W związku ze zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia jako Pierwszy Oficer, bo Naszej Kapitan to nie przystoi, pragnę w imieniu Załogi Curiosity złożyć filmwebowi najserdeczniejsze życzenia.
Może o nas zapomnieliście, lecz my pamiętamy, że to dzięki filmwebowi się poznaliśmy. Nie dzięki jego użytkownikom, ale dzięki temu serwerowi, który zawdzięcza nam częste zadyszki. Nie będziemy skromni – to przez nas macie 1000 postów limitu, lecz my nie ubolewamy z tego powodu. Przeciwnie wręcz, wielu z nas czynnie bierze udział w życiu tego serwera, choć nie objawiamy tutaj naszej agresji, za to jak nas potraktowano dwa lata temu. Wygnanie przyjęliśmy z godnością. I tak trwamy dwa lata w wielkiej przyjaźni i każdy kamrat się ze mną zgodzi w tej kwestii.
Jednakże zbliżają się święta i chcielibyśmy być mili dla „prawie” wszystkich. Są oczywiście wyjątki, nikt temu nie przeczy.
Biorąc powyższe pod uwagę zostawiam temat otwartym......
Zmieniło to ich chwilowy brak pewności siebie, w niezłomną chęć wyrżnięcia całej załogi, anie tylko wybranych osób.
W tym czasie rzeź wokół Mordimera, Kacprra i Liriel przybierała na sile.
Piraci z coraz większym trudem odpierali ataki Kompanii. Najmniej było to widać po wzmocnionym Specjalnym-Rumem-Na-Wyjątkowe-Okazje Kacprrrze.
- No i znów to samo! - krzyknęła Katie. - Nie da się uniknąć tego bezsensownego rozlewu krwi?
Załoga popatrzyła na nią, jak na - conajmniej, stukniętą.
- Yyy... Niech pomyślę... Nie. - odpowiedziała chłodno Lolewina, udając zamyśloną.
- Dlaczego?
- Bo, po pierwsze: lubimy to, po drugie: jesteśmy w tym najlepsi, a po trzecie: mamy przewagę. - wyliczała Pchełka na palcach.
- Przewagę?
Wszystkie trzy piratki obróciły się w stronę, z której dochodził ów głos. Zobaczyły Kapitana Kompanii. Dzień wcześniej przejął on dowództwo nas rosyjskim statkiem.
- Masz coś nie-tak ze słuchem? - zaśmiała się Lola.
Kapitan zignorował jej odzywkę.
- Obawiam się, że wasze wyobrażenie o mojej załodze jest nieco... błędne.
Podczas wymowy ostatniego słowa, na jego twarzy pojawił się uśmiech. Później zerknął na zegarek. "Co to ma być?!" - dziwiła się Pchełka. Jednak w momencie wybicia równej 10:00, wszystko stało się jasne. Spod pokładu rosyjskiego statku wybiegło kilkudziesięciu żołnierzy uzbrojonych po zęby. Błyskawicznie przedostali się na Curiosity, okrążając zdezorientowanych piratów.
----------
I teraz nie wymyślać mi tu po raz setny cudownego sposobu ucieczki! ;PP
Najzacieklej walcząca trójka została skutecznie odcięta od reszty załogi.
Edward zbladł bardziej niż zwykle. Jaszczur zaczął kląć bardziej niż zwykle.
Lola wybuchła przerażającym śmiechem. Kamraci spojrzeli na nią nieco zdziwieni...
- Histeria. Nie przejmujcie się. Dobrze że nie płacze... - mruknął Pos
- No moi drodzy. Piękny dzień na Śmierć - uśmiechnęła się gorzko Pchełka
- Witaj niebycie - powiedział Mordimer
-Ty, Mord, ciebie chyba przypadkiem całkiem porąbało? - krzyknęła bardziej piskliwym niż zwykle głosem Liriel. Przeładowała Pukawkę i jednym strzałem zrobiła dziurę przez kilku przeciwników.
- Ma rację - mruknął Kacperr. - Witaj niebycie. I obyś ty był pierwszy, a nie oni
- - - - - - - -
Oj nie nie nie wymyślać ;p
Ann i stojaca obok niej Karola miały przed sobą 10 przeciwników.
