A propos sterylności, to spłyciłeś mocno nasze rozważania. Poprę Cobalta mimo wszystko. Sterylność i hermetyczność. To wbrew pozorom jest sterylne. To jest taki, o, zaśmiejcie się, czysty brud. To wszystko jest paskudne, obesrane, ale nie można się od tego pobrudzić. Przypomnę cenną uagę Cobalta, : to jest jak makijaż. Tutaj nie ma żadnego zapachu. Nie żebym za tym specjalnie tęsknił, ale realizm, to jest realizm i wymagam go na wszystkich polach, kiedy się twórca tym chwali.
A i z końcówką się nie zgodzę, bo porównujemy nie lśnienie z piłą, a kierunki i trendy, wszystko to co teraz serwują nam producenci filmowi.
to tylko takie, ot, moje zdanie.
Początek Twojej wypowiedzi to nawiązanie do mojej polemiki z niejakim Tasmanem - nie musiałeś tego robić, kiepsko to wypadło. Zresztą całość przypomina za bardzo moją manierę pisania z tamtego okresu - to też kiepsko wypadło.
A teraz do rzeczy: jeśli uważasz, że miłośników horroru należy sytuować wyłącznie w przedziale wiekowym od 1 do 18 lat, to jesteś w będzie, drogi przyjacielu, i ten wtręt był również nie-na-miejscu.
Czy pierwsza część "Piły" popełnia "siedem grzechów głównych"? Moim zdaniem tak, choć oczywiście w znacznie mniejszym stopniu niż "dwójka".
Film, w którym odcinane są ludzkie kończyny, nie ma nic wspólnego ze "sterylnością" w tym znaczeniu, o jakie mi chodzi. Film, w którym odcinane są ludzkie kończyny, to film dla "żądnych mocnych wrażeń nastolatków". To po pierwsze. Po drugie, brud w "Pile" to makijaż. I nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. A nieudolne kopiowanie klimatu z innych produkcji jest aż nadto czytelne i razi pretensjonalnością. Zresztą tak się zastanawiałem po seansie, czy gdyby morderca uwięził bohaterów w pomieszczeniu wyłożonym marmurem, efekt końcowy nie byłby bardziej przerażający. Genralnie, "Piła" to w moim odczuciu film sterylny, bo aurę grozy, osaczenia i klaustrofobii buduje w sposób sztuczny i wymuszony. Film brudny to nie film krwawy, lecz film śliski od krwi - oto fundamentalna różnica. Świetnie uchwycił tę dyskretną zależność niejaki John Deer, pisząc o ludzkich wydzielinach.
Twierdzisz, że nic efekciarskiego i bajeranckiego nie miało w "Pile" miejsca. Trudno mi polemizować z takim stwierdzeniem, zwłaszcza że dla mnie ten film to techniczny bełkot (montaż ujęć niczym znajgorszych teledysków).
Niedojrzałość aktorów - faktycznie cycatych blondynek w "Pile" nie było, ale nie interpretuj tego punktu tak dosłownie.
Scenariusz jest kiepski. Pomysł na scenariusz jest natomiast genialny. Oto zasadnicza różnica.
Finalizm - zakończenie filmu było naprawdę zaskakujące, gdyby nie to, że przez cały czas czekałem, kiedy i czym mnie reżyser zaskoczy. I faktycznie - niewiele się pomyliłem. Na marginesie, ostatnio zauważyłem w kilku opowiadaniach Kinga, że na początku narrator informuje nas, że np. pokój jest nawiedzony, po czym oddaje głos bohaterowi, który dziarsko stwierdza, iż jemu nic sie nie stanie, a nastepnie akcja przenosi się do owego pokoju. Tymczasem my, czytelnicy, wiemy już , co się stanie, wiemy, że pokój jest nawiedzony, wiemy również, że bohater będzie miał przesrane. Podobnie w adaptacji "Lśnienia" dokonanej przez Kubricka - początkowa rozmowa Nicolsona z kierownikiem hotelu jest tak genialna właśnie przez to, że bohater zgrywa twardziela i nie wierzy w zapewnienia kierownika o krwawej historii hotelu Overlook. Słowem, wiemy, co się stanie, wiemy, że bohater dostanie szału, dzięki czemu, zamiast czekać na jakiś zaskakujący, skupiamy się na filmie. A mówiąc jeszcze inaczej, zaskoczenie jest tu wplecione w tkankę filmowej narracji, nie zaś - jak w przypadku tej nieszczęsnej "Piły" - elementem osobnym, wyeksponowanym, oczekiwanym etc.
