Niezwykle interesujący film będący szkicem psychologicznym trzech osób. Oto do rodziny po dwunastu latach powraca paterfamilias i zaraz zabiera swych dwóch synów na wycieczkę. Podróż staje się pretekstem do obserwacji charakterów, zachowań trójki bohaterów postawionych w dość niezwykłej sytuacji. Starszy syn jest zachwycony powrotem ojca. Wpatruje się w niego jak w obrazek świętego, chłonąc każdy jego gest, każde słowo. Jest jak wierny spaniel: kopnij go, a ten zaraz powróci nie mając nic za złe... do czasu. Młodszy syn trzyma się na dystans. Pełen złości za samotne lata i nieufny co do przyszłości woli trzymać ojca na dystans. Jest niczym uparty osioł, nie zauważając, że w swoim dziecinnym uporze rani przede wszystkim siebie. Wydaje mu się, że nauczył się żyć bez ojca, że nie jest mu on potrzebny... do czasu. I w końcu najważniejsza postać filmu: ojciec. Jest uosobieniem pierwotnych sił natury, brutalny, szorstki, ostry i bezkompromisowy. Jego miłość przejawia się w czynach, brakuje w nie jednak ciepła, poczucia bliskości. To mężczyzna, człowiek czynu a nie uczuć. Docenić to może widz patrząc na wszystko z boku, dla synów (zwłaszcza młodszego) jawi się raczej niczym nieprzystępny kolos, który czegoś od nich chce. Wydaje mu się, że tym konkretnym działaniem uda mu się nawiązać "męską więź"... do czasu.
"Powrót" to surowa, nieułagodzona opowieść o ludzkiej psychice i więziach rodzinnych. To niezwykle ostry, pozbawiony akademickiego moralizowania obraz świata. Prostymi środkami reżyser wciąga widzów w sam środek emocjonalnej zawieruchy, czyniąc z tego melancholijną, niemal medytacyjną opowieść o sensie istnienia.
Film nie jest doskonały. Zwłaszcza od strony warsztatowej. Jednak nie trudno przychodzi je zignorować, bowiem to, co najważniejsze to opowieść. Ta zaś jest najwyższej jakości
Film bardzo urodziwy. Już w pierwszych ujęciach, jeszcze przed wyruszeniem w trasę, atmosfera nieco senna, nieco metafizyczna jak w „Zwierciadle” albo „Stalkerze” Andrieja Tarkowskiego, chociaż reżyser odżegnuje się od świadomego nawiązania do Tarkowskiego. Może to takie rosyjskie naznaczenie, przed którym nie sposób umknąć.
Nie odbieram osoby ojca jako brutalnej. Nie wiemy o nim nic. Ale nawet jeżeli przez te minione lata miałby mieć do czynienia z dziećmi (w co wypada raczej wątpić), to z pewnością swoich akurat synów nie zna. Wspólna wyprawa bez uprzedniej adaptacji siłą rzeczy jest przedsięwzięciem niebezpiecznym. Mogę powiedzieć, że ojcu a i matce (która zna swoich synów chyba najlepiej) zabrakło wyobraźni. Musiało zabraknąć, żeby mógł powstać na takiej akurat osnowie ten tajemny film. Są momenty w trakcie wyprawy, gdzie wyraźnie widać, że ojciec wcale nie jest aż tak niepojęty, jakby mogło się wydawać młodszemu synowi. Ojciec pragnie zadzierzgnięcia więzów, zdobycia zaufania synów (co przejawia się m.in. np. w nierozsądnym wręcz zezwoleniu im na samotne opuszczenie wyspy łodzią). Zależy mu na pozyskaniu sobie chłopców, tylko kompletnie nie wie, jak się do tego zabrać. Traktuje ich jak dorosłych i to jak bardzo dobrze sobie znanych dorosłych – a tak przecież nie jest.
„Powrót” to dla mnie opowieść o trudności dzielenia się uczuciem – o trudności, którą wzajemnie piętrzymy będąc pozbawieni wglądu w innych, ale i przede wszystkim wglądu w samych siebie. O nieokrzesanej arogancji jakiej doświadczamy i jaką oferujemy innym.
Bardzo dobrze zostały rozegrane partie synów. Ich przemiana w obliczu utraty przywódcy. Następuje błyskawiczne ustalenie nowych ról i uznanie tego stanu rzeczy. Czasem potrzebna jest strata ostateczna, żeby znaleźć uładzenie w sobie, intuicyjnie odszukać swój potencjał.
Niesamowita jest dla mnie scena pierwszego spotkania z ojcem. Pozdrowienie przy stole bez zwyczajowych uścisków na powitanie. Już tutaj widać, jak bardzo zdają się być sobie niepotrzebni, jak bardzo od siebie odwykli. Czy rzeczywiście? Sprawa jest bardzo zagadkowa. Bo nie o brak bliskości z synami tylko tu chodzi. Nie ma też żadnego gestu na styku z matką/teściową czy też przede wszystkim z matką obu chłopców. Iście kuriozalny układ, w który widz nie jest wprowadzony, ale który pozwala na szeroką interpretację.
bardzo trafnie ujety aspekt narastania napiecia i zwrotu biegu wydarzen w wyrazeniu "do czasu", ten czas to kilka minut fimu ale jakze intensywne kilka minut. Poza tym wydaje sie, ze mlodszy syn jest bardziej podobny do ojca, dlatego sie to on sie buntuje. Ten film jest to dzielo wybitne, niedociagniecia warsztatu, jesli takowe istnieja, sa niedostzregalne, co nie wplywa na odbior filmu. Ten film tak jak ongis Pikinik pod Wiszaca Skala czy Podwojne życie Weroniki arcydziela sztuki filmowej, ktore ukazuje cos co jest nieuchwytne, ulotne, obracajace sie w takt szelestu traw, szumu drzew czy ukryte za kawalkiem szkielka.
"Film nie jest doskonały. Zwłaszcza od strony warsztatowej."
Kompletnie nie zgadzam się z tym! Film jest prowadzony perfekcyjnie i z ogromną dyscypliną. Dla mnie to jeden z atutów tego filmu. "Warsztat"- wcale nie znaczy że trzeba używać wielu środków wyrazu. Jak dla mnie kino hollywoodu chowa się przy tym filmie ze swoim warsztatem. Reżyser oraz operator są świadomi każdej sceny i każdego ujęcia-mistrzostwo świata.
No nie wiem. W kilku miejscach były wyraźne błędy montażowe, w paru innych zdarzyło się złe wykadrowanie... być może zwróciłem na to uwagę, bo w wielu miejscach rzeczywiście zdjęcia są zachwycające.
Błędy montażowe w znaczeniu akademickim zdażają się zawsze. Jestem świadom zasad montażu a zwłaszcza kompozycji kadru itp. Uważam film za warsztatowo znakomity.