- Wiesz... ciesze się, ze cie poznałm - zaczęła Ann.
- Ja również. Ale nie zegnaj sie jeszcze! Może z tymi tutaj jakoś sobie poradzimy...
- Jakoś wątpię - rzuciła szybko Ann oblokując atak jednego z przeciwników. Walka była zacięta. Kątem oka obie dziewczyny dostrzegły Biedronkę walczącą przeciwko siedmiu przeciwnikom. Nie miał jej kto pomóc, a sama nie dała rady....
Tymczasem na rufie okrętu Katie i Martucha walczyły ramię w ramię z grupą napastników. W pewnym momencie przeciwnik Martuchy przerzucił broń z prawej do lewej ręki i ciął ją w głowę. Dziewczyna zdążyła odskoczyć, dzięki czemu ostrze tylko ją dransnęło. Jednak straciła równowagę i upadła. Katie szybko zabiła żołnierza i rzuciła się do kamratki. Uklękła przy Martusze i wzięła w ręce jej okrwawioną głowę. Była pewna, że już po niej.
-O kurwa!- krzyknęła- Pooos! Martucha oberwała!
Posejdon jednak nie słyszał wołania dziewczyny.
-Nie umieraj, tylko nie umieraj!
Martucha nie reagowała...
- Nie idź w stronę światła! Nie w stronę światła! Nie zostawiaj mnie!
W tym momencie Martucha nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
-Co? Jak to? Żyjesz?!- zdziwiła się Katie, po czym mocno objęła piratkę. Jednak błyskawicznie ją puściła i dodała- to znaczy... Wiedziałam, że żyjesz...
-Taa, jasne- powiedziała Martucha, po czym wstała i obtarła twarz rękawem.
W tym czasie Ewel w towarzystwie Nesy i Rzeżuchy odpierała atak sporej grupy napastników. Nie mogły dopuścić byu wróg dostał się pod pokład. Ness katem oka dostrzegła padającą Martuchę:
- NIE!!!!!!!! - krzyknęła rozpaczliwie, a koleżanki spojrzały w to samo miejsce. Wróg wykorzystał to i zaatakował. Na szczęście Ness w porę się opamiętałam, ale mimo to szabla sięgnęła jej prawego boku. Dziewczyna zwineła się z bólu a Rzeżucha i Ewel dzielnie ja osłanialy. Jednak we dwie zyt długo nie wytrzymały.
Wtem piraci usłyszeli przenikliwy gwizd, który powtórzył się trzy razy.
To Pchełka wzywała załogę do okrążenia przeciwników, tak by choć trochę zwiększyć swoje szanse .
Posejdon i Jaszczur wykorzystali chwile zawahania przeciwników i przedostali się do Martuchy i Katie. We czwórkę bez problemu odpierali atak. Jacek i Lolewina zauważyli cięzkie położenie Ness, Ewel i Rzezuchy, a Pchełka Kacper i Edward Ann i Karoli. Reszta załogi również się pogrupowała. Żołnieże byli w kropce. Zaczęli się wycofywać, aż w końcu załoga Curiosity okrązyła ich.
- Poddajcie sie - powiedziała z błyskiem w oku Pchełka.
Kapitan milczał hardo, patrząc zuchwale na Pchełkę.
-Poddajcie się!- powtórzyła
-Wolę zginąć, niż stracić honor- odpowiedział Kapitan
-A to macie jak w banku- odpowiedziała Pchełka i przyłożyła ostrze swego kordelasa do piersi Kapitana
- A nie możemy dość do porozumienia na drodze konwersacji?- wtrąciła się Katie- ile krwi już dziś wylaliśmy! Po co nam więcej?
Kacperrr popatrzył na młodą piratkę ze zgorszeniem.
- Proponuję byście oddali się nam w niewolę. Rannych opatrzy nasz medyk, a za okup będziecie mogli opuścić naszą łajbę.
Pchełka była zdenerwowana, że jedna z jej podwładnych tak śmiało sobie poczyna. Jednak po cichu przytakiwała Katie.
Wtem doszedł ich przenikliwy gwizd.
