I nie mogę sobie wyobrazić napakowanych kolesi, którzy widząc gościa napier***ącego siebie samego po ryju stwierdzi, że to fajne i też tak chcą.
Wiesz, ja tam może napakowany nie jestem, ale gdybym zobaczył taki obrazek na ulicy to od razu bym się przyłączył. Zresztą, sam się kiedyś zastanawiałem nad podobną akcją. Wierz mi :P
Znaczy - ja wierzę, że widząc coś takiego ktoś mógłby pomyśleć, że spuszczenie wpierdzielu takiemu agentowi dobrze mu zrobi na głowę, ale pranie siebie samego brzmi jak coś, co mogłoby zainteresować Freuda. Zawsze miałam wysokie mniemanie o mężczyznach i naprawdę nie chcę wierzyć, że to, co pokazuje ten film, jest normalnym podejściem.
Może zacznijmy od tego, że ja tych scen, gdy narrator okłada się sam albo gdy krąg schodzi do podziemi, aby tam kultywować swoje zwyczaje, nie traktuję na poważnie. Prędzej widziałbym w tym ucieczkę. Od czego? Od tego, o czym opowiada nam początek filmu, czyli od monotonii, konsumpcjonizmu, pieniędzy itp. Teraz można by zadać pytanie dlaczego sposób tej "ucieczki" okazuje się być tak radykalny? A no pewnie dlatego, że sam konsumpcjonizm wkrada się do naszego życia środkami zdecydowanymi, bez chłodnego kalkulowania i, że tak powiem, "na chama". W myśl zasady "ogień zwalczaj ogniem" narrator postanowił, że monotonię wypłoszy ze swojego życia za pomocą organizacji anarchistycznej i to, pomimo wszystko, chyba wyszło mu na dobre.
A gdy pisałem w pierwszej odpowiedzi, że też bym się do takiego gościa przyłączył, to chodziło mi raczek o to, że ja też mam czasami dość tego życia według precyzyjnie zaplanowanego schematu. Kto wie, może kiedyś pójdę w ślady głównego bohatera?
Jak dla mnie, to nadal bardzo głupi sposób na ucieczkę od monotonii, poza tym - jeśli nie traktujesz tych scen na poważnie, to jak się to, twoim zdaniem, rozwinęło? Jestem otwarta na propozycje, bo mam wrażenie, że każda byłaby lepsza od rozwiązania przedstawionego w filmie.
A jeśli kiedyś się przemożesz i pójdziesz w ślady głównego bohatera - to powodzenia, ciekawe, ile czasu minie, zanim trafisz na oddział bez klamek (albo jakiś dresio, rozdrażniony niecodziennym obrazkiem, nie postanowi poustawiać ci klepek).