Co do punktu 6. przyznaję Ci rację - tutaj rzeczywiście popełniłem błąd, albowiem sam fakt walki o życie jest dostateczną motywacją. Szacunek dla Ciebie za wychwycenie tej nielogiczności.
Tendencja do wyjaśniania wszelkich okoliczności była skierowana pod adresem części II.
I pamiętaj, że to nie ja porównałem ten "film" z "Cube" czy "Siedem", lecz amerykańascy krytycy, którzy - jak widać - nie mają szacunku dla własnych osiągnięć.
pokaz prasowy z definicji nie kosztuje nic i wlasnie dlatego zdecydowalam sie na obejrzenie Pily II, a wszystko co mialam do powiedzenia na jej temat znajduje sie na film.org.pl
dziekuje za powiadomienie mnie o tej dyskusji.
heh, ten film tez mial jakies przeslanie... Jak dla mnie byl bardzo dobry... A Cube i Seven tez bardzo lubie...
ja powiem tyle z poczatku mi sie podobał i tak sadizłem ale po jakimś czasie stwierdziłem ze to jest Kupa gówna wielka śmierdzaca kupa gówna!! pozatym do Se7en nie dorasta do piet zaden inny film zero a piła jak by to powiedzieź zabijanie dla oka;/;/;/(niektórych to cieszy)
Żywię wielki szacunek do takich ludzi jak Ty Cobalt. Do miłośników gatunku, niezależnie od tego jaki to gatunek! Mówiąc, że wyrosłem z horrorów, miałem na myśli to, że po prostu przestały mnie one interesować. Nic ponad to (nie chciałem nikogo urazić)!
Ale wracając do tematu, to chyba nigdy nie znajdziemy nici porozumienia! Traktujesz filmy grozy w sposób dla mnie nieosiągalny i dostrzegasz w nich rzeczy o których ja nie mam najmniejszego pojęcia. Jesteś pasjonatem i fascynatem dreszczowców zbyt wymagającym w porównaniu do mojej skromnej osoby!
Dla osoby takiej jak ja „Piła I” jest filmem naprawdę ciekawym i oryginalnym, a to obok klimatu cenie najbardziej. Nie twierdzę, ze jest arcydziełem, co z całą świadomością mogę powiedzieć o Kubrick`owskim „Lśnieniu”, czy genialnym „Cube I”. Może jestem w porównaniu z Tobą, osobą mało wymagającą i nie tak dociekliwą jednak ten film naprawdę mnie urzekł. Ale miło jest przeczytać opinie fascynata.
Respekt.
Musze powiedzieć, że podoba mi się Twoja wypowiedź. Bo czuć w niej DYSTANS i SAMOŚWIADOMOŚĆ.
Dodam jeszcze, że jestem MIŁOŚNIKIEM KINA W OGÓLE (choć faktycznie twórcy science fiction i mistrzowie grozy zajmują u mnie miejsce poczytne).
Poetyka grozy to zjawisko baaardzo pojemne - "Zamek" Kafki też rozsiewa - mówiąc obrazowo - zarodniki grozy. Horror to jedynie najbardziej skrajna jej postać.
autor tego tekstu to jakis burak , tyle na wstepie
na filmach sie niezna i krytykuje wszystko jak lecie a siedme to była chała dopiero straszny szit ....buhhha znalazł sie znawaca ...pewnie jeszcze pieluchy nosi a komentator z niego ze hoho ....wy sie nie znacie ja tylko sie znam takie słowa w kazdym jego poscie mozna odczytac ....loser
Na stos z nim!!! Buuu!!! Niech go piekło pochłonie!!! Buuu!!!
Swoją drogą masz zejefajną ksywkę :)
Cobalt uważaj, fanatyk zostawił wiaderko i wychodzi z podwórka z samymi grabkami. I czapkę ma daszkiem do tyłu. Chyba się chce trzaskać!
Spoko, to jest ewidentna prowokacja, w dodatku prostacka. Tacy ludzie, jak FanatykPL mają żal do świata, że się w ogóle urodzili.