- Spadamy chłopcy!! Mamy co trzeba!! - darł się Pierwszy Oficer Kompanii
Żołnierze zaczęli się wycofywać i wkrótce na pokładzie została załoga Curiosity, w tym broczący krwią Martucha i Kacperr, mnóstwo trupów i wściekła, oceikająca krwią i łzami Liriel.
- Pieprzona Kompania Pieprzowa - mruczała pod nosem - Zabiję. Wszystkich zamorduję!! I nie będzie to lekka ani szybka śmierć!! - krzyczała w stronę oddalającego się statku Kompanii
- O co ci chodzi? - zapytała Katie
- Jak to o co? - zapytała z bólem w głosie - Rozejrzyj się!!
Załoga usiłowała ocenić straty.
Brakowało Mordimera....
Pchełka rzuciła się do steru, ponieważ Martucha wymagała opatrzenia (??) wciąż krwawiącej rany.
- Edward! - krzykneła Ana. - Weź no podskocz do nich na pokład i zobacz czy mają Mordiego.
- Mają.
- Skąd wiesz?- zapytała zdziwiona.
- Widzę.
- Masz aż taki dobry wzrok? - zapytała uśmiechając sie zalotnie.
- Wprost sokoli. - odpowiedział również uśmiechając sie olśniewająco.
- No to skocz po niego a my cie dogonimy - powiedziała słodko i odeszła. Edward chwile pozostał w bezruchu odprowadzajac ją wzrokiem, a chwile później już przedzierał sie przez fale.
Kiedy Edzik wspaniały znów ratował wszystkich z opresji, Posejdon i Lola oglądali trupy leżące na pokładzie. Po chwili zauważyli, że jeden z nich się porusza. Szybko do niego podbiegli i chcieli dobić, ale przeszkodził/a im...
Ni stąd ni zowąd Zerwał się silny wiatr. Wyglądało to jakby nawet Neptun był przeciwko piratom.
- Edward!! Wracaj!! - krzyknęła przerażona Ann
Na szczęście wampir sam był w stanie ocenić swoje siły, w porównaniu z rozszalałym żywiołem, i w porę zawrócił.
Nadchodził biały szkwał.
- Ciąć fały - usiłowała przekrzyczeć wichurę Pchełka - Ann!! ostrz do linii wiatru!!
Statek kompanii oddalał się w przeraźliwym tempie.
Jaszczur i Jacek znosili rannych Martuchę i Kacprra pod pokład.
Piraci uwijali się jak oszalali, zrzucali górne żagle i przednie maszty, zabezpieczali ładunek.
I wtedy nadeszło pierwsze, tak silne uderzenie wiatru...
- - - - - - - - - - - -
nie nie nie nie nie!!
Dramat miał być noooo!!
(nie Kacprrr był ranny tylko Ness. A ja chce romans. I bede romansować! :P A dramat i tak i tak jest :P)
Kacperr też był ranny. Na początku ;p
z tego co pamiętam, ale mi krew oczy zalał, więc mogłam nie zauważyć ;p;p
"Any man who falls behind, is left behind"
Kurs Tortuga.
A ja idę się zaszyć w kuchni i wypiec żale.
no ja nie wiem :p
potrzebuję czyjegoś przerywnika.
Na naszym forum napisałam moje ... plany ;p
nom.... i tak ten...
ale sama ze sobą to ja za długo nie pociągnę :)
Wiatr się wzmagał. Deszcz i wysokie fale zmywały wszystkich z pokładu. Curiosity niebezpiecznie przechylało się na boki. Piraci byli wykończeni walką z żołnierzami i żywiołem. Jednak ich ranni kompani wcale nie czuli się lepiej...
- Umieeeeram, umieeeeeram! - krzyczał Kacperrr przez sen.
- No nie! W takich warunkach to ja nie mogę pracować! - żaliła się Ewel, opatrując ranę Martuchy.
- Może zamiast ramienia, przewiążemy mu usta? - zaproponowała Ness, trzymając się za obolały bok.
- To jest jakieś wyjście...
Pod pokładem siedziała jeszcze jedna osoba.
- Hej, Liriel... Nie martw się. Odbijemy go z rąk Kompanii. - pocieszała dziewczynę Martucha.
- Tak?! Ciekawe jak chcecie to zrobić?!
- No... My... Wymyślimy coś.
