... jak go malują.
Domyślam się, że aby w pełni móc wyrazić swoją opinię na temat filmu, powinienem chyba przeczytać książkę, której obraz jest adaptacją. Nie chciałbym się sprzeczać, czy Julian Jarrold demonizuje katolika czy nie. Należy sobie zdać sprawę, że początek XX wieku to zupełnie inna epoka, a arystokracja to zupełnie inny świat. Wiele z nas nie potrafiłoby się przed kajdanami tradycji, wzorów zachować, religijno-fanatycznych ceremonii uchronić. Tak w niektórych rodzinach po prostu było, a nawet gdzieniegdzie współcześnie - jest.
Film - tutaj nie będę oryginalny - również intrygował mnie w większym stopniu, gdy Sebastian jeszcze starał się jakoś egzystować w Anglii i Brideshead. Może dlatego, że dziwiło mnie, jak można subtelnie i pod przykrywką dobrych intencji [albo nawet mając dobre intencje!] niszczyć cudze życie [vide relacje matka - syn]. W momencie gdy z ekranu na dobre zniknął już Wishaw zaczynałem się trochę nudzić. Tylko trochę! Bo wciąż byłem ciekaw, czy to "przeznaczenie" Julii i Sebastiana jest prawdziwe i może przekształcić się jakąś dziwną, syntetyczną relację katoliczki i ateisty. Okazało się, że postać [zagrana zresztą z ogromną klasą przez Hayley Atwell] Lady Flyte jest zbyt silnie umiejscowiona w okowach, które dla niej wytwarzała od dziecka matka. Trochę szkoda.
Co do gry aktorskiej to młodzi Anglicy raczej nie zawiedli, idealnie [!] do roli alkoholika-geja, szarmanckiego, uwodzicielskiego, dystyngowanego i - niestety - egzystencjalnie niespełnionego, dobrano Bena Wishawa. Prawdziwą gratką są sceny, gdy pojawia się filmowy ojciec Charles'a - Patrick Malahide. Nie zachwycać się będę zaś aktorem, grającym postać główną [nazbyt sztywny, sztuczny, kartonowy] i Emmą Thompson. Nie rozumiem peanów na jej cześć. Oczekiwałem więcej.
"Powrót ..." to film chyba przede wszystkim o poszukiwaniu swojej tożsamości, które to poszukiwanie może przybrać kilka dróg. Albo zaprzeczeniu wpływu innych na nas samych [Sebastian], szukanie miejsca poza kręgiem pierwotnym, wychodzenie i pragnienie od życia o więcej niż powinniśmy [Charles], bądź poddanie się w końcu tej wizji naszego "ja", którą wpoili nam wpływowi inni [Julia].
Za dobrą grę aktorską, wyśmienitą muzykę i oddanie klimatu, jednak troszkę wydłużoną i zepsutą końcówkę i nienajlepszy dobór głównego aktora daję zasłużone 7 gwiazdek.
pzdr!