Witaj moj "najgorszy koszmarze" ;) Udalo mi sie w koncu znalezc gdzies pod spodem twoj post i musze przyznac, ze jestem zakoczony tak wielka iloscia wpisow (42 komentarze, a z tego co zauwazylem to polowa twoich :D). Nie rozumiem jednej rzeczy: jezeli rzeczywiscie uwazasz obydwie "Piły" za produkcje "gówniane" to po co tracisz tyle czasu na rozpisywaniu sie na temat tych filmow?? Wydaje mi sie, ze probujesz na sile wpoić innym osobom swoje racje. Jesli o to chodzi, to mnie nie przekonales, jednakze doceniam twoj niepohamowany upor w dążeniu do celu. Z pewnoscia trudno ci tez znieśc fakt, ze tak wielu fanów znalazlo sie na forum... Mnie tez ciezko zrozumiec skąd tylu fanow maja takie produkcje jak np. "Teksanska masakra"; "Komorka", przygody Bridget Jones, harrego Pottera i inne takie. Tak czy inaczej mam nadzieje, ze uszanujesz moja opinie, a nie od razu mnie zjedziesz z góry na dół :) Tyle narazie, postaram sie jeszcze tutaj zajrzez. Pozdro
Zara, zara, a czy ja tu kogoś zjechałem "od góry do dołu"? I co to znaczy, że "na siłę próbuje wmawiać swoje racje"? Masz mnie za jakiegoś telepatycznego terrorystę?
Co do marnowania czasu - zrozum, że "Piła" to raptem pretekst tej dyskusji - ot, taki kliniczny przykład, ilustrujący bylejakość dzisiejszego kina, próbka, na zawartości której można przeprowadzać doświadczenia.
tak tak film byl naprawde przykry jak obejrzalem ta czesc to dlugo po niej nie moglem ogladac juz innych filmow
eeeee cobalt nie przesadzaj. jestem pewnien, ze gdyby "pila" wyszla kilka lat przed "milczeniem owiec" to bluzgalbys teraz milczenie owiec. film zrobiony dobrze (ksiazka jeszcze lepsza) ,ale twoj komentarz pewnie by brzmial w stylu.
".... no i co to ma byc koles psychol kanibal. niby wszechwiedzacy w dedukcji lepszy od wszystkich detektywow. co to po wygladzie potrafi powiedziec gdzie sie urodziles, w ktorym roku i jak przebiegalo twoje zycie. niby taki madry, inteligenty i elokwetny a tak na prawde choci mu tylko o wpierdalanie ludzi... etc"
przeciez milczenie owiec pod wzgledem fantastyki przebija w niektorych miejscach wladce piersieni. po prostu byl to jeden z pierwszych filmow w swoim rodzaju. podobnie jak se7en. podobnie jest z "psycho" pozniej tez na peczki zaczely powstawac filmy o rozdwojeniu jazni. a w ostatnich lastach to ogladamy ich prawdziwy wysyp. tozsamosc, hide and seek, sekretne okno, high tension etc.
nie ma co bluzgac pily, wiadomo nie jest to jakies wybitne kino, ale swoja role spelnil. kosztowal 1mln dolcow a piekszosc widzow trzymal w napieciu, przestraszyl no i koncem zaskoczyl... i tyle wystarczy
ja np. nie moge zniesc filmu "za wszelka cene" ktory obsypali oskarami. ckliwa bajka, typowe rzemioslo clinta i nic wiecej. unforgiven zaskoczyl, ale gdy pozniej ogladasz ktorys raz ten sam schemat to zaczyna to po prostu draznic. clint- czlowiek po przejsciach co to ma gruba skore na wierzchu ale tak na prawde jest delikatny i wrazliwy bla bla bla etc.
wiec jak wszedzie tak i tu, w kinematografi, w pamieci pozostaja ci pierwszi...
Emch, widzę, że w dziedzinie "gdybologii" jesteś prawdziwym mistrzem.
Nie będę się tu rozwodził nad "Milczeniem owiec", bo miejsca by nie starczyło. Znajdujemy się zresztą w strefie poświęconej "filmowej kaszance", więc nie będę tu profanować filmu Demme'go. Powiem jedynie, że bardziej cenię "Siedem" od "Milczenia" i mam żal do świata, że "Milczenie" zostało nakręcone jako pierwsze. W przeciwnym wypadku "Seven" zgarnęłoby oscarowego pokera, ale to też dziedzina "gdybologii", mam rację? Oczywiście, że mam.
W związku z powyższym proponuję zaprzestać "gdybania" i spojrzeć na fakty, bo fakty mówią zawsze same za siebie.
A co do Clina Eastwooda, to trochę więcej szacunku, bo to ostatni wielki amerykański twardziel (i reżyser). Jeśli on zejdzie, to nawet napisów końcowych nie zobaczymy. "Million dollar baby" stanowił zaś dla mnie prawdziwy - parafrazując Jamesa Liptona" - knock out. To tyle na ten temat.