- Jasne! Już to widzę! Zostawicie go i po sprawie!
- Nie mów tak.
Statek przechylił się mocno na prawą burtę, a załoga straciłą równowagę. Każdy trzymał się czego tylko mógł. Martucha i Pchełka we dwie nie mogły utrzymać steru. Kilka dziewczyn objązało się linami żeby utrzymać się na pokładzie.
- Wiesz Lir... chyba mimo najszczerszych chęci nie oratujemy Mordiego - krzyczała do koleżanki Katie.
- No tak sie domyślam...
Ann w tym czasie pomagała Edwardowi dostać się na pokład. Nie było to łatwe mimo nadludzkiej siły chłopaka. W końcu jednak przeskoczył przez (słowo mi uciekło ale przez tą taką barierke :P). Złapał Ann żeby ta nie wypadła i trzymając sie razem próbowali dołączyć do reszty załogi.
-------------------------------------------------
Mam doła i bede egocentryczna. I mozecie sie wsciekac!
Reling? Albo sztormreling(bardzo adekwatnie do sytuacji ;p)
Ma sens :) Bosko jest :*
- - - - - - - - -
Nagle w oczach Liriel pojawiło się coś na kształt zrozumienia...
Ruszyła w stronę mostka(*?????)Usiłując przekrzyczeć wichurę:
- Martuch!! Pchełka!! Puśćcie ster!!
- Cooo? Zwariowałaś? - odkrzyknęła jej zbulwersowana Pchełka
- Nawet jeśli... jedyne co teraz możecie osiągnąć to połamiecie koło. Puśćcie je!! - krzyczała dalej Liriel
Martucha spojrzała czule na koło i dwa utrącone słupki... po czym strąciła z niego ręce Pchełki. Kapitan zmierzyła ją morderczym spojrzeniem.
Koło zawirowało jak szalone i nagle stanęło.
- To nie jest wychylenie na burtę.... - zdziwiła się Martucha..
Wichura nie ustawała, wiatr zacinał coraz mocniej, tylko... statek płynął nieco równiej. Co prawda w ogromnym przechyle, lecz już się nie kołysał jak szalony.
- O co tutaj chodzi?! Dziwne jakieś - zastanawiała się Ann
- Słyszałem kiedyś o czymś takim - mruknął Jaszczur, dociągając węzeł przy armacie
- Ja coś takiego widziałem. - Przerwał mu Edward.
Oczy całej załogi zwróciły się w jego stronę. Tylko Liriel stanęła na dziobie i patrzyła w stronę horyzontu.
------------
* mostek albo sterówka.. nie jestem pewna
Właśnie! Reling! :P Ty to jednak jesteś Liriel :P A jak na moje to cos to mostek :P.
Ann nagle pobladła. I z przerażeniem w oczach zawołała:
- Chyba później posłuchamy Twojej opowieści... W którą stronę wieje wiatr?!
- Jest szkwał.. cięzko powiedzieć... - zastanawiał się Jaszczur.
- No ale gdzie nas znosi!? Dawajcie kompas!
Lolewina dała jej swoja busole.
- Ale powiedz o co chodzi! - dopytywała sie "Pani Pierwszy Oficer"
- Do stu diabłów! - krzyknęła Ana która była teraz równie blada co Edward.
- NO MÓW O CO CHODZI!
- Prąd znosi nas na zachód i na sto procent nie mając sterowności nadziejemy sie na skały. A skoro płyniemy tak szybko to wiecie co to znaczy...
Po tych słowach cała załoga wyglądala jak stado wampirów. Nie wiedzieli co robić.
- Nie zniesie nas na skały. A sterowność mamy... tylko taką... bezwolną. Dzisiaj to nie sternik steruje tym okrętem - powiedziała wyjątkowo spokojna Liriel
- To znaczy? - dopytywała się Lola
- Spytajcie Edwarda. - rzuciła krótko i wróciła do poprzedniej pozycji
Załoga stała nieco zbita z tropu, Edward wiercił czubkiem buta w dziurze po sęku.
-JA NIE CHCĘ UMIERAĆ!!! - usłyszeli z pod pokładu wrzask Kacprra.
- Liriel skoro znosi nas na zachód, a tam są skały to jakim cudem je ominiemy!? -niecierpliwiła sie Ann.
- Zaufaj mi.
- ALe to wbrew wszelkim prawom... więc wybacz, ale nie moge siedzieć bezczynnie! - krzyknęła i chwiejnym krokiem udała się w stronę swojej kajuty. Edward poszedł za nią.
- Wbrew wszelkim prawom czy nie... Widziałaś co się działo jak u s i ł o w a ł y ś m y z Pchełką sterować - zauważyła Martucha
- No i dobrze!! Wierzcie sobie w bajania zrozpaczonej piratki, ja idę spróbować nas z tego wyciągnąć!! - warknęła Ann zza drzwi zejściówki
- No to skoro tak sobie płyniemy i nic nie trzeba robić... to ja Wam opowiem co słyszałem o takich zachowaniach okrętów... - zaczął Jaszczur
- Nie takie nic. Brasy się same nie wybiorą - przerwała mu złośliwie Liriel - Ale to nie ja wydaję tutaj komendy...
- Liriel!! Wszyscy rozumiemy że strata Topielca jest dla ciebie dotkliwa, ale chyba przesadzasz!! - wybuchnął Jacek
- Jacek. Brasy i szoty grotbramsli. Zajmij się nimi - zainterweniowała Pchełka
Spojrzała na kamratkę, której oczy były pociemniałe... z gniewu? z bólu? Tego nie wiedziała.
za często tu piszę :)
chyba moja osoba zdominowała opowiadanie.....
hmmmmm egocentryzm jakiś? albo egoizm....
Ci kamraci, którzy byli jeszcze zdolni do choćby najmniejszego wysiłku wzięli się do pracy. Ann była tak wściekła, ze aż z niej kipiało, ale była przekonana, że ma rację. Sziedziała w swojej kajucie i próbowała wymyśleć sposób jak ominąć przeszkodę. Nagle usłyszała pukanie do drzwi.
- Nie chcę nikogo widzieć!
- Nawet mnie? - powiedział Edward uchylając delikatnie drzwi. Usłyszał ciche westchnięcie i wszedł do środka. Podszedł do dziewczyny, usiadł obok niej i obiął ramieniem. Przez chwilę Ann siedziała sztywna jak kołek, jednak chwilę później rozkleiła się.
- Mocno są wściekli?
- Nie. - powiedział ocierając jedyną spływającą po jej policzku łzę. - Wiedzą, ze chcesz jak najlepiej.
- A Liriel?
- W podobnym stanie jak Ty. Może nawet gorzej.
- Nawet nie próbuje myśleć co przeżywa. Mordiego nie ma.. - nastała chwila ciszy. Po chwili Ana zaczęła:
- Cieszę sie, że tu jesteś.
- Nie tak bardzo jak ja - szepnął Edward a kąciki jego ust delikatnie się podniosły - kiedy zobaczyłem całą tę zgraję nacierającą na Ciebie i Karolę myślałem, że już po Tobie i sam chciałem zginąć..
- Ja czułam to samo kiedy nadszedł huragan, a Ty byłeś w wodzie... - na jej policzku pojawiła się kolejna łza. Przytuliła się do chłopaka, a on pocałował ją w czoło. Mimo szalejącego sztormu oboje pierwszy raz czuli sie tak spokojni i bezpieczni.
---------------------------------
Wiem.. miał być dramat. Już mozecie krzyczeć :P
OMG jaki analfabetyzm.. westchnienie a nie "westchnięcie"!!! Jakieś neologizmy mi się tu tworzą... ale późno już :P
Niestety, reszta załogi nie podzielała ich "poczucia bezpieczeństwa". Perspektywa roztrzaskania się o skały była bowiem dość przygnębiająca...
- No zróbmy coś! - krzyczał Jacek, nie mogąc usiedzieć (nie tylko ze względu trudnych warunków atmosferycznych) w miejscu.
- Ale co?! Próba pokierowania statkiem kończy się wypłukiwaniem załogi z pokładu, a Ann się obraziła i zamknęła u siebie! - żaliła się Pchełka. - Bez nawigatora nic sami nie zdziałamy. Pozostaje nam nadzieja, że kierunek wiatru się zmieni, lub...
- ...lub śmierć będzie szybka i bezbolesna. - dokończył oschle Jaszczur.
- Niezupełnie. Istnieje szansa, że Ann się pomyliła.
- Sama w to nie wierzysz. - wtrąciła Liriel.
- Racja. Najpewniej zginiemy. - dokończyła Pchełka i udała się pod pokład, aby sprawdzić co z rannymi.
- Nło to sięł porobiło... - mruknął Nam, który dzięki ciągłym problemom z równowagą, w takiej sytuacji jak ta, radził sobie znacznie lepiej od pozostałych.
Wtulona w Edwarda Ann patrzyła na stos papierów rozrzuconych na jej biurku. Nagle coś jej przyszło do głowy.
- Mam!
- Co?
- No pomysł! Wiatr przecież nie wieje prosto na zachód tylko kołuje... jeśli zarzucimy kotwicę z prawej strony i rozłożymy jeden żagiel, żeby złapał silny powiew z innego kierunku...
- Ej. To się może udać!
- Idziemy! - powiedziała zrywając się i pociągnęła za sobą Edwarda. Chwilę potem wchodzili już do ładowni gdzie była reszta załogi.
- Jaszczur, zresztą mówiłeś, że słyszałeś o czymś takim - tłumaczyła z uporem maniaka Liriel
- No słyszałem.... ale nie mówię że w to wierzę!! Żeby nasza Curiosity... - oponował Pirat
- Słuchajcie!! - usiłowała zwrócić na siebie uwagę Ann - Wiem co zrobić żeby nas nie rozbiło!! - po czym wyłożyło wszystkim krótko swój plan.
-Acha. Czyli chcesz nas obrócić na kotwicy a bezan dać na wsteczny... - w głosie Loli pojawił się błysk zrozumienia
- To może się udać! - ucieszył się Jacek
- I uda się!! Wszystko jest po naszej stronie, wiatr nigdy nie wieje tutaj prosto, tylko zakręca - kontynuowała wywód Ann
- Z tym że nas nie ciągnie n o r m a l n y wiatr - zauważył Jaszczur
- Mówiłeś że nie wierzysz w tę legendę!! - zaprotestowała Ness
- Wierzyć, słyszeć, a zobaczyć... - dobiegł ich szorstki, skrzypiący głos
Cała załoga rozejrzała się zaniepokojona.
Edward zbladł.
Edward wręcz nie przestaje blednąć :P.
--------
Cała załoga wsłuchiwała się uważnie w ciszę która nastała. Pierwsza odezwała się Martucha:
- Ludzie... czy ja znowu mam haluny?
- Jak ty to i ja... - powiedziała Rzezucha rozgladając się niepewnie.
- Chyba my wszyscy - skwitowała Lola.
- Jaszczur... - powiedziała Martucha podejrzliwie patrząc na pirata. - Ostatnio to była Twoja robota...
Dlaczego robicie ze mnie niepełnosprytną, zarozumiałą zołzę:P
JA wiem, że taka jestem ,ale żeby aż tak to uwidaczniać:P hahaha
- Nie tym raaaaaa... - Jaszczur poleciał nagle do tyłu. Zresztą nie tylko on, całym statkiem coś szarpnęło.
- Cotobł? - bąknął Nameless.
- Cokolwiek by to nie było, chyba musimy chwycić się pomysłu Ann. Jeden za wszystkich i te pierdoły, tak? - skwitowała Pchełka.
- Nie mamy innego wyjścia. Możemy albo zginąć, albo spróbować się ratowac- powiedziała Ewel przelatując na drugą stronę ładowni.
- Wszyscy na stanowiska! - krzyknęła Pchełka - i powodzenia załogo.
Ewel została z rannymi. Liriel, Rzeżucha, Karola, Loleina i Katie zajęły się żaglami, a Edward, Jaszczur, Jacek i Posejdon kotwicą. Pchełka stanęła u steru, a Ann dawała jej wskazówki.
- Widać już skały! Oby nie było za późno... Na mój znak wydaj rozkaz - powiedziała zdenerwowana pomagając jej utrzymać ster. - Trzy...dwa... jeden...
- JUŻ! - krzyknęły razem, a załoga wypełniła swoje obowiązki. Szarpnęło okrętem, a wszyscy stracili równowagę.
Opłaciło się. Bezan, o któym wspominała Lolewina istotnie - dymał żagle. (czy zagle moga być rozwiniete w czasie sztormu? No cóż, Curiosity to hazardziści. i grają zawsze va banque.)
Korzystając z fali odbitej od skały, która w topieli nie była jak zwykle- pod spodem, tylko na wierzchu, Curiosity zaczęła dryfować w zupełnie innym kierunku.
- Tom, Kacper, podnieście kotwicę, jeszcze nam się przyda! - zakomenderowała Pchełka, kiedy ryzyko powrotu na skały było już minimalne. Chłopcy ochoczo wyiągneli swoje muskularne ramiona w stronę przerdzewiałych łańcuchów.
Odnoszę wrażenie, ze tu wychodzi na jaw, że to pisze laik. Ba, szczur lądowy! Bleeeee....
Wszyscy lubimy elementy fantastyczne.
------------------------------------
- No, to co to był za chichoczący skrzek, tam przy skałach? - Paręnaście węzłów później Rzeżucha wypowiedziała na głos to, nad czym kazdy się zastanawiał.
Nagle statkiem wstrząsnęła potężna wibracja.
- Ann... tu TEŻ są skały? - zaniepokoiła się Pchełka
- Nie... z tego co wiem nie... - zawahała się Ann
Spod pokładu załogę dobiegł dziwny chrzęsto-zgrzyt połączony ze skrzypieniem desek.
Piraci pognali pod pokład, celem zbadania uszkodzeń.
- To ja... popilnuję tutaj... - bąknał Edward
- Wszystko wygląda w porządku... - zdziwiła się Martucha
- Bo wszystko jest całe. Nawet beczki się nie poprzesuwały. - zauważyła Liriel
- O co tu do cholery chodzi?! - wybuchła Rzeżucha
Statek znów przeszyła wibracja. Zewsząd i znikąd rozległ się tłumiony chichot.
------------
Wibracja może wstrząsnąć?
Jak widać może ;p
Do dziewczyn dołączył Edward i reszta załogi.
- Calipso... - powiedział Edward.
- Że co? - popatrzyła na niego z dezaprobatą Ann - No prosze cie... wierzysz w te stare legendy?
- To nie legendy. To fakty! - zaperzył sie wampir. Ann popatrzyła na niego jak na kosmitę..
- On ma racje -powiedział Jaszczur.
- CO!? - zdenerwowała się Pchełka. - Ty też? Czy wyście wszyscy powariowali!?
- A może to Ty zwariowałaś? - zaskrzeczał ten sam głos co poprzednio.
- Dobra. Wierze Wam. Teraz mi to wyjaśnijcie - powiedziała szybko Pchełka.
- Calipso czyli boginii mórz czasami ocali jakiś statek z białego szkwału. - powiedziała spokojnie Liriel.
- Po co? Przecież ona była podła i okrutna... to sie nie klei! - żachnęła się Martucha.
- Chyba, ze ma jakiś powód - powiedział Jaszczur.
- Zaraz zobaczymy - powiedziała pewnie Pchełka - CZEGO OD NAS CHCESZ WZAMIAN ZA OCALENIE?!
--------------------
wymyślił to mój "chwilowo genialny" kumpel Radek. :P
- Za jakie ocalenie!! Ratowałam własny tyłek!! - zaskrzeczał głos
- Chyba... co?! - Zdziwiła sie Ann
- No dobra nie tyłek. Stępkę raczej... I Rufę!! - zmieszał się głos
- Moment... to jednak nasza Curiosity... - zdumiał się Jaszczur
Statek zatrzeszczał złowiezczo
- Czyli to nie Calipso - zasmucił się Edward
- Ale też na C! - ucieszyła się Liriel
- Ej... Ann.. fa... facet ci się zarumienił - znalazł kolejną okazję do drwiny Jaszczur
Curiosity znowu przeszyła wibracja i trzeszczący chichot
To jednak robimy "Garbi super brykę"? Czy to aby nie przesada, zeby statek gadał?? NASZ statek?
Wiesz co Lir... sorry, ale jednak zrzucę to na Calipos. Z trzech powodów:
- po pierwsze nie mozemy znów cudownie wymknąć się śmierci tylko dzięki mojemu geniuszowi
-po drugi ona da nam zadanie i będzie piracenie, a nie pierdzielenie.
- po trzecie: czysto egoistyczne.. nie pasuje mi gadajacy statek.
------------------------------------------------------------
- Dobra.. koniec żartów. Ale daliście sie nabrać! - znów statek sie zakołysał.
- Zaczyna mnie to irytować.. - westchnęła Lolewina = To kim w końcu jesteś?
- Wasz przystojniaczek miał rację.
- Witaj Calipso - powiedział jakby do siebie Jaszczur. Edward tylko delikatnie uniusł kąciki ust.
- Ah.. no to... ten tego... - jąkała się Pchełka - Czemu nas ocaliłaś?
- Bo jesteście młodzi, pełni zapału, wiecie na czym polega prawdziwe piractwo i potraficie wykorzystać to co wiecie. Czyli krótko mówiąc jesteście świetni w swoich poczynaniach, a takich ludzi potrzebuje.
- Do czego? - ciągnęła Pchełka
- Mam dla was misję.
- Możemy nie skorzystać? - wtrąciła się Rzeżucha
- O ile chcecie skończyć na tamtych skałach - zachichotała Calipso a łajba znów się zakołysała.
- W takim razie słuchamy - westchnęła trochę zrezygnowana Pani Kapitan.
no wiesz;p ale jak to nie będzie Calipso to wymknięcie się śmierci nie będzie wcale ale to wcale twoją zasługą, tylko tym że nasz statek nie chciał sobie obić dupy... yy rufy ;p
a misję mamy. do Tortugi mieliśmy popłynąć.... i tam miała być rozpierducha...
jakiś motyw z mafią ruską itp.
A właśnie NASZ statek może gadać :D czasem ;p
Właśnie nasz :D
Zagłosujmy!!
na Tortuge i tak i tak popłyniemy najpierw. Martucha i Pchełka razem ze mną to wymyślały. Ale głosujmy.
Nastała chwila niezręcznej ciszy.
- Chłyba sięł kobitka zacięłaa... - wybełkotał Nam, za co po chwili dostał z łokcia od białego jak <ściana> Edwarda.
- Chłopie, lepiej jej nie drażnij.
- Bło cło? Myśli tełaz? - zagadywał dalej pirat. Nie spodobało się to jednak Calipso. Statek po raz kolejny zatrząsł się i przechylił ostro na bok. Nameless stracił równowagę i wylądował pomiędzy beczkami.
- No, już nie będzie mi przeszkadzał. - oznajmił chłodny i stanowczy głos Bogini. - Na czym to ja skończyłam?
- Naaa... Na czymś w rodzaju wynagrodzenia za ratunek. - odpowiedziała ostrożnie Martucha.
- Ah, tak! Musicie mi wyświadczyć małą przysługę.
- Co rozumiesz przez pojęcie "małą"? - drążyła temat Rzeżucha.
- Nie denerwuj się skarbie. Powinniście wyjść z tej misji... cało.
- Więc, istnieje możliwośc wyjścia... w więcej niż jednym kawałku? - zaniepokoiła się Ness. - Zdecydownie wystarczy mi małe draśnięcie szablą niż rozkrojenie na pół.
- Piraci... Zawsze musicie wchodzić wszystkim w słowo? Jeśli nie, to pozwólcie dokończyć, bo moja cierpliwość ma granice.
Załoga Curiosity postanowiła od tej pory milczeć i nie zadawać większej liczby pytań.
- A więc: zadanie jest proste. Płyniecie na Tortugę. Tam musicie odnaleźć pewną rosyjską załogę. Tak, wiecie jaką... Dała wam się we znaki. Zresztą, mnie również. Od pewnego czasu regularnie pustoszą pobliskie wody zabijając wszystko co się rusza. Czy to na wodzie, czy pod wodą. Mnie interesuje druga opcja. A konkretnie: zaprzestanie eliminacji moich ukochanych morskich... stworzonek.
- Bestii... - dodała Liriel.
- Nazywajcie to jak chcecie, ale jeśli mi odmówicie... marny wasz los. Więc jak? Mamy umowę?